Znasz to ”Pismo”? Debiut polskiego ”New Yorkera”
Nie epatujemy sensacją, nie angażujemy się w małostkowe spory. Mamy poczucie humoru i dystans do siebie - zachęca Piotr Nesterowicz, redaktor naczelny ”Pisma”. Magazynu kulturalno-społecznego inspirowanego amerykańskim "New Yorkerem", który debiutował na rynku 3 stycznia. Będzie sukces? Po lekturze pierwszego numeru mam mieszane uczucia.
W głowie i sercu został reportaż Ewy Wołkanowskiej-Kołodziej o ”więźniach czwartego piętra”. Ludziach uwięzionych przez starość i niesprawność w domach bez wind. Poruszył mnie, dziękuję, rozejrzę się uważniej wokół siebie. O to chodzi w dziale: Społeczeństwo.
Ciekawy jest Bartek Sabela ze swoją instrukcją przemytu diamentów z Kongo. Nie ocenia, nie staje po żadnej ze stron, pokazuje świat. Wciągnął mnie Jędrzej Malko rozważaniami o dochodzie gwarantowanym i Tomasz Kamiński piszący o ”pieniądzach w służbie chińskiej dyplomacji”. Rozczarował za to fotoreportaż.
Bardzo cenię zarówno samą formę, jak i autora - Rafała Milacha. Od dekady niezmiennie, bo tyle lat ma nagrodzony Word Press Photo jego fotoreportaż o emerytowanych artystach cyrkowych. Parę lat temu byliśmy razem z Rafałem na kultowym Przystanku Woodstock, przywiezione stamtąd zdjęcia i emocje, wciąż mam w pamięci, ale fotoreportaż o Azerbejdżanie i pamiątkach po Hejdarze Alijewie jest dla mnie z emocji wyprany całkowicie. Czekam na więcej.
Nagroda dla tego, kto (nie jest dziennikarzem i) przeczyta w całości rozmowę z Haliną Bortnowską. Jest ważna i ciekawa, ale w moim pojęciu, to tekst dla ludzi z branży.
– Przyszłyśmy po radę – zaczynają autorki wywiadu. Na miejscu szefowej działu Rzeczywistość - Magdaleny Kicińskiej i prowadzącej Idee - Agnieszki Rosner, też chciałabym porozmawiać z autorytetem (Halina Bortnowska prowadzi warsztaty, na których zajmuje się promowaniem światowych standardów dziennikarstwa) o tym, jak robić dobre ”Pismo”. Jak to pięknie mówi pani Bortnowska, jak ugotować dobrą zupę. Ale jako czytelnik chcę zjeść dobrą zupę, za którą płacę (12,99zł), ale już niekoniecznie spędzać szmat czasu w kuchni.
Ukłonem w stronę ”New Yorkera”, na którym wzorowano ”Pismo” jest portret Hillary Clinton nakreślony przez Davida Remnicka, redaktora naczelnego amerykańskiego magazynu. Tylko czy Polacy przebrną przez osiem kolumn przedruku o wielkiej przegranej w ubiegłorocznych wyborach za oceanem? (Amerykanie czytali ten materiał we wrześniu 2017) Ale może tylko dla mnie, to nie brzmi, jak gorący temat. Na plus oprawa - rysunek Bartka Arobala Kociemby.
I teraz emocja numeru. Esej Marcina Króla zatytułowany ”Nowy analfabetyzm”. Krytykować profesora, wykładowcę akademickiego, historyka idei i filozofa - to nie jest prosta sprawa. Ale tak dalece nie zgadzam się z tym, co przeczytałam, że protestuję. ”Pismo” deklaruje, że ostro weryfikuje fakty. Czy profesor Król powoływał się na jakieś badania, na których opiera swoje tezy? Choćby tę - cwani pisarze z premedytacją preparują prozę dla staruszków. Bo tylko oni - emeryci czytają.
Król pyta: ”Dlaczego od mniej więcej dwóch pokoleń prawie nie czytamy wielkich dzieł? Dlaczego – proszę sprawdzić – niemal nikt nie wie, o czym pisał Adam Mickiewicz w Wielkiej Improwizacji, a o czym Stendhal w Czerwonym i czarnym albo William Szekspir w Królu Learze? Dlatego, że nie chcemy już czytać.” A nie chcemy, profesor ma tu gotową odpowiedź, bo: ”kompulsywnie unikamy cierpienia”, nie chcemy czytać o tym, co smutne, w głowie nam tylko przyjemności. Naprawdę panie profesorze?
Ale dostało się i piszącym - ”wyjąwszy kryminały, autorzy nie prowadzą wywodu, który ma początek, środek i zakończenie, bo obawiają się, że niewielu czytelników podoła śledzeniu ich myśli”. Zgrzyt, a to wcale nie koniec łajania: ”nieliczni, którzy czytają, także starają się zminimalizować ryzyko, więc przeglądają. Przerzucają kartki. Czasem tylko czytają jak Pan Bóg przykazał”, ciągnie Król.
Oj, głupi my wszyscy, taka z tekstu konstatacja. ”Zanurzeni w Facebooku, spożywający zdrową żywność, chroniący się przed smogiem i przed zimnem, chwytamy ze świata zewnętrznego tylko fragmenty, ale tak jest nam dobrze” – stygmatyzuje profesor. Przypomina mi to casus rowerzystów i wegetarian.
Czy nieczytanie jest nieuniknione i nieuchronne, zastanawia się autor i odpowiada sobie cytując słowa, którymi Stendhal zakończył ”Pustelnię Parmeńską”. Dedykował ją: ”To the happy few” - nielicznym szczęśliwcom, którzy powieść docenią. I tak Marcin Król ma nadzieję, że piszący zawsze będą mogli liczyć na garstkę czytelników. Co z tego, że swoim esejem całą resztę skreślił.
Dziękuję ”Pismu” za wiersze, to rzadkość i odwaga, a w numerze pierwszym redakcja proponuje aż trzy: Agnieszki Wolny-Hamkało, Piotra Matywieckiego i Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego.
Z krótkich form mamy opowiadanie Ignacego Karpowicza - krytycy literaccy upatrują w nim mistrza polskiej literatury. Jego ”Mały fiat skapywał na podwórku”, opowieść o wyprawie na wieś pisana z perspektywy chłopca, otwiera magazyn. Na drugim biegunie znalazła się ”Fabryka - pudełeńko” Weroniki Murek. Jej frapująca, debiutancka ”Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” była narracyjnym eksperymentem i przyznaję z ”Pudełeńkiem” mam problem, wygląda na to, że nie mam do niego dostępu.
Zaraz po Murek jest Filip Springer piszący o zegarach, zegarmistrzach i czasie. Dobrze pisze, choć mnie ukołysał i uśpił, ale może to celowy zabieg, w końcu jego tekst zamyka ”Pismo”.
Czy kupię następny numer? Oczywiście. I trzymam kciuki za powodzenie projektu. A jeśli - zgodnie z zapowiedziami - pojawi się w magazynie Wioletta Grzegorzewska, kupię nawet podwójnie.