Trwa ładowanie...

Była służącą w Arabii Saudyjskiej. Pan zrobił z niej "ludzką popielniczkę"

Życie Ayu z Dżakarty od najmłodszych lat było naznaczone głodem, bólem i poniżeniem. Wszystko to miało swoją kulminację w Arabii Saudyjskiej, gdzie miała pracować jako służąca, a skończyła jako seksualna niewolnica. Jej przerażająca historia została opisana w książce Marcina Margielewskiego "Koszmar arabskich służących".

Książka "Koszmar arabskich służących" ukazała się 1 czerwcaKsiążka "Koszmar arabskich służących" ukazała się 1 czerwcaŹródło: Materiały prasowe
d1zcx1u
d1zcx1u

Dzięki uprzejmości wyd. Prószyński Media publikujemy fragment książki "Koszmar arabskich służących" Marcina Margielewskiego.

Rodział 17. Ayu

(…)

Tuż przed upływem mojego pierwszego roku w Arabii Saudyjskiej dostałam zlecenie od dużej rodziny, która potrzebowała na tydzień zastępczej niani do wychowywania ich licznego potomstwa. Trzy żony, w sumie ośmioro dzieci, najstarsze z nich miało sześć lat. Pracy wystarczyłoby dla armii niań, oni zatrudniali trzy, a ja miałam im pomóc jako tymczasowa czwarta.

Pan domu nazywał się Khalil. Na oko miał trzydzieści lat. Nie był wysoki, ale dość przystojny. Robił dobre wrażenie. Jego żony były kwintesencją stereotypu saudyjskich żon. Ciche, nieobecne i zahukane. Przez rok pracy w różnych arabskich domach zdążyłam się już przekonać, jak daleki od prawdy jest to stereotyp, ale akurat w tym domu miał się bardzo dobrze.

d1zcx1u

Pierwszego dnia Khalil osobiście opowiedział mi o swoich dzieciach, przedstawił każde z nich. Byłam tym zdziwiona, bo jeszcze żaden pan domu wcześniej tego nie zrobił. Konserwatywni saudyjscy mężczyźni uważają, że zajmowanie się dziećmi jest domeną kobiet, najlepiej tych wynajętych, i nie angażują się zbytnio w ich wychowanie na wczesnych etapach. W życiu dzieci pojawiają się dopiero w późniejszym wieku, i to z reguły tylko wtedy, gdy te dzieci są płci męskiej.

Dziewczynki najczęściej dowiadują się o obecności ojca mniej więcej wtedy, gdy czas je wydać za mąż. Khalil zdawał się zadawać kłam tej opinii, sprawiając wrażenie bardzo zaangażowanego i zorientowanego w potrzebach swoich dzieci. Spotkałam go jednak tylko raz, na początku mojego tygodnia w jego domu, oraz raz na końcu. I jakże różne były to spotkania.

Kontrakt minął mi bardzo szybko, a to miał być jego ostatni dzień. Obudziłam się z dziwnym bólem głowy i w kompletnych ciemnościach. Pokój, w którym do tej pory spałam, był mały, ale miał okno, przez które od rana, mimo zasłaniających go kotar, wpadało delikatne światło. Teraz jednak nie widziałam nic. Było zupełnie ciemno. Próbowałam dostroić wzrok do ciemności, ale i tak nic w niej nie widziałam. Postanowiłam zejść z łóżka. Kiedy moje stopy poczuły chłód posadzki, zaczęłam posuwać się naprzód po omacku, aż nie wiem jak trafiłam na drzwi. Otworzyłam je i znalazłam się w bardzo eleganckiej sypialni, z której tej nocy nikt nie korzystał, chyba że służba zdążyła ją już posprzątać. Sypialnia też tonęła w mroku, ale oświetlały ją wątłe refleksy słońca przedzierającego się przez niedokładnie zasunięte zasłony w oknach.

