Całkiem niedawno z zainteresowaniem zapoznałem się z esejem dotyczącym współczesnej literatury hiszpańskiej, opublikowanym w największej gazecie w naszym kraju. Autor z zapałem i znawstwem opowiadał o pisarzach i poetach, trendach i osiągnięciach. I w zasadzie zgodziłbym się z większością tez i spostrzeżeń, za wyjątkiem jednej. Otóż wspominając o tzw. literaturze popularnej wyróżnione zostały dwa nazwiska, sugerując trochę, że niby to podobni są do siebie w tworzeniu: Arturo Perez-Reverte i Juan Carlos Somoza. Zachichotałem w kułak, zrobiłby pewnie tak samo imiennik hiszpańskiego władcy, bo podobieństwa pomiędzy panami istotnie występują, to jednak mniejsze, niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Perez-Reverte, zarówno w swoich wypowiedziach medialnych, jak i poprzez powieści, chce nam udowodnić, że jest samozwańczym następcą Dumasa, pisarzem, który chce dostarczyć rozrywki na wysokim poziomie i dla możliwie szerokiego grona czytelników. Jego powieści są solidne, intrygujące, nierzadko erudycyjne, a przede
wszystkim znakomite w odbiorze. Ale z pełną świadomością popularne. Somoza ma inną koncepcję – on pomysłów wziętych żywcem z popkultury używa zupełnie do czegoś innego. Używa! A jego powieści są na tyle inteligentne, że niejeden sprawny krytyk da się zwieść jego misternej grze.
Dafne znikająca zasadza się na pomyśle zgranym do imentu, ukochanym wręcz przez twórców tasiemcowych seriali oraz Roberta Ludluma, a mianowicie całkowitej amnezji głównego bohatera. Oto bowiem z dużą prędkością w drzewo uderza samochód, a jego kierowca budzi się w szpitalu, nie pamiętając niczego. Ani nazwiska, ani choćby jednego obrazu z przeszłości, dzieciństwa, nic. I choć sam w swoim mniemaniu narodził się na nowo w dojrzałym już wieku, świat zna jego historię i stara się go jej nauczyć. Personel szpitala informuje pacjenta, jest sławnym i cenionym pisarzem. Że wypadek miał miejsce w dniu jego urodzin. Że nazywa się Juan Cabo. Ach, jedną rzecz pamięta – jest doktorem filologii klasycznej, nie stracił na szczęście umiejętności posługiwania się łaciną i greką. Jest jednak drobiazg, który bohaterowi nie daje spokoju, akapit zapisany krótko przed wypadkiem, zaczynający się od intrygujących słów „Zakochałem się w nieznajomej”. Mniej go obchodzi dociekanie, kim był przed wypadkiem, skupia się na
poszukiwaniach owej nieznajomej, wietrząc w tym klucz do swojej własnej, prawdziwej osobowości, a nie tego, czym wypełniają opowieści postronnych osób, przyjaciół i współpracowników. Poszukiwania nieznajomej okazują się być nie dość że niebezpieczne, to jeszcze nieszczęsny pisarz wietrzy jakąś manipulację...
Dafne znikająca to powieść o manipulacji właśnie. Tym skuteczniejszej, im bardziej przypominającej prawdę. Cabo jest bezbronny, słowa rozmówców musi traktować serio, z nich układa sobie świat, który amputował sobie z pamięci. Sęk w tym, że o ile fasada jest piękna i prawdziwa, fundamenty przegniły – pomiędzy autentyzm wpełza ordynarne kłamstwo, za którym bohater podąża, wierząc, że w końcu dowie się wszystkiego. Somoza gra z czytelnikiem w paranoiczną zabawę, raz każąc mu wierzyć w swoje słowa, innym razem gwałtownie im zaprzeczając. Obserwując miotanie się Juana Cabo zaczynamy się zastanawiać, czy w ogóle prawda jest poznawalna – pytanie będące jednym z fundamentów postmodernizmu. Nie wolno też zapominać, że bohater jest pisarzem, a więc kłamcą i manipulatorem zawodowym. Instynktownie uwierzył w zapiskę o zakochaniu się w nieznajomej, ale czy to nie autosugestia? Wszak głęboka wiara we własne łgarstwa jest pierwszym krokiem do rozpadu osobowości...
Juan Carlos Somoza nigdy nie zdobędzie popularności Pereza-Revete. Jego powieści są surowe i misternie intelektualne. Nie zależy mu na oczarowaniu czytelnika, woli grę, przebieranie się w maski (dosłownie), dezorientację i piętrzenie intryg. Rozsypuje powieściowe klocki, by ułożyć jest w figurę pozornie tylko niekształtną. Aby dostrzec jego intencję, trzeba uczynić jak podczas wróżb andrzejkowych – spojrzeć na jej cień, a wszystko stanie się oczywiste. A przyjemność z tego literackiego pokera jest wielka, dla tych, którzy to uwielbiają.