"Batman, Który się Śmieje" – recenzja tomu pierwszego
Antagonista kontrowersyjnej serii "Batman Metal" powrócił i znowu narobił wokół siebie mnóstwo szumu. O tym Batmanie będzie jeszcze głośno.
Scott Snyder, twórca koncepcji stojącej za serią "Batman Metal" i ojciec wywodzącego się z niej Batmana, Który się Śmieje, to jeden z gigantów komiksowego świata. Wielkości nie towarzyszy jednak powszechne uznanie. Bo o ile jedne tytuły jego autorstwa są wychwalane pod niebiosa, tak inne, mówiąc eufemistycznie, wzbudzają mieszane uczucia. Tak było m.in. z "Batman Metal". Snyder poleciał tam w tematykę mrocznego multiwersum, mnożenia bat-bytów, demonów i innych cudów, które na pierwszy rzut oka nie miały praktycznie nic wspólnego z największym detektywem świata komiksu.
Pomysł stojący za "Batman Metal" podzielił fanów i nie ukrywam, że nie stałem się wyznawcą Snydera po tamtej epopei. O wiele bardziej ceniłem go za historię "Batman: Mroczne odbicie" narysowaną przez Marka "Jocka" Simpsona. Tego samego, który wziął się za zilustrowanie "Batmana, Który się Śmieje".
Jeżeli ominął was "metalowy Batman", a chcecie sięgnąć po pierwszy tom "Batmana, Który się Śmieje", Snyder nie widzi przeciwskazań. We wstępie do albumu zaznacza zresztą, że jego zdaniem można ten komiks traktować jako samodzielną opowieść (czy raczej jej początek), choć w dwóch zdaniach przypomina, o co właściwie chodzi z tym wyszczerzonym stworem z metalową opaską z ćwiekami na oczach.
"Batman, Który się Śmieje narodził się w mrocznym multiwersum, niezbadanej części uniwersum DC, w której wciąż pojawiają się nowe wersje potencjalnych rzeczywistości" – tłumaczy Snyder. Ów roześmiany Batman jest wysłannikiem władcy mrocznego uniwersum (znanego z "Metalu"). Z jego błogosławieństwem Batman, Który się Śmieje podróżuje sobie po różnych światach i podbija je w imieniu swego pana.
W swoistej kontynuacji "Batman Metal" Snyder rozwija koncepcję mrocznych wersji znanych bohaterów i łotrów. I choć zdarzają mu się piękne sceny i zapadające w pamięć pomysły, to zazwyczaj zdobywa kolejne szczyty absurdu. Trzeba przyznać, że znany scenarzysta odważnie sobie poczyna – nie stroni od sugestywnych obrazów przemocy (także w stosunku do najważniejszych aktorów). A Batman, Który się Śmieje to idealne narzędzie do wypróbowania nawet najbardziej szalonych i mrocznych pomysłów. Chętnie wraca też do innych głośnych koncepcji bat-mitologii (chociażby Trybunału Sów), ale czy to wystarcza, by polecić "Batmana, Który się Śmieje" wszystkim fanom Batmana? Na pewno nie. W tytułowej postaci tkwi ogromny potencjał (i super wygląda), który często ginie w bałaganie wyobraźni Snydera.