Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:01

Wszyscy chcą być Irlandczykami

Wszyscy chcą być IrlandczykamiŹródło: Inne
dbm7ug4
dbm7ug4

„Wie pan, co mi się u Irlandczyków najbardziej podoba? (...) To, że sprawiają wrażenie, jakby wcale nie chcieli twoich pieniędzy. Cała reszta świata wręcz przeciwnie, ale Irlandczykom po prostu nie zależy. Za to chcą się wszystkiego o tobie dowiedzieć. Uwielbiam to.”

Moja miłość do Irlandii to nie tylko Zielona Wyspa, troll z garncem złota i archeologia. To też, ludzie poznani przypadkowo przez książki Brendana O’Carrolla (Mamuśka, Urwisy, Babunia). To Michael Collins, błąkający się hippisi. To też kromlechy, choć naprawdę, to tutaj każdy kamień ma swoją historię, kręgi kamienne. Oczywiście święty Patryk, Van Morrison i zielona koniczyna. Ale to też Irlandia naprawdę nie znana. Moja miłość – to słowa Bo kocham Cię jak Irlandię – to wyobrażenie niepoparte jeszcze dotykiem. Dlatego sięgnęłam po książkę, z której spoglądają na mnie człowiek i pies, o dziwnie nieobecnych minach. I zakonnica, która z ich trójki jest najbardziej na miejscu.

Autor książki, Pete Mc’Carthy, przedstawia swoje podróże po Irlandii, prowadzone w poszukiwaniu korzeni, zapamiętanych miejsc i ludzi. Będący w połowie Anglikiem, tak naprawdę jest Irlandczykiem, który jednak potrafi spojrzeć na ten świat naprawdę „trzeźwo”. Co w kraju piwem i cydrem płynącym nie jest często spotykane. Wychowany w angielskim rygorze z czystą fascynacją, z poczuciem wydostania się z klatki, wpada w zapamiętaną, dziwnie złotą krainę. Zwykle wilgotną, pustą, spokojną. Niepunktualną i wolną, ale jednocześnie w bardzo sympatyczny sposób niesubordynowaną. Krainę moich wyobrażeń, ale i świat, który zaskakuje. Oszałamia. Bo jest to zarazem świat dziwaków, jak i chrześcijańskich zahamowań. Świat, w których legendy nadal się toczą, niezauważalnie, bo przecież tak zwyczajnie i codziennie.

Irlandia McCarhty’ego to również opowieść o ludziach. Ludziach przeróżnych, bo ta wyspa stała się domem dla wielu nacji. Nacji tak od siebie odmiennych. Ale też poszukiwanie tych rdzennych mieszkańców, dziwnie dobrych, prawdziwych... To też rzecz o „celtyckości”, błędnie pojmowanej, jako wszystko co irlandzkie. Opowieść o dziwacznej inności. Ta książka, to podróż po Irlandii, album ze zdjęciami, które dzięki prostym słowom, pojawiają się w naszych głowach. Ale zarazem poradnik, tłumaczący na przykład, jak pytać o drogę. To prawdziwa Irlandia. Gdzie po przyjeździe zaraz należy kupić gazetę i zamówić kufel piwa, szczególnie wtedy, gdy natkniemy się na bar z naszym nazwiskiem. Wszystko po to, by włączyć się wewnętrznie i zewnętrznie do krwiobiegu Zielonej Wyspy.

Oto książka, którą zwyczajnie trzeba przeczytać przed wyjazdem. Na przykład po to, by się na miejscu zupełnie nie zbłaźnić.

dbm7ug4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dbm7ug4