Vincent Ettrich. Ujęcia z jego życia. Ulica, sklep z damską bielizną. Stringi ważące tyle co mgiełka, Coco Hallis. Restauracja Acumar, Coco, potrawa_ Bóg z wody._ Bruno Mann, przyjaciel Vincenta, który podobno umarł, a nagle stanął przy stoliku. Zapalone skwierczące świeczki i mózg wpadający w popłoch. Cóż, można wpaść w popłoch lądując nago w łóżku z kobietą wprost z sali restauracyjnej. Kobietą, której kark zdobi ciekawy tatuaż - napis BRUNO MANN. Warto się wtedy zastanowić co jest snem, a co życiem. Tylko jak to obiektywnie sprawdzić?!* Co pomyśleć o życiu, gdy nie ma można wyczuć swojego pulsu, a amnezja jest najlepszą przyjaciółką?* Kim jest albo raczej kim był Ettrich: człowiekiem reklamy, psem na kobiety, farciarzem?! Kim jest Coco: figową dziewczynką, aniołem stróżem, kochanką?!
Trzydzieści parę początkowych stron i tyle treści. Całkiem nieźle. Stron napisanych pewną ręką Carrolla. To widać i czuć. Szkoda, że nie jest to Carroll w swojej najlepszej formie(jest to moje prywatne zdanie). Czytając powieść odniosłem wrażenie rozpaczliwych poszukiwań. Formy, treści, napięcia. Głównie napięcia. Co rozdział to zmiana akcji, obiecana i niejako gwarantowana niespodzianka dla czytelnika. Brakuje mi trochę tego wywołującego zaciekawienie stopniowania napięcia, narastania atmosfery niezwykłości. Tego zakłócenia rzeczywistości stopniowo wdzierającego się w realność. Magiczność nie ma tu uroku delikatnego, chłodzącego rozgrzaną twarz wiatru, lecz siłę trąby powietrznej. Wszystko wydaje się mi dziwnie wyolbrzymione. Uczucia nazbyt egzaltowane, akcja zbyt rwąca. Ale są to moje odczucia i zderzenie moich oczekiwań z kolejną powieścią Carrolla. Zdaję sobie sprawę, że ktoś inny może moje zarzuty odbierać jako zalety książki. Na tym polegają różnice w odbiorze każdego utworu literackiego.
Postacie są barwne i charakterystyczne. Główny bohater Ettrich to facet szarmancki, wrażliwy, dżentelmen, wyszukany i wulgarny zarazem. Kawał skurczybyka, nigdy nie dający jednak odczuć kobiecie, że ją wykorzystał. Inne postacie też nie są, jak to bywa u Carrolla, przeciętne. To dobrze.Jest w tej powieści specyficzny humor autora. Dygresje o charakterze ogólnym wyrosłe na gruncie konkretnej obserwacji.
_ Śmierć jest głupia, ale bardzo uparta. Więźniowie i nieszczęśliwie zakochani często robią doktoraty z badań nad sufitem. _ Jest charakterystyczny dla Carrolla zachwyt nad tajemniczą istotą jaką jest kobieta. Biorąc pod uwagę fakt, że panie w tej powieści są piękne, eleganckie, wyrafinowane i inteligentne, jest to jak najbardziej naturalne. Jest seks, który wyczerpuje i syci. Są i wulgaryzmy, które brzmią trochę dziwnie w ustach ludzi bądź co bądź niezwykłych: „posrasz się ze strachu”, „zajebisty kawał”, „do kurwy nędzy”, „o jasna dupa”. Jest poszukiwanie sensu życia i śmierci, próba uchylenia rąbka tajemnicy. Są wszystkie tematy ulubione przez Carrolla.
Książka mimo swoich zalet i uroku nie zachwyciła mnie. Sądzę, że wynika to po trochę z moich ciągle rosnących wymagań w stosunku do autora. Brak zachwytu nie oznacza jednak, że jest to słaba pozycja. Być może gdyby napisał ją ktoś inny lub gdybym nie przeczytał wcześniej wielu książek pisarza wrażenie byłoby większe. Z niecierpliwością, ciekawością i nadzieją zabieram się teraz za smaczną szklaną zupę, którą ugotował dla nas Jonathan Carroll.
_ ... a prawdziwa miłość jest zawsze chaotyczna. Gubisz się, tracisz trzeźwy osąd. Nie umiesz się bronić. Im większa miłość, tym większy chaos._