Trwa ładowanie...
recenzja
07-12-2010 16:11

Wyznania pierwszej damy (na szczęście nie z pierwszej ręki)

Wyznania pierwszej damy (na szczęście nie z pierwszej ręki)Źródło: Inne
d3di5k8
d3di5k8

Czym jest Amerykańska żona? Najlepiej odpowiada na to pytanie fragment zacytowanej na okładce recenzji: jest to „portret fikcyjnej republikańskiej pierwszej damy, której życie i mąż mocno przypominają życie i męża naszej byłej republikańskiej pierwszej damy”. Wydawca uzupełnia jeszcze, że portret ten jest „zrodzony z fascynacji postacią Laury Bush”. No cóż, gdybym miała wybierać spośród grona pierwszych dam USA postacie, które w jakiś sposób mogłyby mnie zafascynować, ta akurat byłaby jedną z ostatnich - ale de gustibus non est disputandum, każdemu wolno wybrać jakiś obiekt zainteresowania, bo przecież może odkryje w nim coś, co warto pokazać innym… W nadziei odnalezienia tego „czegoś” zdecydowałam się zmierzyć z blisko sześćsetstronicową opowieścią, której narratorką jest Alice Blackwell - dziewczyna z małego miasteczka, która po wielu latach budzi się u boku swego męża-prezydenta i zastanawia się: „czy popełniłam straszliwy błąd?”. Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, przebiega myślą całe swoje
dotychczasowe życie, od czasu, gdy jako kilkuletnia dziewczynka za sprawą swojej babki odkryła cudowny świat książek (i nie tylko to…); potem był tragiczny wypadek, który zakończył okres młodzieńczej radości i beztroski, potem praca w szkolnej bibliotece, nieudany romans z weteranem wietnamskiej wojny, poznanie Charliego i jego, powiedzmy, nieco kontrowersyjnych krewnych, szybki ślub, długie lata spędzone na „pilnowaniu, by dom funkcjonował bez zakłóceń” i zmaganiu się z frustracjami, wyskokami i nałogami małżonka, i wreszcie sekundowanie mu w dość późno rozpoczętej, lecz szybko postępującej karierze politycznej, zakończone czymś, o czym marzy wiele amerykańskich żon: przeprowadzką do Białego Domu.* Ale to wcale nie początek idylli; wręcz przeciwnie, wtedy dopiero wychodzi na jaw zasadnicza różnica między byciem ŻONĄ a byciem SOBĄ…*

Sam pomysł przedstawienia problemów kobiety, która wiąże się z kimś aspirującym do bycia znanym politykiem, jak najbardziej zasługuje na docenienie. Jeśli jednak przedmiotem dzieła mają być losy osób żyjących, nawet ukrytych pod zmienionymi nazwiskami, realizacja tej koncepcji wymaga nie tylko znajomości faktów z ich życia, ale też taktu i wyczucia trochę większego, niż gdyby mowa była o ludziach dawno spoczywających w grobie. I tego ostatniego, niestety, autorce zabrakło. Nie mówię tu o wydarzeniach z okresu wczesnej młodości bohaterki - o szokującym (przynajmniej dla ówczesnej szesnastolatki) odkryciu prawdziwej natury przyjaźni babki Emilie z lekarką-sufrażystką, o przeżyciach Alice związanych ze śmiercią chłopca, w którym była zakochana, i z zachowaniem jego brata - bo, być może, sama Laura Bush gdzieś się na ten temat wypowiedziała. Ale wątpię, żeby nawet przy panującej w USA tendencji do absolutnej szczerości i bezpruderyjności zdolna była publicznie opowiadać o detalach czynności jelita grubego
małżonka i swojego własnego {„(…) on jednak najwyraźniej nie miał podobnych zahamowań. Kilka dni później weszłam za nim do kuchni i poczułam nad wyraz odrażający smród”; „(…) usiadłam i miałam wrażenie, że w żołądku rozwija mi się wąż, ale ja wciąż nie mogłam go wypuścić.(…) i wszystko ze mnie wyleciało, z długim, przerażającym chlupotem.”, po czym następuje równie precyzyjny opis doprowadzania muszli klozetowej do porządku przy pomocy papieru toaletowego…}, czy też cytować fragmenty niesmacznego, łagodnie mówiąc, wierszyka, którymi brat przyszłego prezydenta powitał ją podczas pierwszej kolacji z całą rodziną {UWAGA! Czytelników małoletnich oraz wrażliwych prosimy o powstrzymanie się od lektury poniższego fragmentu!

„Nimfomaniakalna Alice

Dynamit wzięła za penis

d3di5k8

Wyrzuciło jej waginę

Aż za północną Karolinę

A kawałki z cycków rozwałki do Phoenix”.}.

Może się mylę w ocenie pani Bush, ale zdaje mi się, że włożenie w usta jej powieściowej odpowiedniczki takich wyznań było pewnym nadużyciem. Niestety, oficjalnie nikt się do tego przyczepić nie może, bo przecież powieść jest tylko „fikcją literacką, luźno zainspirowaną życiem amerykańskiej pierwszej damy”. Luźno, prawda? Więc o co chodzi? A jednak jakiś niemiły zapaszek pozostaje…

d3di5k8

Kolejnym grzechem autorki jest skłonność do rozwlekania w nieskończoność niektórych partii tekstu. Oczywiście, wiadomo, że akcja rozgrywająca się na przestrzeni plus minus pięćdziesięciu lat musi zająć trochę miejsca, ale naprawdę można się obejść bez dialogów, w których trzy osoby po kolei zachwycają się apaszką zakupioną przez jedną z uczestniczek sceny, a czwarta tłumaczy piątej, że miejsce na noże do serów to „druga szuflada po prawej od piekarnika”; można też spokojnie darować sobie opisy ubrań noszonych przez postacie drugo-i trzecioplanowe oraz wyliczanie jadanych na co dzień potraw. W tych niepotrzebnych szczegółach gubi się to, co naprawdę istotne: gorzkie doświadczenia żony niedojrzałego trzydziestoparolatka z przerośniętym ego („ja studiowałem w P r i n c e t o n. Studiowałem w W h a r t o n. Startowałem do K o n g r e s u”] i skłonnością do topienia rozczarowań w whisky, oraz wcale nie przyjemniejsze zderzenie świeżo upieczonej prezydentowej z nieznaną dotąd rzeczywistością „wielkiego
świata” („mnóstwo ludzi, więcej niż kiedykolwiek dotąd, zaczyna się z nami kontaktować w zasadzie w bezsensownych sprawach, a mimo to człowiek czuje się zobowiązany, żeby odpowiedzieć, inaczej w świat pójdzie fama, że przewróciło nam się w głowie”; „każde miejsce, w którym się pojawiamy, ulega zmianie; nasza obecność oznacza, że wszyscy mówią wyłącznie o nas, robią nam zdjęcia telefonami komórkowymi”; „personel Charliego dyskutował o moim wyglądzie - i doszedł do wniosku, że pozostawia coś do życzenia”).

Szkoda, ale niestety tych dobrych fragmentów nie wystarcza na ocenę większą niż przeciętna…

d3di5k8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3di5k8