Miłość. Tchnienie wiatru, dostrzeżona kropla rosy na płatku zmiętej róży. Tęcza, która pojawia się w każdej kropli wody, choćby brudnej kałuży, gdy tylko jest rozświetlona jego uśmiechem. Miłość. Burza chemiczna albo zwyczajne doznanie duchowe. Miłość odwzajemniona, czy też masa westchnięć czysto platonicznych. Miłość i to dziwne zakochanie, zaślepienie. Jak niewiele do tego trzeba, gdy ma się prawie czternaście lat... Niewiele.
Dziewczyny się zakochują to pierwsza z serii opowieści o trzech przyjaciółkach: Magdzie, Nadine i Ellie. A zwłaszcza o tej ostatniej, gdyż to ona jest narratorką i, co należy wyraźnie podkreślić, ilustratorką tej opowieści. Ellie to dziewczyna całkiem zwyczajna, która lubi batoniki i chipsy i coca-colę... i w ogóle chyba jest trochę okrągła, ale nikt nie jest doskonały. Poza nim...
On jest piękny. On, spotykany po drodze do szkoły, mgnienie, zauważenie i „cześć”, które zmienia cały dzień... I gdyby nie długaśny język Ellie, tak naprawdę nikt by się nie dowiedział, ale gdy nawet, pasująca do opowiadań Anne Rice, Nadine stwierdziła, że ma chłopaka, zwyczajnie Ellie musiała coś zmyślić. A dokładniej to ubarwić. Bo w końcu mimo że nudne, deszczowe wakacje w Walii przyniosły jej pewną znajomość. Znajomość niepożądaną, ale wygodną. Dopóki, ona sama w sobie się nagle nie ujawni. A tak w ogóle, to wszystko po staremu. Szkoła się zaczęła, Jajek szaleje, a ojciec, mimo że stary, chyba kogoś ma. No i jeszcze Anna, przyrodnia matka, o figurze top modelki, może nie jest taka zła? A... i jeszcze przyjaciółki. Dobrze mieć przyjaciółki.
Na pewno książki Jacqueline Wilson nie są trywialne i puste, jak podobne, wyrastające ostatnio „jak grzyby po deszczu” inne, dziewczęce opowiastki. Są pisane na czasie i w zgodzie oraz w pełnym porozumieniu z samymi bohaterkami. Tak naprawdę dziwnie odstają od tych nastoletnich, więdnących na półkach księgarń, pamiętników. Może dlatego, że autorka, jak sama twierdzi, była i jest jedną z bohaterek, a na dodatek przez dwa lata odwiedzała szkoły dla dziewcząt. Można więc twierdzić, że zna się na rzeczy. Zresztą odnalazłam w tej książce tyle ze swego nastoletniego życia, że poczułam się w pewnych momentach usprawiedliwiona. Że przeżyłam nastoletni czas tak, a nie inaczej. Że pewnych rzeczy uniknęłam, a niektóre dziwnie, dla mnie, szczęśliwie się wydarzyły. Ale najbardziej cieszę się z tego, że już nie mam tych „nastu” lat, choć teraz czas jakoś dziwnie za szybko biegnie... Za szybko. Dlatego czasem sięgam po książki zabawne, ale i wzruszające, cząstki życia i czasu, który dla mnie już nie powróci.