20 lat był biegłym. Teraz zdradza klucz do rozwiązania zbrodni
Media lubią nagłówki w stylu: "szaleniec zabił", bo to jest klikalne. Ale rzeczywistość jest inna - opowiada Maciej Klimarczyk, lekarz psychiatra z wieloletnim stażem, biegły sądowy, który właśnie zadebiutował powieścią kryminalną, zatytułowaną "Śpiewaczka".
Przemek Gulda: Jak to się stało, że praktykujący od 20 lat lekarz psychiatra nagle zostaje pisarzem?
Maciej Klimarczyk: Sam się nad tym zastanawiam! Ale tak poważnie: od lat było to moje marzenie. Długo żyłem mitycznym obrazem, że pisarz to ktoś, kto siedzi pod drzewem z kawą w ręku i dopisuje kolejne strony na laptopie. Po prostu: też tak chciałem. Ważnym powodem była też pasja czytania, bo nie da się pisać, jednocześnie nie czytając tego, co piszą inni. Ale najważniejsze było marzenie. Sam często powtarzam swoim pacjentom: spróbuj, inaczej nie zrealizujesz swojego marzenia. Więc spróbowałem.
I jakie było to uczucie: spełnienie marzenia?
Spełnienie marzenia wymaga czasem sporego nakładu pracy. Pierwsza książka, którą napisałem, miała charakter, powiedziałbym, roboczy. Uczyłem się na tym tekście konstruowania postaci, dialogów. Tekst trafił do szuflady i nigdy z niej nie wyjdzie, bo to nie jest materiał do publikacji. Było to ćwiczenie warsztatu. Dopiero druga książka nadawała się do pokazania innym. Gdy skończyłem ją pisać, przeżywałem mieszankę emocji: od zadowolenia po lęk, czy ktoś zechce ją wydać.
Zobacz: Więziła syna przez 30 lat. Sąsiedzi niczego nie podejrzewali
W dniu, kiedy Wydawnictwo Literackie odpowiedziało pozytywnie na moją propozycję wydawniczą, otworzyłem szampana. Teraz znów przeżywam mieszkankę emocji, ale dominuje ciekawość, jak książka zostanie odebrana przez czytelników.
Co to za książka?
Jeśli chodzi o gatunek, to wymyśliłem sobie taką nazwę: thriller psychiatryczny, w odróżnieniu od thrillera psychologicznego. Wiele inspiracji czerpałem z własnej pracy lekarza psychiatry, część akcji dzieje się w gabinecie psychiatrycznym oraz na oddziale psychiatrii sądowej dla kobiet. Zatem psychiatrzy są ważnymi bohaterami powieści. Ale nie jest to książka o medycynie, tylko kryminał, może trochę nietypowy, ale kryminał.
Nietypowy?
Powiedziałbym, że kryminał pisany od końca, bo już w pierwszej scenie dowiadujemy się kto zabił. Obserwujemy jak primadonna z dobrze rozwijającą się karierą zabija z zimną krwią starszego antykwariusza.
Dlaczego tak?
Celowo zdecydowałem się na nietypową kompozycję powieści, ponieważ chciałem, żeby Czytelnik zadał sobie pytanie: "dlaczego", a nie: "kto". Kryminał musi wzbudzać ciekawość i moim zamysłem było tę ciekawość wzbudzić poprzez analizę psychiki głównej bohaterki: dlaczego artystka o wielkiej wrażliwości dokonała tak okrutnej zbrodni, planując wcześniej każdy jej szczegół?
Nie zdradzając treści książki - jakie mogą być odpowiedzi na takie pytanie?
Powiem tylko tyle, że w procesie sądowym zawsze kluczem jest znalezienie i ocena motywu. Motywy zbrodni można w uproszczeniu podzielić na zdrowe i "chore".
To znaczy?
Jeśli ktoś zabija dla korzyści albo po to, by ukryć niewygodne fakty, o których wie ofiara – to z punktu widzenia psychiatrii taki motyw jest zdrowy, nawet jeśli ocenimy go jako niezgodny z systemem etycznym. Sprawca był poczytalny, wiedział co robi i w pełni za swój czyn odpowiada. Zatem musi ponieść karę.
