27 lat wolności w leśnej głuszy. "Przez większość czasu nie robił po prostu nic"
Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady to niespełnione marzenie wielu "korposzczurów". Christopher Knight nie miał podobnego pragnienia, a mimo to pewnego dnia wjechał do lasu swoim nowym subaru i zniknął dla świata na 27 lat.
Christopher Knight, okrzyknięty w mediach "Pustelnikiem z North Pond", nie potrafił wytłumaczyć swojej decyzji. W wieku 20 lat nie miał konfliktu z prawem, nie musiał uciekać przed dłużnikami, nie skrywał żadnej tajemnicy. Swoje dzieciństwo uważał za całkiem normalne, wolne od alkoholizmu rodziców, traumatycznych przeżyć czy molestowania seksualnego.
- Nie potrafię wyjaśnić, co mną kierowało. (…) Nie miałem żadnych planów i o niczym nie myślałem. Po prostu odszedłem – cytuje słowa Knighta Michael Finkel, autor książki "Ostatni pustelnik. 27 lat samotności z wyboru".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Finkel opisuje w niej niezwykłą historię człowieka, z którym korespondował, a następnie rozmawiał w więzieniu. Knight przez 27 lat żył w lesie z dala od społeczeństwa, dokonując w tym czasie tysięcy włamań i drobnych kradzieży. Pustelnik wyłamywał zamki do domków letniskowych, okradał samochody, plądrował ośrodki wczasowe. Wpadł 4 kwietnia 2013 r., gdy po raz kolejny myszkował na terenie obozu Pine Tree przy jeziorze North Pond w stanie Maine.
Wiedział doskonale, że wszędzie porozmieszczano czujniki ruchu, reflektory i kamery. Znał ich zasięg, chodził zygzakiem, docierając do stołówki, gdzie pracownicy zostawiali jedzenie. Po drodze zajrzał do otwartego pick-upa, zabierając dziesięć rolek dropsów, płaszcz przeciwdeszczowy i niedrogi zegarek. Pustelnik miał swój kodeks moralny i nigdy nie kradł wartościowych rzeczy. Zakładał, że nikt nie będzie zgłaszał zniknięcia latarki czy paczki chipsów. Ilość była dla niego ważniejsza niż jakość. Skala tych drobnych kradzieży i włamań w końcu jednak zwróciła uwagę stróżów prawa.
Feralnego dnia Knight był jak zwykle bardzo ostrożny, mimo to jeden z czujników zaalarmował Terry'ego Hughesa, który wybiegł z domu w półśnie i pognał w kierunku obozu. Hughes od 18 lat był gajowym w Maine, wcześniej przez dekadę służył w Marines. Mimo to "Pustelnik z North Pond" był dla niego nieuchwytny. Dwa biura szeryfów, policja, służby leśne sporadycznie próbowały zlokalizować rabusia, organizowano przeloty nad lasem, badano odciski palców. Nic to nie dało. Dopiero kilka tygodni przed ujęciem Knighta Hughes odezwał się do starych znajomych i zdobył ściśle strzeżoną technologię do tropienia osób próbujących przedostać się przez granicę.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Hughes był zaskoczony widokiem Knighta, bo zupełnie inaczej wyobrażał sobie człowieka, który od 27 mieszka w lesie. Był czysty i świeżo ogolony. Nosił duże okulary i wełnianą czapkę. W obozowej kuchni zachowywał się jak człowiek robiący zakupy w sklepie spożywczym.
Ujęcie "Pustelnika z North Pond" było medialnym wydarzeniem, choć tysiące włamań i unikanie odpowiedzialności przez 27 lat nie zaowocowało niczym szczególnym. Knight trafił do więzienia na siedem miesięcy i musiał zapłacić 2 tys. dol. kary. Przebywając za kratami rozmawiał z Michaelem Finkelem, który poświęcił mu najpierw artykuł w "GQ", a później książkę. W oszczędnych słowach i unikając kontaktu wzrokowego ("Nie patrzę ludziom w oczy. Jest tam za dużo informacji") Knight opowiedział o życiu w lesie, radzeniu sobie z codziennością. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na podstawowe pytanie: dlaczego to zrobił?
-To tajemnica – oświadczył. Przed zniknięciem był 20-latkiem instalującym systemy alarmowe. Mieszkał w wynajętym pokoju, po roku pracy kupił na kredyt nowy samochód – subaru z 1985 r. w kolorze białym. Pewnego dnia po prostu wyszedł z pracy, wsiadł w samochód i ruszył przed siebie. Jeździł bez celu, nocując w najtańszych motelach. Kiedy skończyły mu się pieniądze i benzyna, zostawił auto w lesie, kładąc kluczyki na desce rozdzielczej. Miał ze sobą plecak, namiot i cel: zniknąć.
W okolicy było mnóstwo domków letniskowych i kilka ośrodków wczasowych, jednak nawet poza sezonem Knight nie chciał spać pod cudzym dachem. Raz mu się to zdarzyło na początku jego nowego życia, jednak przez całą noc bał się, że ktoś go nakryje. Zaczął więc szukać miejsca na własną pustelnię, z dala od ciekawskich oczu. Obozowisko Knighta znajdowało się w trudno dostępnym miejscu, otoczone gęstym lasem i wielkimi głazami. Policjanci, którzy dotarli tam po ujęciu pustelnika, byli zdumieni porządkiem i harmonią panującą w obozowisku. Na wydeptanej polance Knight miał namiot, "umywalnię", latrynę, a nawet dół na śmieci. To właśnie w tym miejscu spędził prawie 27 lat (wcześniejsze obozowiska nie zdały egzaminu). Deklarował, że nawet zimą, kiedy temperatura spadała do -30 stopni Celsjusza, spał w namiocie zamiast szukać schronienia w którymś z domków.
Co, oprócz kradzieży jedzenia, książek czy pasty do zębów robił przez 27 lat Christopher Knight?
- Przez większość czasu nie robił po prostu nic – pisze Finkel. – Siedział na odwróconym wiadrze albo na krześle ogrodowym i rozmyślał. Żadnych śpiewów, mantr, siadania w pozycji lotosu. "Rozmyślanie – określił ten stan. – Medytacja. Myślenie o różnych rzeczach. Myślenie o tym, o czym chciałbym myśleć".
Przez 27 lat czuł się po prostu wolny.