Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:05

Zgubny zew krwi

Zgubny zew krwiŹródło: Inne
d32a5sj
d32a5sj

Abner Marsh od najmłodszych lat wychowywał się na rzece – jako mały chłopiec pływał na tratwach do Nowego Orleanu, później rozwoził towary na łódkach i kutrach, przechodząc przez kolejne szczeble kariery. Gdy zaś nastała era parowców, ciężką, uczciwą pracą dorobił się sześciu statków regularnie kursujących po Missisipi. Jego marzenia sięgały jednak dalej – planował przeniesienie swojej prężenie działającej firmy do Nowego Orleanu. Owe marzenia pękły jednak z trzaskiem (dosłownie i w przenośni), gdy skuta lodem Missisipi pochłonęła prawie całą jego flotę, pozostawiając zaledwie jeden mały, niewiele warty parostatek. Wiek XIX nie był widocznie jeszcze do cna zdegenerowany i również uczciwym ludziom sprzyjało wówczas szczęście. Dla Abnera Marsha szczęście to personifikowało się pod postacią wysokiego, przystojnego, choć bardzo bladego jegomościa, który miał dlań do zaoferowania iście kuszącą propozycję. Zgorzkniały kapitan otrzymał szansę na swoje pięć minut w żegludze rzecznej i na odzyskanie nadwątlonej
estymy, pozostawało tylko zgodzić się na pewną spółkę i zbytnio nie wtrącać się w życie przyjaciół ekscentrycznego nieznajomego. Zwyczaje owych towarzyszy były dość zastanawiające – dziwnym trafem nie przepadali oni za światłem słonecznym i najprawdopodobniej nie należeli do wegetarianów...

George R. R. Martin jest autorem cyklu fantasy, który zdążył już zyskać miano „kultowego” Prócz Pieśni lodu i ognia ów poczytny autor napisał również m.in. Ostatni rejs Fevre Dream, powieść, którą należałoby zapewne nazwać horrorem (choć przyznam, że trochę się przed takim jej zaszufladkowaniem wzbraniam). Powstało już wiele dzieł o potomkach Kaina, jednak trudno o odnalezienie pereł w tym bagienku czytadeł przypominających B-klasowe produkcje typu „gore” (ot, taka specyfika gatunku). Ostatni rejs Fevre Dream perełką nie jest, ale moim zdaniem wybija się w tej krwawej zbieraninie, niekoniecznie jednak ze względu na przechodzące podczas lektury dreszcze. Martinowi daleko jest do wytworzenia mrocznego, ponurego nastroju rodem z Drakuli Brama Stokera, nie poświęca również zbyt wiele czasu nad dywagacjami o wampirycznej psyche kreowanych przezeń bohaterów, co Rice czyniła dla odmiany z taką gorliwością, że lektura kolejnych jej książek stawała się coraz bardziej męcząca. Dylematy kainitów
występują u autora Pieśni lodu i ognia w formie szczątkowej, zaś poszczególni przedstawicie owego gatunku są na tyle papierowi i mało przekonujący, że zlewają się w jedną, szarą, nijaką masę.
Początkowo akcja toczy się powoli: “Fevre Dream” odwiedza kolejne miasta mijając po drodze liczne parowce – życie na Missisipi Martin przedstawił wybornie, a opisy leniwych chwil spędzonych na pokładzie malowniczego statku nie nużą, a wprowadzają czytelnika w nastrój wręcz przypominający ten jakże znany z niektórych dzieł a Twaina. Nieomal słychać łoskot wody wzburzonej przez obracające się łopatki, w uszach brzmią gwizdy parostatków zagłuszające dosadne okrzyki załogi, zaś fragmenty o wyścigu jednostek na wzburzonej rzece czyta się wręcz z zapartym tchem. Wszystko to pryska jednak niczym bańka mydlana, kiedy autor wprowadza do sielskiego (ale jakże fascynującego) wycinka historii Missisipi motywy rodem z niezbyt oryginalnych horrorów. Ostatnie rozdziały są moim zdaniem najsłabszym punktem powieści –autor, podobnie jak jego bohaterowie, dał się chyba ponieść zewowi krwi i, nie będąc się w stanie opanować, spokojną fabułę zamienił w krwawą rzeź.

Być może gdyby pokusił się o dopracowanie portretów psychologicznych swoich bohaterów (a w szczególności krwiopijców, do postaci starzejącego się, coraz bardziej zgorzkniałego Marsha nie mam żadnych zarzutów), gdyby choć odrobinę zaczerpnął z rozwiązań Rice, książce wyszłoby to zapewne na dobre. Tymczasem Ostatni rejs Fevre Dream jest przede wszystkim bardzo dobrą opowieścią o Missisipi i zaledwie poprawnym horrorem, zarazem świetną książka o świecie, którego już nie ma, o ludziach, dla których dane słowo było świętością, o wspaniałych parowcach przemierzających urokliwą rzekę, ale również o sztampowych, wyciętych z jednego szablonu wampirach. Jako ta ostatnia niewiele nowego wnosi do skostniałego gatunku, toteż polecam ją przede wszystkim ze względu na walory opowieści o parostatkach przecinających niepokorną rzekę podczas burzliwych lat XIX wieku. Jeśli ktoś będzie szukał ponurej, wzbudzającej grozę historii o dzieciach nocy, obawiam się, że może tylko się zawieść.

d32a5sj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d32a5sj

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj