Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:02

Za siedmioma górami, za wieloma lasami idzie przez życie ktoś

Za siedmioma górami, za wieloma lasami idzie przez życie ktośŹródło: Inne
d2ptox3
d2ptox3

Potrzebujemy czasem zwyczajnej ucieczki od codzienności, od paskudnej teraźniejszości, która zaczyna nas przytłaczać. Wtedy często wybieramy przyrodę, dziwnie pierwotną, wieczną, mimo naszej niszczycielskiej siły. Świeżą, spokojną, niosącą w sobie wszelkie aromaty... „Zewsząd otacza mnie las. Ale rzadki. Taki, że słońce dociera aż do mchu, do trawy i do wystających korzeni., które nabrzmiewają w ziemi niczym żyły na starczych rękach. W kopalniach na północy bardzo wiele jest takich rąk. Wiatr nie musi kluczyć między drzewami i przynosi mi las przez otwarte okno aż do wozu. Teren jest tu dosyć falisty, tak że chwilami las jak gdyby przelewał się przez drogę (...) Sosny z trudem czepiają się zbocza...”

Istna prostota, nieprawdaż? Taką właśnie ceni Nat Jessel, choć to chyba jego imię, winno brzmieć - PROSTOTA. Nat, to w jednej niewielkiej osobie fascynujący mężczyzna, jak i komiwojażer, współczesny bohater spod znaku „robię w bieliźnie”. Czyli spod szyldu: „Praktyczna odzież dla... szerokiej klienteli.” Jednak w tej chwili Nat nie myśli o pracy. Ma przerwę. Skończył swój sezon, no i jak najbardziej ma prawo do zasłużonego odpoczynku. To dlatego wraz z Eileen zatrzymał się na tej polanie, pośród tajemniczej ciszy przyrody, która potrafi zregenerować jego zmęczone członki. Nie, wcale nie przybył tutaj w towarzystwie dziewczyny. Eileen, to jego ukochany samochód. Nazwany tak na pamiątkę po ukochanej, która zwyczajowo, cóż... puściła go w trąbę. Ale to nie jest już teraz ważne. W końcu może się bez niej obyć. Może żyć samotnie. Ma przecież do czego wracać. Do domku w górach, potoku, jeziora, do rodeo... Ale dziwnie jego losy potoczą się tak, iż nie wróci tam sam. Tutaj, właśnie w tym lesie, spotka kobietę
swego życia. Cudowną, może odrobinę dziką, ale z jaką grzywą... Piękną lwicę, która postanowi go nie opuścić. Nigdy. I jakoś tak wyjdzie, iż w dalszą drogę ruszą już razem. Nierozerwalna para. Człowiek i lew. Z jednej strony problem, bo przecież nie jest to zwyczajne zwierzę domowe, taki sobie pupilek, raczej dosyć kłopotliwe, ale z drugiej i sympatyczne. Zresztą, przecież zawsze dobrze mieć kogoś przy sobie. Szczególnie w tak dużej, obronnej osobie.

Nat jest jednak człowiekiem uczciwym, datego jego głowę nawiedzą plątaniny pytań i gmatwaniny niepewności. Bo co ma zrobić z dużym kotkiem? Czy szukać właściciela lwicy, czy się z nią męczyć? Jak przyjmą ją ludzie w miasteczku i jak zmieni się przez jej obecność, jego spokojne dotąd życie? Przecież jego wakacje w końcu się skończą i trzeba będzie wrócić do pracy? Tylko jak jeździć po „swojej” części Stanów, z kotką obok, i jeszcze zarabiać? Czy lwica nie odstraszy klienteli, bo chyba nie pomoże w interesach? I co zrobić z kobietą, tą dwunożną, która nagle zapragnęła dołączyć do stada? Tego zbyt wiele na jego głowę. Warto poznać odpowiedzi na te pytania naszego komiwojażera. Odpowiedzi cudowne, dobre, piękne i wzruszające. Jednak powieść Jana Smida, to przede wszystkim opowieść pojedynczego zakonu kontemplacyjnego. Nasz jedyny jego członek – czyli Nat, zarazem opat, przeor i co tam jeszcze, odkrywa przed nami swój świat i uczucia, ale nie jest bezbarwny, jątrzący, babski... On opowiada nam o swoim
świecie, okalających go terenach, niuansach natury, jest realistą, który jednak kroczy w marzeniach. Zarazem nęci, jak i sam wtapia się w to, co ukazuje. Opowiada o przeszłej samotności, dopóki nie poznał jej... specyficznej kobiety spod znaku „czterech łap”. Dopóki nie dopasował się do jej temperamentu i nie zmienił... siebie samego.

Autor tej sympatycznej i wzruszającej powieści, Jan Smid, zmarł w 2002 roku. Już nie spogląda na lasy, nie pozwala obmywać się wiatrom i wędrować samotnie pośród gór i lasów, szukając dróg, które dawno nie widziały podróżnika. Ale zostawił nam cudowną opowieść, z bohaterem, który nie szukając przyjaźni, odnalazł ją i to w bardzo specyficznym ciele. Mężczyzny, który rzeczywiście składa się wyłącznie z samych „czystych radości swojego życia”. Któremu udało się otworzyć, tylko dzięki wielkiej kupie futra, która nigdy nie powiedziała. Właściwie jest to powieść bez wad. Denerwowały mnie w niej wyłącznie zwroty angielskie. Dziwnie nie pasowały do miękkich słów, barw i historii. Ale w końcu zawsze można je pominąć – „Good Heaven!”.

d2ptox3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ptox3

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj