Batman: Powrót Mrocznego Rycerza – Ostatnia krucjata [RECENZJA]
Trzydzieści lat po wydaniu "Powrotu Mrocznego Rycerza" Frank Miller stał się częścią dream teamu, który stworzył prequel do jednego z najważniejszych komiksów w historii. Warto było czekać.
"Ostatni krucjata" to skromny rozmiarowo, ale bogaty w zawartość album, który doczekał się polskiego wydania dwa lata po amerykańskim debiucie. Egmont postawił na twardą oprawę 64-stronicowego komiksu, uzupełniając go szkicami, pierwotnym zarysem historii i wprowadzeniem autorstwa Roberta Rodrigueza, reżysera znanego m.in. z ekranizacji "Sin City" Franka Millera.
Rodriguez, który z Millerem walczył o Złotą Palmę w Cannes, słusznie chwali powrót mistrza do Gotham City. I choć "Ostatnia krucjata" nie jest autorskim komiksem na wzór "Powrotu Mrocznego Rycerza", to nie da się ukryć, że bez Millera ten prequel mógłby wyglądać zupełnie inaczej.
Na wstępie wspomniałem o dream teamie, bo jak inaczej nazwać ekipę twórców, w której pojawiają się takie osobistości jak Frank Miller, Brian Azzarello i John Roimta Jr. Rolę inkera i kolorysty przyjął Peter Steigerwald.
W warstwie graficznej najwięcej do powiedzenia miał John Romita Jr., który dla przedstawiciela "pokolenia TM-Semic" zawsze będzie się kojarzył z kanciastymi sylwetkami i kwadratowymi twarzami z "Punishera". W "Ostatniej krucjacie" ten styl jest jak najbardziej rozpoznawalny, choć głównie w postaci Bruce'a Wayne'a i Jokera. I to właśnie aparycja częstego "pacjenta" Azylu Arkham może wzbudzać największe kontrowersje. Cała reszta, kompozycja, dynamika to prawdziwe mistrzostwo, na jakie zasługuje taka historia.
Można się spierać, czy prequel "Powrotu Mrocznego Rycerza" był w ogóle potrzebny. Co do jednego nie mam jednak wątpliwości: "Ostatnia krucjata" to świetnie opowiedziana i emocjonująca historia, która pozostawia oczywisty niedosyt. Doskonała kreacja Jokera, wątek kryzysu na linii Batman-Robin, wykorzystanie mediów jako "chóru greckiego" – "Ostatnia krucjata" to niepozorny majstersztyk, który może i nie trafi do kanonu lektur jak "Powrót…", ale jest czymś znacznie więcej niż okolicznościowym albumem przygotowanym na 30-lecie kultowego dzieła.