Marcin Margielewski o książce "Byłam arabską stewardessą". Prawdziwa historia Polki

Stałam, zupełnie zdezorientowana, nie wiedząc, co tu robię i skąd się tu wzięłam. Ale już chwilę później oba te pytania znalazły odpowiedzi. Do sypialni wszedł Khalil.

d1zcx1u

– Nie wiedziałem, że już wstałaś. Mam nadzieję, że się wyspałaś.

– Tak, dziękuję, proszę pana… – odpowiedziałam zestresowana.

Nie spodziewałam się, że go spotkam. Ewidentnie znajdowałam się w należącej do niego sypialni, a spałam w jakimś dziwnym, przyklejonym do niej aneksie, ale nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie dlaczego. On na szczęście o to nie pytał. Doskonale to wiedział.

d1zcx1u

– Dziś jest twój ostatni dzień u nas. Będzie nam bardzo smutno bez ciebie, dlatego chciałem cię specjalnie pożegnać – powiedział łagodnie.

Byłam niezwykle zaskoczona.

– Nie trzeba, to moja praca.

– Bardzo mnie cieszy, że wiesz, co należy do twoich obowiązków. A zatem bądź tak miła i zdejmij z siebie te zbędne ubrania.

Te słowa spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Pracowałam wcześniej jako prostytutka i od razu się zorientowałam, o co mu chodzi. Najwyraźniej Khalil należał do tych mężczyzn, którzy wynajmując służącą, oczekują, że będzie im służyła w każdym zakresie. Nasłuchałam się podobnych historii od dziewczyn, ale przez pierwszy rok sama nie miałam z niczym podobnym do czynienia – i już myślałam, że mnie to nie spotka.

d1zcx1u

Zawahałam się, a Khalil wyraźnie nie lubił się powtarzać. Podszedł do mnie i jedną ręką złapał moją twarz pod żuchwą, z całej siły dociskając palcami policzki.

– Zdejmuj! Te! Szmaty! – wycedził przez zęby, jednocześnie pociągając krawędź mojej bluzki i rozdzierając ją wzdłuż szwów.

Byłam tak zszokowana, że bałam się poruszyć. Powoli zaczęłam zsuwać z siebie ubranie, ale on nie miał zamiaru czekać, aż zrobię to sama. Podniósł mnie i rzucił na łóżko, a moment po tym poczułam, jak zrywa ze mnie resztę ubrań i we mnie wchodzi. Był brutalny i niepohamowany. Rytm stosunku wyznaczały uderzenia naszych ciał i jego ciosy, bo niemal przy każdym pchnięciu czułam uderzenie na twarzy albo piersiach. Zachowywał się tak, jakby jego członek tkwił w worku bokserskim. Kiedy skończył, rzucił mnie na ziemię i wymierzył mi jeszcze kilka kopniaków, po czym usiadł w fotelu. Ciężko dysząc, przyglądał mi się, leżącej i pokonanej.

d1zcx1u

– Dobra jesteś – rzucił. – Widać, że niezła z ciebie dz…a i niejednemu już dałaś.

Jego słowa nie były dla mnie obraźliwe, zdecydowanie bardziej mnie zdziwiły. Albo zgadywał w ciemno, albo był takim koneserem, że potrafił wyczuć dziewczynę z przeszłością w prostytucji po jednym stosunku.

– Musimy się jeszcze zabawić, czuję, że będę miał z tobą niezłą jazdę – powiedział, po czym wyszedł, nie czekając, aż zbiorę się z podłogi.

d1zcx1u

(…)

Willa, w której poznałam Khalila, była jego oficjalnym, rodzinnym domem. Tam mieszkały jego wszystkie żony i dzieci. Tam też mieszkał on, gdy miał na to ochotę. A kiedy miał ochotę na rozrywkę, przyjeżdżał do willi, gdzie, jak się okazało, zatrudniał wyłącznie młode, zgrabne, ładne dziewczyny, które tak jak ja przyjechały do Arabii Saudyjskiej z biedy. Nie czułam się wyróżniona tym, że uznał mnie za wystarczająco atrakcyjną, by dołączyć do jego prywatnego haremu.

