Zawodowe wzloty i upadki Tomasza Lisa. Właśnie stracił pracę w "Newsweeku"
Bez wątpienia Tomasz Lis jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych dziennikarzy w Polsce. Niegdyś ikona telewizji, obecnie od lat kąśliwy komentator polskiej sceny politycznej. Po 10 latach Lis nagle pożegnał się z funkcją redaktora naczelnego "Newsweeka".
Kariera Tomasza Lisa szybko nabrała rozpędu, kiedy na początku lat 90. został reporterem parlamentarnym oraz prowadzącym "Wiadomości" TVP. Zaledwie dwa miesiące po rozpoczęciu pracy w publicznej stacji przeprowadził wywiad z generałem Jaruzelskim. Zaczął pisać felietony dla "Polityki", w późniejszych latach dla "Wprost" i "Gazety Wyborczej". Przez trzy lata w 1994-1997 był korespondentem z Waszyngtonu, a po powrocie zmienił pracodawcę i szefował zespołowi "Faktów" TVN.
Pozycja dziennikarza stawała się coraz silniejsza. Zaczął wydawać też książki m.in. "Zawód: korespondent", "Nie tylko Fakty", "Co z tą Polską?" czy "Polska, głupcze!". Na swoim koncie ma liczne laury dziennikarskie: trzy nagrody Grand Press, dziewięć Wiktorów, dwie Telekamery, nagrodę Kisiela, a także państwowe odznaczenie Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego w 2014 r.
Tomasz Lis po kilkunastu latach kariery medialnej przestał być widziany tylko jako komentator, ale dostrzegano też jego potencjał polityczny. W 2004 r. z sondażu PBS dla "Newsweeka" wynikało, że 43 proc. Polaków widzi go w roli prezydenta kraju. W obliczu pogłosek o możliwej kandydaturze Lisa TVN zawiesił z nim współpracę. Ostatecznie zwolniono go w obliczu skandalu.
"W ciągu ostatnich miesięcy Tomasz Lis wielokrotnie naruszał zasady umowy, którą zawarł ze stacją 30 września 2003 r., mówiące o konieczności uzyskiwania zgody na publiczne wystąpienia i wypowiedzi" - argumentował ówczesny rzecznik prasowy TVN Andrzej Sołtysik.
Te programy kochała Polska. Zniknęły z anteny TVP
Lis nie musiał zabiegać jednak o nowe stanowisko. Pracę na stanowisku dyrektora programowego i szefa "Wydarzeń" zaproponował mu Polsat. To na tej antenie zadebiutował jego autorski program "Co z tą Polską?". Po trzech latach, w 2007 r. dziennikarz nagle został odsunięty od obowiązków służbowych. W programie "Kropka nad i" argumentował tę decyzję rzekomymi naciskami politycznymi ze strony Prawa i Sprawiedliwości na prezesa Polsatu Zygmunta Solorza.
- To, co wiem o naciskach na Zygmunta Solorza, pochodzi z drugiej ręki. Nie będę o tym teraz mówić. Okres jest gorący, mamy 3 tygodnie i 6 dni do wyborów. To, co się dzieje i może jeszcze zdarzyć, jest istotne dla wszystkich dziennikarzy. (...) Nie mam obsesji na punkcie PiS-u, tylko wolności słowa. A jest teraz zagrożona. Jeśli PiS wygra, będziemy mieć władzę absolutną jednego człowieka - mówił wówczas Lis na antenie TVN24.
Choć wiele osób ze środowiska dziennikarskiego stanęło wówczas w obronie Lisa, w czerwcu 2008 r. w "Dzienniku" ukazał się tekst Luizy Zalewskiej ujawniający skalę rzekomych nadużyć dziennikarza podczas pracy w Polsacie. Pod jego adresem, jak i Hanny Smoktunowicz (dziś Lis), padały oskarżenia o wulgarne zachowanie, poniżanie innych pracowników odwołujące się do ich życia osobistego oraz nieetyczną postawę dziennikarską. Para dziennikarzy zaprzeczyła tym doniesieniom, ale nie wniosła sprawy do sądu. Wówczas Tomasz Lis był już ponownie pracownikiem Telewizji Polskiej.
Program "Tomasz Lis na żywo" emitowany co tydzień na antenie TVP2 wzbudzał gorące emocje. Prowadzącego często oskarżano o manipulacje, brak obiektywizmu i stronniczość. Dziennikarz zaliczył masę "wpadek" m.in. zaprosił do studia swojego adwokata jako niezależnego eksperta (wykreował trend zapraszania celebrytów jako telewizyjnych ekspertów) czy cytował wpisy z fałszywego profilu Kingi Dudy na Twitterze, uznając je za prawdziwe. Za tą ostatnią sytuację Lis otrzymał w 2016 r. tytuł Hieny Roku. Po ośmiu latach nadawania program zniknął z anteny.
Równolegle Tomasz Lis rozwijał swoją karierę w prasie. W latach 2010-2012 pełnił funkcję redaktora naczelnego "Wprost". Został zwolniony po tym, jak zarząd gazety odkrył, że dziennikarz pracuje nad stworzeniem portalu NaTemat.pl. Przy okazji Lis zarzucił prezesowi Michałowi Lisickiemu opóźnienia w wypłacie wynagrodzeń, a ten pozwał go za to pomówienie. Sąd Apelacyjny orzekł na korzyść Lisickiego.
Zaledwie kilka tygodni po zwolnieniu z "Wprost" dziennikarz został naczelnym "Newsweeka", a w Onecie zaczęto nadawać jego program. To pokazuje, jak silną i niczym niezmąconą pozycję w mediach miał wówczas Tomasz Lis. Jednak, gdy w 2009 r. miał zaczął pisać felietony dla "Faktu", pracownicy gazety ostro sprzeciwili się zatrudnieniu Lisa i zakończono współpracę z nim po zaledwie jednej publikacji.
Lis regularnie wydawał autorskie książki. W ostatnich latach do księgarń trafił zbiór felietonów "A nie mówiłem?", "Historia prywatna" oraz "Umrzeć za Gdańsk. 12 rozmów o Pawle Adamowiczu, wolności i magii Gdańska".
Przez dekadę Tomasz Lis szefował pismu wydawanemu przez spółkę Ringier Axel Springer Polska aż do 24 maja br., kiedy ogłoszono jego nagłe odejście. W komunikacie nie zdradzono przyczyn rozstania z redakcją.
"Jest czas powitań i czas pożegnań. Serdecznie dziękuję moim koleżankom i kolegom z Newsweeka za dziesięcioletnią wspólną pracę, fascynującą przygodę w niezwykłych czasach. Newsweek jest w doskonałych rękach i ma przed sobą świetną przyszłość. Powodzenia" - podsumował Tomasz Lis na Twitterze.
Trwa ładowanie wpisu: twitter