Do Alzheimera nie da się przyzwyczaić. Można na jego temat czytać, próbować okiełznać, ale z pewnością zostanie on jedną z najbardziej niezrozumiałych, a tym samym przerażających chorób. Literatura kilkakrotnie próbowała go oswoić czy to w publikacjach naukowych, czy literaturze popularnej. Ta druga zdaje się lepiej pokazywać prawdę, choć, co oczywiste, nie sprawia, że choroba staje się łagodniejsza. A czy bardziej zrozumiała…? Trudno powiedzieć.
Trudno w ogóle jakkolwiek dyskutować o powieściach traktujących o Alzheimerze. Można ocenić ich walory literackie, ale już trudniej bohaterów. Wszak choruje każdy, i ten, którego choroba dotknęła i jego bliscy, którym wcale nie jest łatwiej. Alzheimer to choroba wszechobecna, rzucająca cień na całą rodzinę, obezwładniając ją i wyniszczając. Nie ma więc złych charakterów, postaci drugoplanowych czy kogoś, kogo można uwielbiać. Jest za to wielki dystans, próby zrozumienia i wypieranie utożsamiania się z którąkolwiek z postaci. Bo nikt nie chciałby być bohaterem takiej historii.
„Słowa pamięci” przedstawiają życie rodziny, w której kobieta – córka, żona i matka – choruje na Alzheimera w trudnym do określenia stadium. Claire codziennie zmaga się z zupełnie nową dla siebie rzeczywistością, a banalne do tej pory sprawy stają się dla niej trudnością nie do pokonania. Bo jak poradzić sobie z faktem, że zapomina się imienia własnego dziecka? Z tym, że mąż staje się nagle obcym człowiekiem, a jego dotyk czymś niepożądanym…?
Narracja powieści prowadzona jest z perspektyw różnych członków rodziny, w tym też chorej Claire, co doskonale obrazuje swoiste zarażenie Alzheimerem całej rodziny. Nikomu nie jest łatwo, ani dwudziestojednoletniej Caitlin, która, choć dorosła, nie zawsze czuje się na siłach, by sprostać trudnej sytuacji, ani Gregowi, który z bólem patrzy, jak jego miłość powoli zatraca siebie. Czy ich postawy, czasem pełne niezrozumienia, butne, zupełnie bezsilne i zlęknione, a czasem pełne empatii i miłości można jakkolwiek oceniać? Czy powinni robić mniej lub więcej? Inaczej odczuwać, inaczej się zachowywać, podejmować inne decyzje? Trudno powiedzieć, bo i trudno wyobrazić sobie sytuację, w której się znaleźli. A jak odnieść się do Claire? Na to nie ma uniwersalnej odpowiedzi… Żadna nie będzie dobra. Wydawałoby by się, że w warsztat literacki, w ową narrację, w styl, wkrada się pewien chaos. I chyba można się pokusić o interpretację, jakoby Coleman wprowadziła demencję w stylistykę powieści i użyła jej jako swego
rodzaju figury retorycznej. Nie bez znaczenia jest również indywidualne, emocjonalne podejście czytelnika – to nie jest radosna, rozrywkowa powiastka, więc i nie sposób czytać ją luźno, dla relaksu. Łatwo zatracić się w gąszczu niezrozumiałych zachowań i słów chorej świadomości, które nie potrafią znaleźć właściwego odniesienia. I emocji bohaterów. Ale, jak zostało wspomniane, to kwestia indywidualna.
Czy powieść traktująca o śmiertelnej, groźnej, przebiegłej chorobie może być tak naprawdę apoteozą życia? Czy, mówiąc banalnie, może sprawić, że nagle człowiek zaczynie bardziej doceniać to, co ma? To, że potrafi odczytać godzinę z zegarka na ręce i bez problemu odlicza lata swojego życia…? Czy można mówić o jakiejś dobrej stronie choroby….? „Słowa pamięci”, mimo ogromnie przykrego ładunku emocjonalnego, jest również powieścią o miłości i nadziei. Porusza do głębi, jest nośnikiem znacznie wyższych wartości niż wspomniany wyżej frazes „doceń to, co masz”, a zarazem ciężko nie przyznać, że takie powieści zawsze są swego rodzaju lekcją życia i sprowadzają się właśnie do trywialnych stwierdzeń . Ale czy jest w tym coś złego…? Czego jeszcze można się doszukiwać w historii o rodzinnej walce z nieuleczalną chorobą…? A może raczej stanie się tylko opowieścią jakich setki, może i niewesołą, ale jednak fikcyjną, a jeśli nawet czyjąś, to wystarczająco odległą, by przeczytać i zapomnieć? Nie. Nie zapomina się takich
historii, jak „Motyl” Lisy Genowy czy „Słowa pamięci”. Przeciwnie. Można pozostać obojętnym, ani bardziej zmotywowanym, ani zadowolonym czy też nie z kolejnej literackiej uczty. Ale, niezależnie od postawy, pozostają w głowie złowrogie słowa „a co, jeśli…”. Słowa pamięci.