30 dni nocy - recenzja komiksu wydawnictwa Egmont
"30 dni nocy" to niestety dowód na to, że niektóre historie świetnie obyłyby się bez kontynuacji.
Na polski rynek wraca wampiryczna saga Steve'a Nilesa i Bena Templesmitha. Kilkanaście lat temu śp. Mandragora wydała "30 dni nocy" oraz ich kontynuację. Teraz dostajemy od Egmontu 368-stronicowe wydanie zbiorcze 3 pierwszych historii (w planach kolejne). Pytanie tylko, czy warto zawracać sobie nimi głowę.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
Barrow to zabita dechami dziura na północy Alaski, gdzie co roku na 30 dni zapada ciemność. Przykry dla mieszkańców fakt wykorzystują wampiry, zamieniając mieścinę w szwedzki stół. Jedyna nadzieja w zdesperowanym szeryfie, który nie zamierza składać broni.
Jak widać, pomysł Steve'a Nilesa na fabułę jest tyle prosty co genialny. "30 dni nocy" to przykład, jak atrakcyjnie sprzedać ograne na wszelkie możliwe sposoby konwencje. Bo mamy tu i survival, i horror inwazyjny i wampiry, i w końcu gore. Dzięki wartkiej akcji tytułowe "30 dni nocy" czyta się szybko i bezboleśnie. Ale nie ma co ukrywać - poza kapitalnym konceptem, nie jest to ani angażująca, ani specjalnie dobrze napisana historia. Ot, przyjemne czytadło i nic poza tym.
Niedoróbki Nilesa sprawnie rekompensują fantasmagoryczne ilustracje Bena Templesmitha. Charakterystyczna kreska pięknie wydobywa ze scenariusza to, co tu najistotniejsze: makabrę oraz przytłaczający klimat osaczenia i desperacji. Można nie lubić mocno awangardowego stylu Templesmitha, ale trzeba mu oddać, że nie da się go pomylić z niczym innym. A w tym wypadku jest on najmocniejszą stroną komiksu.
W albumie znalazły się też dwie kontynuacje. "Mroczne dni" to jeszcze gorzej napisany sequel, utrzymany w estetyce ekranizacji "Blade'a", przy którym "30 dni nocy" to pretendent do Nagroda Eisnera. Z kolei zamykający tom "Powrót do Barrow" to absolutnie nic nie wnosząca historia żerująca na oryginale.
Jeśli sięgać po "30 dni nocy", to raczej tylko ze względu na tytułową serię. A najlepiej włączyć sobie rewelacyjną ekranizację w reżyserii Davida Slade'a z 2007 r.