Zdarzyło się pewnego razu w "krainie Ingarii, gdzie siedmiomilowe buty i płaszcze-niewidki istnieją naprawdę". Ludzie żyli tam przyzwoicie, lub nie, jak to zwykli czynić ludzie. Szczęśliwi i nieszczęśliwi na zmianę... pory roku, ciśnienia, podatków, przyzwyczajeń. Nagle do listy codziennych, szarych zmartwień musieli dopisać wysoki czarny zamek, buchający z czterech wieżyczek kłębami czarnego dymu. Och, gdyby na miejscu byli wtedy zupełnie zieloni czujni ekolodzy lub urzędnicy przepisami ochraniający środowisko! Zamek ów zarejestrowany był na złego czarnoksiężnika Hauru. Niektórzy przyjmowali ten fakt z umiarkowaną radością, ciesząc się, że nie jest on siedzibą jeszcze bardziej złej i jednocześnie trudno zniszczalnej Wiedźmy z Pustkowia. Zamek wraz ze złą sławą Hauru jako pożeracza dziewczęcych serc i wysysacza ich niewinnych dusz wędrował po okolicy jako dobrej jakości źródło plotek i wątpliwej jakości atrakcja architektoniczna. Aż pewnego dnia zawitała w jego nadzwyczaj skromne progi pewna młoda duchem
staruszka. W zasadzie to całkiem młoda ofiara niecnych knowań i czarów osławionej Wiedźmy z Pustkowia, Sophie Kapeluszniczka. Poszukująca antidotum na zły czar tej jakże złej czarownicy. Zapukała, nieproszona wdarła się i jak to w życiu bywa, została. Bez zameldowania. Nieszczęśliwy Hauru, zdobywanie dziewczęcych serc na ogół unieszczęśliwia, nie lubiąc być przypieranym do muru nic nie zdecydował w sprawie staruszki, a Sophie zajęła kawałek wyjątkowo ciasnego zamku. Co było dalej... Trzeba przeczytać samemu. Dość powiedzieć, że niezbyt okazały zamek musiał pomieścić eleganckiego wiecznego zalotnika Hauru, jego dość ekskluzywną, ulubioną łazienkę, średnio zdolnego ucznia Michaela, demona ogniowego Kalcyfera (nie mylić z demonicznym Kaloryferem) oraz nieskończony zbiór zaklęć na wszelakie okazje takie jak: przepychanie rur ściekowych, sprowadzanie kóz, warzenie dobrego piwa, ustawiczne gubienie podków i tym podobne problemy ponurej rzeczywistości.
Cóż, życie czarnoksiężników do łatwych z pewnością nie należy. Trzeba dbać o złą sławę, reputację i specyficzny image. Ulegać pomniejszym prośbom, nie przemoknąć w potokach łez, czarować bez względu na pogodę, nawet wtedy gdy łeb pęka i biomet jest niekorzystny.
Świetnie napisana książka z akcją rwącą do przodu jak konie na Wielkiej Pardubickiej. Poczucie humoru. Poczucie absurdu. Poczucie radości. Gra wyobraźni. Niezła jazda ruchomym skrzypiącym zamkiem Hauru. Dla młodzieży i nastolatków, dla niezgredziałych ojców, wiecznie młodych matek i wesołych dziadków (poważnym urzędnikom państwowym nie polecam - uśmiech może niechcący zdeformować wystudiowaną powagę na ich twarzy). Grzanki z masłem!