Bywają jednak zbrodnie, kiedy motyw ma podłoże chorobowe, jest związany albo z objawami choroby psychicznej albo z jakąś dysfunkcją układu nerwowego. Jeśli tak się dzieje, to sprawca taki nie potrafił zrozumieć znaczenia swojego czynu i/lub pokierować swoim postępowaniem. Wtedy nie ma przestępstwa, bo nie ma winy, a sprawca zamiast do więzienia musi trafić do szpitala psychiatrycznego.
Jakie ma pan doświadczenia jako biegły sądowy? Czy zdarzało się panu rozpatrywać jakieś szczególnie nietypowe sprawy?
O szczegółach nie mogę oczywiście za dużo mówić. W książce nie opisuję prawdziwych pacjentów ani podsądnych, bo tego robić nie można. Choć przyznam, że niektóre sprawy z praktyki sądowej inspirowały mnie przy pisaniu. Wykorzystałem je oczywiście w sposób przetworzony, żeby nie było wiadomo, o kogo chodzi. Dla mnie jako biegłego psychiatry najbardziej interesujące są sprawy niejasne, sytuacje z pogranicza zdrowia i choroby, takie, przy których pojawiają się dylematy. A literatura uwielbia dylematy.
Popkultura lubi morderców o skomplikowanej psychice, którzy snują wyrafinowane plany zabójstwa. Czy takich spraw jest dużo w rzeczywistości?
Oczywiście, że nie. Przeważają sytuacje zwyczajne, w których nie ma wielkich zagadek: zwykłe kłótnie, najczęściej po alkoholu, momenty, w których komuś puściły nerwy. Jak to mówimy wśród biegłych psychiatrów: sprawy o kurę. Ktoś komuś ukradł kurę, nie ma tu żadnej tajemnicy. Większość badań psychiatrycznych kończy się jednoznacznymi wnioskami: "sprawca niewątpliwie był poczytalny" lub rzadziej: "sprawca niewątpliwie był niepoczytalny". Sprawy te z punktu widzenia lekarskiego są proste.
I nudne.
Można tak powiedzieć. Znacznie ciekawsze są sytuacje, w których sprawca wymaga dłuższej obserwacji lub są sprzeczne opinie biegłych, albo, i te wydają mi się najciekawsze, kiedy sprawca udaje chorobę, próbując w ten sposób uniknąć odpowiedzialności. Symulowanie choroby psychicznej jest zadaniem niezwykle trudnym.
Dlaczego?
Ponieważ do tego potrzeba zarówno olbrzymiej wiedzy, pewnego doświadczenia - nie da się nauczyć choroby z książki, trzeba ją widzieć, a przede wszystkim - niezwykłych zdolności aktorskich. Chociaż w większości przypadków i tak prawda wychodzi na jaw, bo mamy jasny motyw.
Czasem wśród sprawców obserwujemy jeszcze inne zjawisko - agrawację, czyli sytuację, w której osoba ma jakieś objawy zaburzenia psychicznego, ale świadomie je wyolbrzymia, bo chce być odebrana jako bardziej chora niż jest.
A czy dużo jest spraw, w których sprawcami są osoby chore psychiczne?
To pewnie odpowiedź bardzo wbrew stereotypowi, ale takich spraw jest mało. Wśród sprawców ciężkich zbrodni, osób chorych psychicznie jest niewiele. Inaczej więzienia byłyby puste, a szpitale psychiatryczne pełne osób uznanych za niepoczytalne w czasie popełnienia czynu zabronionego. Tak nie jest. Media lubią nagłówki w stylu: "szaleniec zabił", bo to jest klikalne, ale jednocześnie tworzy pewien mit lęku przed osobami chorymi psychicznie oraz przed szpitalami psychiatrycznymi.
Jak jest naprawdę?
Rzeczywistość jest inna. Agresja może być jednym z objawów zaburzenia psychicznego, ale w większości przypadków chory kieruje ją przeciwko sobie. Agresja w kierunku do otoczenia też się zdarza, ale po wdrożeniu właściwego leczenia, najczęściej ustępuje. Agresja u sprawców poczytalnych czasem jest o wiele trudniejsza do leczenia.