"Skutki uboczne eliksiru miłości” kryją wiele zagadek, ale mnie najbardziej zaciekawiła ta (rozszyfrowana kilka stron przed końcem powieści): ile właściwie lat ma Jacek, główny bohater. Mogę zdradzić, że z pewnością mniej, niż można było się spodziewać. Nawet mniej, niż sama podejrzewałam, chociaż całkiem nieźle pamiętam tamte czasy – zniewolenia dorosłych i zapierającej dech wolności dzieciaków.
Akcja "Skutków ubocznych…” toczy się podczas pierwszej zimy stanu wojennego, zapisanego w zbiorowej pamięci w scenerii wielkomiejskiej: Warszawa, Gdańsk, Wrocław. Prowincja, potraktowana z przymrużeniem oka w "Rozmowach kontrolowanych”, pozostaje, tak naprawdę, nieobecna nawet w prozie głównego nurtu. Ci, którzy wówczas byli dziećmi, dziś mają własnych, nastoletnich potomków i pewnie niezbyt chętnie opowiadają im o dzieciństwie, spędzonym w kolejkach "po szarość, po szarość”. Tę narracyjną czarną dziurę właśnie ambitnie i z talentem pomaga zaszyć Dorota Combrzyńska – Nogala.
Jacek jest dzieckiem wielkiego miasta, mieszka tam z rodzicami i z dziadkiem. Dorośli mocno zaangażowali się w pierwszą "Solidarność”, na tyle mocno, że nad ranem 13. grudnia smutni panowie przychodzą po tatę i dziadka i gdzieś ich zabierają. Zszokowana mama próbuje się odnaleźć w postawionym na głowie świecie z milczącymi telefonami i przepustkami na autobus. Decyduje się wysłać Jacka do swojej matki, z jakichś tajemniczych, rodzinnych powodów nie odwiedzanej od lat. W małym miasteczku, w domu babci, Jacek nasłucha się magicznych opowieści i napatrzy na prawdziwe życie, zupełnie inne od dotychczasowego zaklętego trójkąta dom-szkoła-podwórko: historii o miłości, które, inaczej niż w baśniach, nie zawsze kończą się happy-endem; śmierci w jej dotykalnym wymiarze: ciała, pogrzebu i osieroconych krewnych, a nie - zniknięcia albo scen z horroru; przeżyje parę wariackich, magicznych i niebezpiecznych przygód, przejdzie próby prawdy i lojalności, i nie wszystko skończy się dobrze – jak to w życiu. W dorosłym życiu.
Inicjacyjnych opowieści o dorastaniu nie da się niczym zastąpić. Ani lukrowanymi historyjkami, w których świat dzieci jest beztroskim, osobnym światem, oddzielonym od świata dorosłych, ani też infantylną magią, która rozwiązuje problemy bez ich zrozumienia. Ani tymi książkami, w których dzieci występują w dorosłych rolach: detektywów czy poszukiwaczy skarbów w krótkich spodenkach. Owszem, one wszystkie są potrzebne, miło się je czyta, rozwijają wyobraźnię, ale porządnych, mocno zakotwiczonych w rzeczywistym świecie historii o próbach i wyzwaniach, jakie czekają na młodego człowieka w drodze ku dorosłości – nigdy za wiele.