Dezyderat w obronie kanonu lektur szkolnych przedstawiło w piątek prezydium sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Członkowie komisji przegłosowali jednak, że nie będą nad nim pracować.
Całostronicowy dezyderat miał być skierowany do minister edukacji narodowej Katarzyny Hall.
„Z informacji docierających do opinii publicznej - nawet jeśli są one niepełne i częściowo błędne - wyłania się niebezpieczna tendencja traktowania kanonu lektur jako „koniecznego zła”, nie akceptowanego przez uczniów, a i też - co szczególnie dziwi - przez część nauczycieli. Stąd pomijanie znaczących dla polskiej i światowej kultury, choć trudnych pozycji, bądź swoista moda na fragmentaryczne poznawanie dzieł fundamentalnych dla epok i trendów literackich” - napisano w projekcie dezyderatu.
W trakcie krótkiej dyskusji kilku posłów zwracało uwagę na potrzebę ponownego zredagowania dezyderatu, w którym zauważyli niedociągnięcia językowe. Zwracali też uwagę, że dezyderat niepotrzebnie wzywa MEN do współpracy z ministerstwem kultury, ponieważ oba te resorty od dłuższego czasy blisko i zgodnie współpracują.
- To jest brzydko napisane. Jeśli mamy pisać o kulturze, o kulturze języka (...) powinniśmy to napisać ładniej. To jest momentami kostropaty i nieporadny językowo zapis - powiedział Jan Ołdakowski (PiS), zaznaczając, że popiera ideę skierowania do MEN dezyderatu.
Zastrzeżenia do formy dezyderatu oraz do treści niektórych jego fragmentów miał też poseł PO Arkadiusz Rybicki. Jako przykład banalnego, jego zdaniem, i groteskowego zdania przytoczył fragment dezyderatu, w którym autorzy piszą, że szkoła jest jedynym miejscem, gdzie Polaków można uczyć czerpania z lektur korzyści i przyjemności.
*- Po prostu poprośmy minister Hall na komisję kultury, (...) żeby w sposób profesjonalny opowiedziała, jakie są jej plany. (...) Zrezygnujmy z tego dezyderatu - proponował Rybicki. * Krytycznie wobec idei dezyderatu wypowiedział się też wiceprzewodniczący komisji Jerzy Fedorowicz (PO).
- Jestem przeciw, dlatego że kompletnie nie znam tego programu. Nie mogę się opierać na tym, czego dowiaduję się z gazet - tłumaczył.
Zaproponował, aby dezyderat lub inny apel do MEN sformułować po zapoznaniu się dokładnie z propozycjami zmian na liście lektur.
Opinii tych nie podzielała przewodnicząca komisji Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO).
- Przypomnę, że w poprzedniej kadencji, przy bardzo podobnym temacie, była dość duża awantura. Wówczas był postulat, aby minister edukacji był uprzejmy współpracować z ministrem kultury. To, co udało się poprawić w kanonie lektur, było wówczas zasługą ministra Ujazdowskiego. Wtedy pisaliśmy dezyderat do prezesa Rady Ministrów, ponieważ tamci dwaj ministrowie w żaden sposób się nie umieli pogodzić - powiedziała przewodnicząca komisji.
Jak tłumaczyła, teraz ministerstwa kultury i edukacji mogą się pogodzić, ale nie istnieje oficjalny zespół ds. lektur, w którym pracowałyby osoby reprezentujące resort kultury. Wtedy, jak tłumaczyła, minister kultury Kazimierz Ujazdowski powołał taki zespół, którym kierował wiceminister kultury Tomasz Merta. Jej zdaniem, dezyderat byłby dobrą formą, aby poprosić obecny rząd o stworzenie takiego zespołu.
- Nie może być tak, że piszemy takie dezyderaty do ministra Giertycha, a do minister Hall takich dezyderatów nie piszemy - uznała Śledzińska-Katarasińska.
Poddała następnie pod głosowanie wniosek posłów PO, aby przerwać prace nad dezyderatem. Pięć osób było za, cztery przeciw, cztery się wstrzymały. Przewodnicząca natychmiast po głosowaniu zakończyła posiedzenie komisji uznając, że jej partyjni koledzy, głosując za odrzuceniem dezyderatu, zamanifestowali niechęć do zajmowania się sprawą lektur szkolnych.