W domu mieszkało pięć dziewczyn. Głównie Tajki, jedna Malezyjka, ja w tym gronie miałam niechlubnie reprezentować Indonezję. Tajki Khalil przywiózł sobie osobiście z wakacji na Koh Samui. Oczywiście on tylko je wybrał. Ich wykupieniem i wszystkimi wymaganymi przez system kafala formalnościami zajął się jego sekretarz – ten sam wyprostowany, wysoki mężczyzna, który przywitał mnie w domu. Oficjalnie były jego pokojówkami.

Malezyjka została zwabiona do domu Khalila dokładnie w ten sam sposób co ja. Dziewczyny mieszkały w willi już ponad rok. Zajmowały się sprzątaniem, gotowaniem i wszystkimi innymi zajęciami domowymi, a gdy ich pan miał ochotę na zabawę, zapewniały mu wszelkie rozkosze, jakie przychodziły mu do głowy.

Khalil był bardzo hojny wobec swoich przyjaciół i męskich członków rodziny. Bywało, że w willi organizował orgie, w których uczestniczyło kilku mężczyzn, w tym często jego dwaj młodsi, ale również żonaci bracia. Czasami goście przychodzili na przyjęcia z prezentami w postaci wynajętych, wykupionych specjalnie na tę okazję albo zatrudnionych na stałe służących, które miały urozmaicić zabawę.

Niestety prawdopodobnie dostępność seksu na zawołanie spowodowała u Khalila znudzenie i spore skłonności do perwersji, które szły w bardzo brutalnym kierunku. Dziewczyny z willi były mistrzyniami w maskowaniu siniaków, otarć i ran. Khalil nie potrafił przeżyć orgazmu, jeśli nie był wobec którejś z nas brutalny, a jego pomysły stawały się coraz bardziej niebezpieczne i bolesne.

Na jednej ze swoich pijackich imprez zażyczył sobie, bym grała rolę, jak to nazwał, human ashtray (ludzka popielniczka - dop. red.). Miałam siedzieć na fotelu z rozłożonymi nogami i pozwalać, by goście gasili w mojej waginie papierosy. Ból był nie do zniesienia, ale uczestnikom zabawy sprawiało to ewidentną radość, bo kibicowali sobie za każdym razem, gdy któryś przypalał mnie niedopałkiem i wkładał go w moją pochwę. Miałam wrażenie, że palili więcej niż zwykle właśnie po to, by mieć co gasić. Rany zadane mi tamtego wieczoru goiły się przez długie miesiące. Do dziś noszę ślady tego koszmaru.

Jego fascynacja zadawaniem bólu kobietom była nieprawdopodobna i trudna do zrozumienia, ale Khalil wyraźnie się w tym pławił. Sama nie wiem, jak przeżyłam ten okres w jego willi, ale trzy miesiące temu dotarłam do kresu. Nie byłam w stanie dłużej tego znieść. Podczas jednego ze stosunków pobił mnie tak, że straciłam ząb. Wtedy postanowiłam uciec.

Niestety to nie był dobry pomysł. Szybko zostałam złapana i ukarana w bardzo okrutny sposób. Khalil zamknął mnie w dusznej, ciemnej szopie i związał mokrym, śmierdzącym od chemikaliów sznurem. Dopiero po chwili zrozumiałam, że ten sznur nie miał mnie tak po prostu unieruchomić – on miał mnie palić, sprawiać mi ból. Sam w sobie był karą. Był nasączony jakąś żrącą substancją, która wkrótce stopiła moje ubranie i zaczęła potwornie parzyć moją skórę.

