„Bóg zawsze znajdzie Ci pracę”. Jasne, tylko co z pensją? pomyślałam, spojrzawszy na okładkę. Pierwszym, co przyszło mi do głowy, był złośliwy dowcip z pracodawcą w głównej roli: „Daję im pracę, a oni chcieliby jeszcze pieniędzy!”. Inaczej, niż Regina Brett, nie przyklejam sobie nad biurkiem kartek z motywującymi cytatami i uważam, że czasem książka może zmienić czyjeś życie, ale rzadko bywa to poradnik. Nie tylko Paulo Coelho, ale także Anthony de Mello nie doczekali się ode mnie kolorowych zakładek. Najwyraźniej jestem trudnym przypadkiem.
Ten zbiór pięćdziesięciu felietonów okazał się jednak zupełnie czym innym, niż się spodziewałam. Regina Brett nie jest mentorką. Jest cudowną gawędziarką, inteligentną, dowcipną, pozytywnie nastawioną do ludzi i świata, a to, o czym pisze, opiera na osobistym doświadczeniu. Dziewczyna z robotniczej rodziny z maleńkiego miasteczka w Ohio, z problemami z alkoholem, samotna matka tyrająca na marnych posadach, od McDonald’s do zakładu pogrzebowego, dziesięć lat brnęła jednak przez studia, aby wreszcie robić to, o czym zawsze marzyła: pisać. Zaciskając zęby, zaczynała od dziennikarstwa ekonomicznego, po latach została popularną felietonistką, w końcu – pisarką znaną na całym świecie. Kolejne rozdziały z motywującym przesłaniem składają się jednocześnie na sympatyczną, autobiograficzną opowieść w scenerii prowincjonalnej Ameryki lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
Reginie Brett się udało. Tło jej opowieści zaludniają jednak ci, którzy nie wyruszyli w drogę „od pucybuta do milionera”, ludzie wykonujący najprostsze prace, tkwiący przez dekady przy grillu, przy kasie albo z mopem w ręku. Może łatwiej uwierzyłabym, że mogą odnajdywać się w tej roli, czerpać satysfakcję z dobrze wykonanej pracy, gdybym nie czytała wcześniej „Pracować i (nie) przeżyć” Barbary Ehrenreich. Ale przynajmniej wiem, od czego uciekała Regina Brett, gdy (z Bożą pomocą) wspinała się w górę z taką determinacją.
W książce tej każdy, bez względu na wiek i staż zawodowy, znajdzie sporo materiału do przemyśleń, narzędzi do zmiany na lepsze. Zmiana jakościowa jest możliwa nawet w dotychczasowym zawodzie i dotychczasowym miejscu pracy, choć opisany tu amerykański rynek pracy imponuje możliwością radykalnego przeorientowania zawodowego nawet w dojrzałym wieku. W Polsce chyba nadmiernie zwraca się uwagę na „doświadczenie sprofilowane” a nie - doświadczenie jako takie, jedna z bohaterek książki, top-managerka z firmy handlowej, nie mogłaby, jak sądzę, zostać tutaj dyrektorką szkoły - z braku potwierdzonych kwalifikacji nauczycielskich. Stąd pewnie u nas tylu frustratów, wepchniętych w dziewiętnastym albo i szesnastym roku życia w koleiny bez zwrotnic…
Uważam jednak, że dla Reginy Brett najważniejszym treningiem zachowań społecznych, rozwiązywania konfliktów, budowania pozycji w grupie, a nawet poligonem szlifowania spostrzegawczości i dowcipu nie była praca, ale wzrastanie wśród jedenaściorga rodzeństwa. Dziewięcioro z nich skończyło studia, bo dzięki rozbudowanemu systemowi stypendialnemu (w dużej mierze finansowanemu przez prywatnych donatorów) Ameryka gubi niewiele diamentów.