Trwa ładowanie...
felieton
26-04-2010 12:02

American (Texan) way of death

American (Texan) way of deathŹródło: Inne
d3tii6w
d3tii6w

Od dawna kolekcjonuję wszelkiego rodzaju książkowe kurioza i wszyscy moi przyjaciele i znajomi wiedzą, że najłatwiej sprawić mi przyjemność właśnie jakimś literackim dziwactwem, stąd też półeczka z osobliwościami pączkuje stopniowo a ostatnio nawet rozpanoszyła się na półeczce sąsiedniej, ze starymi książkami medycznymi, co zresztą się ze sobą znakomicie łączy. Jak zwykle w znajdowaniu fantastycznych prezentów przoduje Piotr i to on przyniósł mi romantyczny prezent w postaci Texas Death Row. Last Words. Last Meals. Last Rites (Teksańska cela śmierci. Ostatnie słowa. Ostatnie posiłki. Ostatnie ceremonie.).

Taka książka powstać mogła tylko w Ameryce, bo chyba tylko w Ameryce tak powszechny jest kult zbrodni i morderców – zwłaszcza morderców seryjnych. We wrześniu w dużej księgarni w New Haven widziałem całą półkę z napisem „Książki na prezent”; część z nich była sporo przeceniona, niektóre miały nawet jeszcze podniszczoną, zeszłoroczną naklejkę „Świetny prezent na Boże Narodzenie!” – i wszystkie te doskonałe podarunki traktowały albo o seryjnych mordercach, albo o niewyjaśnionych zbrodniach, albo o zombie i wampirach, a ich okładki ociekały krwią; jedne były zroszone obficie drobnymi, czerwonymi kropelkami, na innych dzikie rozbryzgi przekreślały zdjęcia posępnych przestępców. Wyobraziłem sobie wielką, amerykańską choinkę w wielkim, amerykańskim salonie i wielkich, radosnych Amerykanów, odpakowujących te książki z połyskliwych, ładnych papierów, wstążek i kokardek.

Równocześnie w żadnym brutalnym reżimie, który stosuje jeszcze (legalnie bądź nielegalnie) karę śmierci, nie ma tak rozbudowanej biurokracji, która pozwala na rozliczne apelacje, trzyma skazanych w celi śmierci całymi latami, a ich koniec (składniki ostatniego posiłku, ostatnie słowa, itp.) zarejestruje wreszcie w najdrobniejszych szczegółach i poda później do publicznej wiadomości razem ze zdjęciem więźnia i szczegółami z jego życia. Figurujący bowiem na okładce Bill Crawford jest jedynie redaktorem książki i autorem króciutkiego wstępu – wszystkich danych dostarczyli pracownicy Teksańskiego Wydziału Karnego i nawet wstęp Crawforda jest w większości cytatem ze strony rzeczonego Wydziału. Można powiedzieć, że oto sama biurokratyczna, karząca ręka teksańskiej sprawiedliwości zapisała tych ponad 400 stron setkami drobnych faktów i pozwoliła je ujawnić. Że to, jakimś sensie, państwo pokazuje swoim obywatelom sekrety cel śmierci tak, jak kat podnosił kiedyś i pokazywał tłumowi, zgromadzonemu wokół szafotu,
ściętą głowę skazańca.

