Zostali niewinnie skazani na karę więzienia. "Nikt nie poczuwa się do winy"
Sprawą niewinnie skazanego Tomasza Komendy żyła cała Polska. Violetta Krasnowska, autorka książki "Będziesz siedzieć", ujawnia kulisy innych spraw, które skończyły się wyrokiem skazującym dla niewinnych ludzi.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Czy są jakieś szacunki, ile osób w Polsce może być niewinnie skazanych?
Violetta Krasnowska, autorka książki "Będziesz siedzieć": Cały problem polega na tym, że takich szacunków nikt nie robi. Dlatego sprawa Tomasza Komendy była tak niezwykła i wstrząsnęła naszym społeczeństwem. Okazało się, że system nie działa, ale żeby wykazać, że ten system nie działa, to musi być on zmuszony do przyznania się do błędu. Tak było w tym wypadku. Prokuratura zechciała jeszcze raz sprawdzić wszystkie dowody, które ukazały się w aktach.
Uniewinnienie Tomasza Komendy określa pani jako cud.
Oczywiście, że tak. Cudem było to, że prokuratura jeszcze raz spojrzała na zamknięte, osądzone przez Sąd Najwyższy postępowanie. To się nie zdarza. Sprawa Komendy była pierwszym, nieprawdopodobnym wydarzeniem. We wszystkich innych sprawach nie ma woli, chęci. O to się dobijam, żeby ktoś zechciał się pochylić nad tymi ludźmi. Komenda miał szczęście, ponieważ w tej sprawie był jeszcze inny poszukiwany sprawca.
ZOBACZ: Tomasz Komenda pozwał Skarb Państwa
Co musi się stać, żeby proces ruszył na nowo?
Cały problem polega na tym, że nikt nie chce się tym zajmować. Wymiar sprawiedliwości udaje, że nic się nie dzieje. Jeśli wszystkie sądy stwierdziły, że ktoś jest winny, to nie ma szans, żeby wznowić śledztwo. To jest dramat. Helsińska Fundacja Praw Człowieka miała na swojej stronie cytat: "Żeby instytucje mogły funkcjonować dobrze, muszą mieć prawo do błędu". Tylko że nikt nie chce przyznawać się do błędu sam z siebie. Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich domaga się powołania instytucji, która będzie się nad tym pochylała.
Dlaczego zdarzają się sytuacje, że prokuratura, mając niespójne dowody, nie reaguje, nie wyciąga wniosków?
Najważniejszą rzeczą jest statystyka, skończona sprawa, schowana do archiwum. Przykładem są sprawy, które opisuję w książce, kiedy ludzie zostali uniewinnieni, nie popełnili danej zbrodni. Teraz nic się nie dzieje. Prokuratura nie podjęła dalej śledztwa, żeby znaleźć faktycznego sprawcę. Dla nich ta sprawa jest już skończona.
Naciąganie dowodów jest standardem, aby wyrobić statystyki?
Proszę spojrzeć. Tomasz Komenda, Piotr Mikołajczyk i inni ludzie, o których sprawach się mówi, mają pewien deficyt. Jedni są zastraszeni, drudzy są słabsi. Akurat tak się trafia, że nie ma nagrania z przesłuchania, są jakieś przyznania się do winy, które są spisane językiem niepasującym do oskarżonego. Nikt się tym nie interesuje. Nikomu włos z głowy nie spadł.
Ktokolwiek ponosi odpowiedzialność za błędy w śledztwie?
Nie, dlatego mnie szlag trafia. Domagam się, dobijam się do Prokuratury w Łodzi o postępy w toczącym się już dwa lata śledztwie, które ma ustalić, kto jest winny skazania niewinnego Tomasza Komendy. Kiedy oburzaliśmy się, że Tomasz Komenda został niewinnie skazany, minister Zbigniew Ziobro ogłosił na konferencji prasowej, że będzie śledztwo. I co? Nic się nie wydarzyło w tej sprawie. Już nikt nie pyta. Nikt nie dostał zarzutów.
Czy osoby, które wyszły na wolność, mogą liczyć na wsparcie psychologiczne?
Nie bardzo. Minęły dwa lata od uniewinnienia Tomasz Komendy. Czy rozpoczął się proces o odszkodowanie? Nie. Ma rentę, którą dostał w sposób nadzwyczajny od premiera. Nie ma nic. To jest zakopywanie problemów, chowanie głowy w piasek.
Na jakie odszkodowanie mogą liczyć poszkodowani?
