Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:00

Wszędzie dobrze, byle razem

Wszędzie dobrze, byle razemŹródło: Inne
d4brvpl
d4brvpl

Gdy ciotka wygląda jak jedna z porcelanowych lalek, które zresztą sama zbiera, a „pachnie jak trująca farba”, wcale nie dziwi fakt, że się od niej ucieka. Ale żeby aż do Wenecji? Z Hamburga?

„To wina ich matki! (...) Moja siostra bez przerwy opowiadała chłopcom o tym mieście. Że są tu skrzydlate lwy i kościoły ze złota, że na dachach stoją anioły i smoki, a po schodach przy kanałach chodzą nocami wodniki, by pospacerować po lądzie...”

Ale nie tylko dlatego Prosper i Bonifacy uciekli. Pierwszy postanowił nie pozwolić by go rozdzielono z bratem, a drugi... postanowił to samo. Bo po śmierci matki ciotka postanowiła, że do siebie może wziąć tylko młodszego z rodzeństwa. Starszy z chłopców, Prosper, miał widywać brata raz w miesiącu, a całe dnie spędzać w szkole z internatem. Ale przecież matka uczyła ich inaczej. Wpajała im wartości, w których najpierw występowała miłość, potem szacunek, oddanie... ale teraz jej nie ma, a oni są w jej Wenecji. Takiej jak opisywała matka, jej ukochanej, ale nie są sami. Mają przyjaciół. Podobnie małych jak i oni. Bo tylko ci mali mogą zrozumieć...

„Nie, po co? To przecież wygodnie być małym. Nie rzucasz się w oczy i szybciej się najadasz. Wiesz, co zawsze mówi Scipio? Dzieci to gąsienice, a dorośli to motyle. I żaden motyl nie pamięta, jak to jest być gąsienicą.”

d4brvpl

Dlatego dorośli będą szukali chłopców, nie umiejąc ich znaleźć, poza nim... Jedynym. Jak znaleźć dwóch chłopców w mieście stworzonym wprost do zabawy w chowanego? I to jeszcze będąc byłym małym uciekinierem, który wytrzymał na zewnątrz tylko jedno popołudnie. Ale ten były uciekinier, Wiktor – detektyw, mimo że prawdziwie od pierwszego wejrzenia znielubi opiekunów, to jednak podejmie się zadania znalezienia maluchów. I chyba jako jedyny, w odróżnieniu od reszty dorosłych, pamięta jak to było, gdy było się dzieckiem. Nim jednak wpadnie na trop chłopców, ci dostaną się pod opiekuńcze ramiona samego Króla Złodziei. Człowieka charyzmatycznego, fascynującego, który pamięta jak to jest gdy jest się dzieckiem, ale jednocześnie zbyt szybko musiał dorosnąć. Dorosnąć by żyć. Bo Wenecja mimo swej całej magii, mimo bajkowości i romantyzmu, wycieczek i bogactwa... jest zwykłym miastem, w którym żyją dzieci porzucone przez dorosłych. Pozbawione rodzicielskiej miłości. Które same musiały nauczyć się żyć.

Książka jest krzykiem o pomoc, a jednocześnie zwyczajnie piękną opowieścią, nie przeładowaną emocjami. Zabawą dwunastolatka i pięciolatka. A może zabawą dla tego drugiego, który nie zaczął być nagle dorosły, jak jego brat. Czy będzie zabawą dla czytających? Na pewno. Ale i momentem przemyśleń. Autorka Cornelia Funke, wcześniej ilustratorka książek dla dzieci, wydaje się być bardzo dobrze zaznajomiona nie tylko z samymi dziećmi, ale i tym jak spoglądają one na świat. Wspaniale też odmalowała samą Wenecję. Jakoś inaczej niż na przykład Donna Leon. Bardziej z punktu widzenia mieszkańca, niż turysty. To miasto nie jest zachwalane, mimo że chłopcy poruszają się po znanych miejscach. Nagle one tracą na znaczeniu, nie przytłaczają dziecięcej przygody. Nawet dodana do książki mapa nie jest fascynująca. Nie jest zapowiedzią „dorosłego, romantycznego zwiedzania”. Tak jak sama książka. Ona należy do dzieci. Ale przeczytana może być przez każdego.

d4brvpl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4brvpl