Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:03

Zmierzch bogów

Zmierzch bogówŹródło: Inne
d2jhty6
d2jhty6

Wielkimi krokami zbliża się okrągła rocznica zakończenia II Wojny Światowej, politycy zaczynają licytację, kto do Moskwy pojechać powinien, komu nie wypada, a kto może sobie tam zostać i nigdy nie wracać. Rynek również zareagował na to ważne wydarzenie i zarówno na półkach księgarskich jak i srebrnych ekranach pojawiły się dzieła traktujące o ostatnichostatnich dniach wojny – wymienić należy tutaj choćby doskonały film „Upadek” czy książkę Berlin 1945 Beevora. O dogasaniu pożogi, która przez długie lata trawiła świat, traktuje również powieść Davida L. Robbinsa (autora „Wojny szczurów”, na podstawie której został nakręcony „Wróg u bram”) Koniec wojny. Gra o Berlin.

Berlin na początku 1945 roku był ruiną, miastem, w którego każdy, nawet najmniejszy zakątek wkradał się paniczny strach. Była to obawa uzasadniona i podsycana przez propagandę – oto z zachodu nadciągały oddziały Amerykanów i Anglików, wschód natomiast należał do żądnych zemsty Sowietów. W samym mieście również panoszyła się budząca grozę śmierć odziana w mundury gestapo i SS, dosięgająca każdego, kto wykazał choćby najdrobniejsze przejawy upadku morale. Po ulicach jak potępione dusze snuły się ponure postaci – inwalidzi wojenni, jeńcy pracujący przy odgruzowywaniu stolicy, skromnie ubrane, wynędzniałe kobiety szepczące do siebie „pozostań przy życiu” miast „dzień dobry”. Pieczę nad tym widmowym miejscem sprawowali starcy z volkssturmu uzbrojeni w rdzewiejące karabiny oraz dzieci z hitlerjugend, dumnie dzierżące panzerfausty i przemierzające berlińskie uliczki na starych rowerach. Wbrew pozorom jednak to miasto było bardzo ważne nie tyle pod względem militarnym, co politycznym. W solidnym bunkrze
Kancelarii Rzeszy, otoczony gromadą fanatycznych wyznawców, krył się człowiek, którego głowy pragnął świat. Ten, kto poda ową głowę na srebrnej tacy i zdobędzie stolicę, wygra wojnę. Nagroda w grze o Berlin była więc niebagatelna – a owa rozgrywka właśnie się rozpoczynała...

„- Możemy zdobyć więc miasto. Mamy szansę. Musimy to zrobić. Nie wolno nam siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż Rosjanie zajmą każdy skrawek ziemi między Moskwą a Brukselą.
- Nie, chyba nie.
- Nie. Zdecydowanie nie.
- No to ścigajmy się.”

Robbins postanowił opisać wyścig, którego zwycięzca miał prawo zatknąć swoją flagę na Bramie Brandenburskiej – rajd, w którym wzięły udział największe światowe potęgi militarne. Uczynił to w formie powieści opartej na kanwie rzeczywistych wydarzeń, zapewniając, że podstawę fabuły stanowiły rozmowy z uczestnikami opisywanych bitew oraz liczne publikacje historyczne, wymienione w dość obszernej bibliografii. Gra o Berlin skonstruowana jest, jak to autor sam zaznaczył we wstępie, według zasad greckiej tragedii. Oto na szczycie Olimpu, w XX wieku zamienionego w zaciszne gabinety, Wielka Trójka decyduje o ludzkich losach. Mimo że współcześni bogowie wojny nie mają tak posągowych kształtów jak ich antyczni poprzednicy (wystarczy nadmienić, że jeden z nich jest kaleką, a drugi, delikatnie mówiąc, nie imponuje wzrostem), jednakże również posiadają wszechmocną siłę decydowania o życiu i śmierci – wystarczy wykreślić kilka linii na mapie czy przesunąć niepozorne chorągiewki. Jednak cóż to byłby za panteon bez
półbogów - walecznych herosów, wiernie służących demiurgom wojny? W Grze o Berlin są nimi: Żukow i Koniew, jak wściekłe psy stale szczuci na siebie przez bezwzględnego pana, ostrożny Montgomery, Bradley, Eisenhower czy nieobliczalny Patton. Jako że zamierzenia bogów muszą urzeczywistniać się na ziemi, w naszym dramacie brakuje jeszcze zwykłych śmiertelników – ci reprezentowani są przez niemiecką wiolonczelistkę, Lottę, radzieckich żołnierzy, Ilję i Miszę oraz amerykańskiego fotoreportera o nazwisku Bandy.

