Nie jest to jakaś wystrzałowa książka. Nie pada bowiem zbyt wiele strzałów, choć pistolety jako takie pojawiają się na stronach powieści. Trup nie pada gęsto, co jest miłym zaskoczeniem we współczesnej literaturze popularnej. I w przeciwieństwie do wielu kryminałów i książek sensacyjnych nie mamy w niej do czynienia z geniuszami, czy to zbrodni czy prawa. Choć postać głównego czarnego charakteru, Wielbiciela, momentami niebezpiecznie ociera się o zadziwiającą niezwykłość. Dowcip życia często wyraża się w wyjątkowej i przewrotnej roli przypadku. I nie przeszkadza mi gdy akcja książki nie jest zwartym zbiorem logicznych i uporządkowanych zdarzeń, oczywiście w rozsądnych granicach. Ścisła logika przynależy raczej do matematyki i innych dziedzin nauki, a nie do zwykłego życia.
Książka może razić nagromadzeniem typowych elementów kryminałów. Piękna, choć niemłoda (31 lat to młodość i wiekowość zarazem), robiąca karierę aktorka, Chris. Po przejściach, bo innych bogatych kobiet w tym środowisku i w tym kraju (Ameryka, Kalifornia) raczej już nie ma. Wokół stadko ludzi interesu. Przyjaciel o innej orientacji. Doświadczony gliniarz, z zasady twardy choć dziwnie miękki na widok ładnej kobiety, angażujący się w sprawę znanej, atrakcyjnej aktorki i stopniowo ulegający jej wdziękom. Dosyć oklepane.
Z drugiej strony patrząc, dlaczego kryminał (i życie), mają być zawsze wyjątkowe i oryginalne?! Czy w poszukiwaniu sensacji autorzy nie brną czasem o jeden most za daleko tworząc ciężkostrawną dla rozumu i nadmiernie urozmaiconą literacką pizzę?! Reszta fabuły nie razi już tak bardzo sztampowością. Chris ma Wielbiciela, tak zwanego stalkera czyli mężczyznę (w tym przypadku anonimowego) obsesyjnie nią zainteresowanego. Człowieka, który coraz natarczywiej wkracza w jej życie osobiste. Inteligentnego, ze zdolnościami technicznymi, przewidującego. Żeby było ciekawiej, aktorka ulega nieszczęśliwemu wypadkowi w wyniku którego z ledwością widzi. Nie rozróżnia twarzy, widzi tylko zarysy. Stopniowo, ale bardzo powoli odzyskuje wzrok. Fakt niedowidzenia daje autorowi spore możliwości rozwoju akcji z których skwapliwie i umiejętnie korzysta. Wyobrażamy sobie lęk przed ciemnością, atawistyczny strach, którego doświadczają nawet ludzie w pełni widzący. Dodatkowo, możemy odczuć niepokój osoby osaczanej, która
uświadamia sobie, że nie ma w życiu nic naprawdę prywatnego. Ktoś może ją podsłuchiwać, podglądać, inwigilować bez jej wiedzy i zgody. Nie ma takich zabezpieczeń domu czy mieszkania, których nie można złamać.
Sytuacja jest coraz bardziej napięta. Niestety Woods nie do końca ją wykorzystuje. Razi płytkość postaci i dialogów. Ich szeleszcząca gazetowa papierowość. Przynajmniej w początkowej części książki. Ot, takie rozrzedzone powietrze, gdy oczekujemy dużej ilości tlenu. Brak „gęstości” i wrażenie zbyt powierzchownego dotykania wielu spraw. Naciągane sceny jak ta z ekspresową nauką korzystania Chris z pistoletu. Z drugiej strony Woods mimo wszystko nieźle buduje sam klimat. Akcja po leniwym początku zaczyna wciągać. Syndrom stalkera czyli obsesyjnego wielbiciela jest już sam w sobie ciekawy. A autor korzysta w tej mierze z autentycznych doświadczeń policji. Zjawisko stalkera nie dotyczy przeciętnych ludzi. Związane jest głównie z kulturą masową kreującą popularnych idoli. Szalony wielbiciel potrafi zamienić życie "uwielbianej" ofiary w piekło nieustannie pisząc, dzwoniąc czy obdarowując. Ciągle zwracając na siebie uwagę. Wkraczając w jej życie osobiste. W zasadzie Woods na tym nośnym temacie opiera całą akcję
swojej powieści.
Mimo wszystkich wymienionych minusów, książkę warto przeczytać choćby z uwagi na styl pisarza. Choć bardziej polecałbym jego inną bardziej dopracowaną powieść Pod taflą jeziora.