Próbowałam się uwolnić z tej piekielnej pętli, bezskutecznie. Dopiero gdy się poddałam, starając się walczyć z bólem w mojej głowie, poczułam, że sznur sam mnie uwalnia. On też nie był odporny na działanie żrącego środka. Resztką sił rozerwałam osłabione żrącą substancją pęta, zamocowane wokół mojej klatki piersiowej i na nadgarstkach. Mogłam wstać. Wyjęłam z ust duszący mnie knebel i ruszyłam w kierunku wyjścia z szopy, która okazała się stać na tyłach ogrodu willi. Nigdy wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi. Moje niemal odsłonięte piersi były krwistoczerwone, nadgarstki bolały tak, jakby ktoś nieustannie jeździł po nich tępym nożem. Przypalone ubrania dookoła miejsc, w których byłam związana, niemal kompletnie straciły barwę.

Zaczęłam biec w kierunku willi. Chciałam się w niej znaleźć tak szybko, jak to tylko możliwe, bo słońce padające na moje świeże rany było równie okrutne jak moi oprawcy.

mat Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Wpadłam do budynku od strony kuchni. Była w niej jedna z Tajek, która bez zadawania zbędnych pytań natychmiast pociągnęła mnie w kierunku zlewu i włożyła moje dłonie pod strumień zimnej wody, a sama w tym czasie zaczęła polewać moją klatkę piersiową wodą z butelki. Działała dokładnie tak, jakby nie robiła tego po raz pierwszy. Bardzo możliwe, że nie byłam jedyną kobietą, której wymierzono tu taką karę. Ból nie minął, ale poczułam ulgę.

Zrozumiałam, że czym prędzej muszę wejść pod prysznic, by zneutralizować działanie chemikaliów, ale nie wiedziałam, czy jeśli zostanę zauważona w domu, nie trafię znowu do szopy. Tajka, która mi pomogła, przeprowadziła mnie na drugą stronę willi, do miejsca, gdzie znajdowały się nasze sypialnie. Pod prysznicem stałam bardzo długo. Woda przyniosła mi ukojenie. Kiedy wreszcie spod niego wyszłam, Tajka opatrzyła moje rany. Nikt nie był zaskoczony tym, że uwolniłam się z szopy. Najwyraźniej cała akcja miała mi dać nauczkę, a nie uwięzić tam na stałe.

Przez kolejne tygodnie moje ciało się goiło, a jedyną dobrą stroną mojego stanu był fakt, że nie byłam już zapraszana na imprezy Khalila. W zasadzie nigdy więcej go już nie widziałam.

On też nie chciał mnie oglądać takiej oszpeconej. Prawie trzy kolejne miesiące spędziłam w pokoju, bojąc się wyjść. Dosłownie kilka godzin temu sekretarz tego zwyrodnialca przyszedł do mnie i powiedział, że mam się pakować. Że nie ma tu już dla mnie miejsca. Myślałam, że wracam do agencji, ale odwieziono mnie prosto na lotnisko. Khalil najwyraźniej chciał uniknąć kłopotów, więc kazał zaaranżować mój wyjazd bez pośredników. Agencja dostała tylko informację, że to on opłaci mój bilet powrotny i koszty związane z przedłużeniem wizy, co zapewne przyjęli z zadowoleniem. Na lotnisku trafiłam w ręce Mohammeda Alego, który najwyraźniej wykonuje swoją pracę dla wielu ludzi i agencji. A resztę już znacie.

Mama i Fitri słuchały opowieści Ayu w skupieniu. Z przerażeniem patrzyły na nią, szukając śladów poparzeń, ale dziewczyna ukrywała je skrzętnie pod zbyt dużym ubraniem.

– Przez ostatnie kilka miesięcy każdego dnia marzyłam, żeby go zabić. A teraz żałuję, że tego nie zrobiłam – powiedziała po chwili.

– Kogo? – spytała Fitri.

– Tego zwyrodnialca Khalila.

– Nie byłoby cię tu teraz, moje dziecko.

– Ale przynajmniej on poniósłby karę. A tak nadal będzie krzywdził młode dziewczyny. Mnie po tym wszystkim i tak nie chce się już żyć.

(…)

Powyższy fragment pochodzi z książki "Koszmar arabskich służących" Marcina Margielewskiego, która ukazała się nakładem wyd. Prószyński Media.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d1zcx1u
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1zcx1u