To zależy od sądu, od wykazanych szkód. Są różne odszkodowania, począwszy od 300 tys. zł do nawet miliona. Prokuratorzy mają jeszcze czelność na sali sądowej zbijać roszczenia poszkodowanego człowieka. Oni mają złamane i zmarnowane całe życie. Nieważne, czy odsiedzieli 3 lata, czy 18 lat, to jest to ogromne piętno. Żadne odszkodowanie tego nie zadośćuczyni. Ale muszą się o to dobijać sami.
Jak ci ludzie odnajdują się w nowej rzeczywistości?
Nie przyznają się do tego, że odbywali karę więzienia. Zmieniają otoczenie, miejsce zamieszkania, znajomych. Nie mówią nikomu, nawet swoim bliskim. A przecież odsiadywali wyrok za niewinność. Bardzo zależy im na tym odszkodowaniu, które pozwoli im bezpieczniej i spokojniej żyć, żeby się pozbierać po tym wszystkim.
Ze spraw, które przytacza pani w książce, można wywnioskować, że opinie biegłych nie zawsze są wiarygodne. Czy ktoś je weryfikuje?
Biegli nierzadko wyczuwają atmosferę i oczekiwania społeczne. Doskonale to było widać na przykładzie Tomasza Komendy. Na początku, kiedy szukano sprawcy, biegli twierdzili, że na podstawie odcisków zębów nie są w stanie stwierdzić, kto zostawił ten ślad. Później, kiedy mieli Komendę, jeden przez drugiego mówili z całą pewnością, że to on. Zbrodnia była spektakularna, trzeba było kogoś wsadzić. To biegli często wydają wyroki. Sędzia się nie zna. Biegłym może zostać każdy, kto odbędzie jakiś kurs. On stwierdza, czy ktoś jest poczytalny. Nie ma żadnych dowodów, a biegły potrafi stwierdzić, dlaczego ktoś popełnił zbrodnię.
Która historia była dla pani najbardziej wstrząsająca?
Historia Michała, którego odwiedziłam w więzieniu. Został skazany na 25 lat. Najpierw został uniewinniony, a później na bazie tych samych dowodów skazano go na tak wysoki wyrok. On nie ma możliwości wyjścia. Czytam akta, rozmawiam z nim. Widać, że jest to potwornie naciągane. On już nie ma żadnej drogi ratunku.
O co chodziło w tej sprawie?
W miejscowości Bartnik w województwie lubelskim została wieczorem znaleziona zamordowana dziewczyna. To było brutalne morderstwo. Rozpoczęło się śledztwo. Przesłuchano miejscową młodzież. Kiedy przesłuchiwano Michała miał 17 lat, był sąsiadem tej dziewczyny, bardzo się lubili. Policja maglowała go przez dwa dni. Aż w końcu zapisano jego przyznanie się do winy. On nie wiedział, jak do tego doszło. Nie podawał żadnych szczegółów zbrodni, informacji nieznanych policji. On pierwszy raz zderzył się z policją. Jeden sąd, który go sądził, stwierdził, że nie ma możliwości, żeby tego dokonał. W uzasadnieniu dodał, że to przyznanie jego nie jest dobrowolne. Drugi sędzia miał kompletnie inne zdanie. Materiał dowodowy był okropnie zmanipulowany.
Mnie bardzo zszokowała historia zamordowanej matki i jej niepełnosprawnej córki.
Za tę zbrodnię skazano chłopca z lekkim upośledzeniem, nieświadomego tego, co się stało. Przesłuchali go bez żadnego adwokata, nie ma nagrania z przesłuchań. Uważam, że to nie jest przypadek. Wszystko odbyło się po cichu. Cała masa prawników walczy o jego uniewinnienie. Wie pani, jaką mamy w Polsce wykrywalność zabójstw? 97,7 proc., a w niektórych województwach nawet 100 proc. Wyobraża pani sobie? Mnie to przeraża.
Czy przy tworzeniu książki rozmawiała pani z osobami, które brały udział w procesach tych niewinnie skazanych ludzi?
Z tymi, którzy oskarżali lub skazywali niewinnych? Próbowałam, ale nie chcą rozmawiać, zasłaniają się niepamięcią albo zwalają jeden na drugiego - policjanci na prokuratora, bo to przecież on oskarżał, prokuratura na sąd, bo on skazał. Nikt nie poczuwa się do winy.
Książka "Będziesz siedzieć. O polskim systemie niesprawiedliwości" ukazała się na rynku 13 maja nakładem Wydawnictwa Czarne.