Samo sformułowanie „death row” jest nieprzetłumaczalne z powodu różnic kulturowych; nam „cela śmierci” kojarzy się z pojedynczym pokoikiem, w którym więzień czeka przez krótki czas na egzekucję; „Death row” to cały korytarz, czy może kilka korytarzy, pełnych takich cel: pojedynczych, z oknem, o powierzchni 60 stóp (nieco ponad 5,5 metrów) kwadratowych każda, z dostępem do biblioteki i tekstów prawniczych oraz – w przypadku niektórych więźniów – do radia. W Teksasie część męska znajduje się w Livingston, część kobieca – w Huntsville. W 2007 roku przebywało tam w sumie 393 ludzi. Najkrócej w celi śmierci (252 dni) siedział Joe Fedelfido Gonzales Jr (na zdjęciu wygląda grubawo – 253 funty, prawie 115 kg, ostatni posiłek – koktajl truskawkowy i sernik). Najdłużej (8982 dni, czyli 24 lata) – Excell (nomen omen) White (dwa hamburgery, frytki i smażone krążki cebuli; ostatnie słowa: „Strażniku, odeślij mnie do mojego stwórcy”). Najmłodszy był Jay Kelly Pinkerton, dwudziestoczteroletni kierowca ciężarówki o
miłej, dziecięcej niemal buzi, który zamordował dwie kobiety – jedną próbował zgwałcić i zadźgał ponad trzydziestoma pchnięciami noża, drugą zgwałcił i zabił w ten sam sposób; na zdjęciu widać też, że miał zaawansowany trądzik; zażyczył sobie kanapek z rybą, frytek i mleka; Pinkerton poprosił, by posiłek podano mu w nocy, bo nie chciał jeść za dnia z powodu Ramadanu. Najstarszy, bo liczący sobie 66 lat, był natomiast William Chappell – oskarżony o molestowanie trzyletniej dziewczynki, Chappell miał zamordować świadków w sprawie: babkę i ciotkę dziecka. Nie przyznał się do winy, w ostatnich słowach twierdził, że oba przeprowadzone testy DNA nie pasowały do jego kodu genetycznego, a prośbę o trzeci test odrzucono. Jego ostatni posiłek zadziwia skromnością: „Cokolwiek podadzą tego dnia w stołówce więziennej”.

d3tii6w

Na każdej stronie widzimy kolejno: numer porządkowy (od 1 do 391), imię i nazwisko, datę egzekucji, zdjęcie twarzy z profilu i en face ze specjalnym numerem (zaczynającym się od liter EX od execution), dane osobiste: datę narodzin, rasę, wzrost, wagę, wykształcenie, zawód, miejsce (hrabstwo) skazania, wiek. Dalej opis popełnionego przestępstwa lub przestępstw, datę przyjęcia do celi śmierci i czas tam odsiedziany, ostatni posiłek, ostatnie słowa i godzinę, o której stwierdzono śmierć. Nie wiem, jak czytać taką książkę – polami? Porównywać twarze? Porównywać posiłki? Ostatnie słowa? Czy może szukać jakiejś prawidłowości w każdym z tych biogramów, czy raczej mortgramów: jak twarz łączy się z posiłkiem, jak ostatnie słowa odpowiadają popełnionej zbrodni?

Ale niewiele mi przyjdzie z tego, że jedni posiłku odmówili (Delbert Boyd Teague Jr w ostatnim momencie na żądanie troskliwej matki zgodził się zjeść hamburgera), inni ograniczyli się do czegoś lekkiego (James Russell: jabłko, Jonathan Wayne Nobles: eucharystia, James Smith: jogurt) a jeszcze inni obżarli się na potęgę (Richard Lee Bevers: sześć grzanek z masłem, syropem i galaretką; sześć grillowanych żeberek, sześć kawałków gotowanego bekonu, jajecznica z czterech jaj, pięć kotlecików mielonych, frytki z keczupem, trzy plastry sera, dwa kawałki ciasta z czekoladowym lukrem i cztery kartony mleka)? Ci, którzy mieli nadzieję na alkohol, papierosy lub – co ciekawe – gumę do żucia, musieli się obejść smakiem z powodu więziennych regulacji. Pedro Cruz Muniz poprosił o krewetki i sałatę, ale krewetek nie udało się zdobyć, dostał więc cheeseburgera, frytki i colę. Frank Basil McFarland zaznaczył, by wszystkie warzywa „dokładnie umyto” a pocięty w słupki cheddar był „czysty”. Robert Anthony Madden zarządził, by
jego ostatni posiłek przekazano bezdomnemu, Carlos Santana poprosił o „sprawiedliwość, umiarkowanie i litość”; Odell Barnes Jr – o „sprawiedliwość, równość i pokój światowy”. Doyle Skillern zadbał, by kucharzowi pogratulowano od niego dobrej kuchni. Tropicieli wszystkiego, co polskie i „polskich wątków”, zapewnić mogę, że i w „Texas Death Row” znajdą coś dla siebie – Jack Wade Clark zażądał, między innymi słoika polskich kiszonych ogórków.

Twarze? Cóż twarze? Ładne i brzydkie, ponure i obojętne (z rzadka – uśmiechnięte), białe, czarne, latynoskie, sympatyczne i odpychające, spojrzenia tępe i błyskotliwe; o jednych chciałoby się powiedzieć „urodzony morderca” o innych: „a to biedactwo jak się tu zaplątało?” bo jednak głęboko siedzi w nas – nawet, jeśli tłumaczymy samym sobie, że to głupie przesądy – przekonanie, że z twarzy człowieka można, jak z linii dłoni, odczytać jego duszę. Nieprzypadkowo Lombroso poszukiwał L'uomo deliquente i sposobów na niezawodne rozpoznanie przestępcy, nieprzypadkowo Galton naświetlał klisze podobiznami przestępców: najpierw trzema, potem pięcioma, potem kolejnymi, aż w końcu z mroku wydobywał „zbrodniarza idealnego”, twarz, która łączyła w sobie pierwiastki twarzy kilkudziesięciu złoczyńców. Zupełnie, jakby układ tkanek miękkich, chrząstek i kości mógł być dowodem w sprawie.

Opowieści o zbrodniach? Ronald Clare O'Bryan, „Candy Man” w Halloween otruł swojego ośmioletniego synka cukierkiem z cyjankiem. David Long nie wytrzymał kłótni między właścicielką domu, w którym wynajmował pokój, jej niewidomą kuzynką i kolejną lokatorką; zarąbał je siekierą. Betty Lou Betts, „Czarna wdowa”, zastrzeliła swojego piątego męża, żeby zgarnąć pieniądze z odszkodowania; przy okazji śledczy wykopali w ogródku jej zaginionego czwartego męża. Zazwyczaj są to jednak zwykłe napady i rozboje, gwałty, strzelaniny, czasem niepohamowane ataki furii, morderstwa popełnione na haju, z rzadka coś przykuwającego uwagę.

d3tii6w

Łączyć jedno z drugim? Spisywać daty narodzin i śmierci i szukać w astrologii wyjaśnień? Porównywać twarze z czynami, posiłki z wykształceniem i zawodem? Nie widzę w tym żadnego porządku. Ani sensu.

Wydaje mi się, że teksańscy urzędnicy, którzy umożliwili wydanie tej książki, gromadząc dane i pozwalając na ich ujawnienie, mieli w tym jakiś cel; że ludzie, piastujący posady na różnych stopniach administracji, pracownicy wydawnictwa, wreszcie redaktor Crawford, chcieli coś wyrazić. Może swoją wiarę w sensowność kary śmierci? A może chcieli odstraszyć obywateli od popełniania zbrodni tak, jak średniowieczni rajcy i wielmoże, każący przybijać głowy skazańców na miejskich murach? W Texas Death Row – prócz głupiej, tabloidowej potrzeby grzebania się w tym, co przerażające i budzące odrazę – widzę inne znaczenie, głębsze i nie tak może oczywiste dla Crawforda i Teksańskiego Wydziału Karnego, którzy tę książkę przygotowali. Rozmaitość ludzi, ich zwyczajów, twarzy, charakterów, pomysłów na życie, gustów kulinarnych można obserwować nawet w takich zestawieniach. Zbrodnie są najbanalniejszą częścią tej książki – to nieprzewidywalność i chaos grają tu pierwsze skrzypce. Możemy sobie porównywać wszystko ze
wszystkim, żadne wzory nam się nie wyklarują z ciemności, jak Galtonowski „przestępca doskonały”.

Crawford nie podaje, ilu (i którzy) ze skazanych i zabitych zastrzykiem trucizny uważa się za niewinnych. Nr 33, Carlos De Luna? Nr 66, Ruben Cantu, Nr 320, Cameron Todd Willingham? Nie tylko o nich mówi się jako o ofiarach mordu sądowego (Death Penalty Information Center podaje osiem znanych przypadków, w których istnieją mocne dowody, że stracony więzień był niewinny; po jednym z Missouri, Virginii i Florydy i aż pięć z Teksasu). Ale tym się nie zajmuje ani Teksański Wydział Karny, ani redaktor, Bill Crawford; podają tylko, że na śmiertelny zastrzyk składają się: chlorek potasu, tiopental, pankuronium (znany nam z afery „łowców skór” pavulon). Oraz że kosztują one w sumie 86 dolarów i 8 centów.

d3tii6w
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3tii6w