d2jhty6

Teatr wojenny przedstawiony jest więc w różnych perspektywach, od makroskali map sztabowych, aż po dzieje pojedynczych osób, pionków praktycznie nie liczących się w działaniach wojskowych. Ze smutkiem przyznam, że o ile „góra” opisana jest interesująco, o tyle im niżej, tym gorzej. Robbins świetnie sprawdza się jako pisarz batalistyczny, kreśląc na kartach swej powieści barwne opisy działań wojennych. Kiedy jednak przychodzi do opisywania psychologii, silenia się na filozoficzne wręcz próby wyjaśnienia motywów działania jednostek, czasem popada w egzaltację, a momentami wręcz grafomanię. Niektóre opisy są wyraźnie przesadzone, choćby ten: „Jest tak podekscytowany, że już nie wie, co jest czym. Plecy Victorii stają się wzburzonym słowem, jej włosy – glebą, w spódnicy szumią obudzone przez wiosnę dęby (...) Nawet poduszka, którą ma przed oczami, staje się bezkresem chłodnej ziemi” lub: „Bandy stoi w odległości metra od żony. Jedna z jej łez pada na klepisko. Stoją osobno, oddzieleni oceanem”, że nie
wspomnę o kantowskich dylematach nad sensem bytu sowieckiego żołnierza, który w gwiazdach szukał natchnienia, by potem we własnym sumieniu rozstrzygnąć kwestie moralne”. Nie bardzo również rozumiem, czemu miał służyć czterostronicowy opis ćwiartowania gnijącego konia, ze wszystkimi drastycznymi szczegółami, być może chodziło autorowi o metaforę Berlina rozrywanego przez aliantów, myślę jednak, że ta makabra była również przesadzona.

Trochę więcej miejsca chciałbym poświęcić warstwie edytorskiej książki, gdyż mam do niej kilka zastrzeżeń. Autor napisał, że pozwolił sobie na swobodę literacką w odtwarzaniu rozmów, korespondencji, działań i intencji postaci historycznych. Nigdzie jednak nie wspominał, że całkowitą fikcją są również działania poszczególnych jednostek wojskowych i ich umiejscowienie na mapie ogarniętej wojną Europy. Tymczasem z książki możemy się dowiedzieć, że gdy Amerykanie zdobyli most na Łabie, umieścili nań tabliczkę z napisem: „Most Trumana. Droga na Berlin. Dzięki 93 Dywizji Piechoty”. Nie jestem historykiem, ale wydaje mi się, że 93 Dywizja Piechoty akurat wtedy przebywała gdzieś na Pacyfiku – chyba, że to był swoisty żart żołnierzy z 83 dywizji, którzy ową tabliczkę przymocowywali. Wydaje mi się jednak, że oto po prostu błąd w druku, podobnie, jak i ten na jednej z map zamieszczonych na początku książki. Tym razem słynna „osiemdziesiątka trójka” występuje jako „38 Dywizja Piechoty” (z tego, co pamiętam, działała ona
wówczas gdzieś na Filipinach). Co ciekawe, Koniec wojny został wydany w serii „Sensacja/Fantastyka”, co być może tłumaczy te wszystkie historyczne nieścisłości.

Jeśli pominiemy owe niuanse i drobne mankamenty (co nie jest zbyt trudne), powieść Robbinsa można uznać za bardzo interesujące dzieło o tygodniach, podczas których rozwiewają się już dymy pożogi i powoli cichnie zgiełk bitewny, dzieło o świecie, w którym wojnę zacznie zastępować brudna polityka, zakulisowe gierki i gabinetowe dysputy o kształcie granic. Wreszcie będziemy mieli przed sobą ciekawą książkę o końcu pewnej epoki Starego Kontynentu, który lada chwila zostanie przedzielony nie linią frontu, ale żelazną kurtyną krańcowo różnych ideologii. Zachęcam do sięgnięcia po Grę o Berlin choćby dla plastycznych opisów konającego miasta, wartkiej akcji i obrazowego przedstawienia działań wojennych – jestem pewien, że niedostatki w odmalowywaniu portretów psychologicznych i skłonność do nadmiernego patosu nie położą się cieniem na odbiorze tej wartej uwagi powieści.

d2jhty6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2jhty6

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj