Wstrząsające wyznanie po latach. Richard Williams nie wiedział, kogo atakuje
Richard Williams, ojciec Sereny i Venus, zanim został wybitnym trenerem tenisa, był nastoletnią ofiarą rasizmu i policyjnej brutalności. "Moja nienawiść się wzmogła, a z nią pragnienie zemsty na kimś, kimkolwiek, za wszystko, co mi się przydarzyło" - wspominał po latach Williams, który dokonał zemsty na przypadkowym białym farmerze i jego synu.
Dzięki uprzejmości wyd. Replika publikujemy fragment książki Richarda Williamsa i Barta Davisa "Zwycięska rodzina. Venus, Serena i droga do sukcesu"
Rozdział 10
[…] policja schwytała mnie i założyła kajdanki na nadgarstki. Byłem skołowany i przerażony. Mama pobiegła do moich sióstr i je przytuliła.
– Przestańcie płakać. Richardowi nic się nie stanie, bo nic złego nie zrobił.
Wepchnęli mnie na tylne siedzenie policyjnego samochodu, bosego, półnagiego i zabrali do więzienia. Jeden zdzielił mnie policyjną pałką. Zostałem umieszczony w celi bez możliwości zatelefonowania, kaucji, porady prawnej.
Mama nie miała pojęcia o prawie, ale wiedziała, że potrzebna mi natychmiastowa pomoc. Posłała po mojego wuja Romana. Zjawił się na komisariacie odświętnie ubrany, na lewo i prawo rzucając prawniczymi terminami i wyszukanymi sformułowaniami. Powiedział im, że mam dopiero 15 lat i nie mogą mnie przetrzymywać jak dorosłego i, ku mojemu potężnemu zdziwieniu, przekonał tych bydlaków, żeby mnie wypuścili.
Byłem pokonany i przerażony. Moja determinacja, żeby wyjechać, była jeszcze silniejsza niż wcześniej. Powiedziałem wujowi, że chcę jechać z nim do Chicago.
– Richardzie – zaczął. – Sądząc po tym, jak patrzy na ciebie policja, chyba powinieneś pomyśleć o jak najszybszym wyjeździe z miasta.
Zgodziłem się z wujem. Zrobiłem plany. Przez kilka następnych miesięcy byłem uosobieniem pokory i służalczości. Moją nienawiść skrywałem za szerokim uśmiechem, spuszczając głowę. Ale moim ostatecznym celem była zemsta. Przed wyjazdem zamierzałem oddać część tego, co przez całe życie otrzymywałem.
Zamierzałem dostać się do Ku Klux Klanu. Chciałem nosić maskę nienawiści i rasizmu. Chciałem mieć w dłoniach życie i śmierć. Od władzy dzieliła mnie tylko biała szata i kaptur. Mój plan musiał być niezawodny, bo jeden błąd oznaczałby moją śmierć. Sama myśl o tym, co planowałem, dodawała mi energii i jednocześnie mnie przytłaczała.
Zdobycie klasycznego stroju Klanu było proste. Moi kumple Big Mo i Louis, członkowie gangu Cedar Grove, uprawiali seks z córką białego farmera, która nazywała się Lucy Clairbone. Lucy dla seksu robiła wszystko. Jej matka zmarła, kiedy ona miała pięć lat, i wychowywał ją ojciec Billy. Wkrótce Lucy zastąpiła matkę pod każdym względem. Z tego kazirodczego związku urodziło się dwoje dzieci, a sekret znali wszyscy, ale go ignorowali. Podobnym sekretem było to, że jej ojciec należy do Klanu. Lucy była jak posłuszny szczeniak i wiedziałem, że powie Louisowi, gdzie ojciec trzyma strój Klanu. Big Mo znalazł go w miejscu, które wskazała, wisiał na gwoździu w szopie na narzędzia.
Martwiło mnie to, jak ukryć kolor skóry. Maska na twarz miała tylko małe otwory na oczy, więc skóry nie było widać, a płaszcz był długi do ziemi. Kazałem siostrom kupić w aptece przybory do makijażu i poeksperymentowaliśmy z nimi dla zabawy, kiedy mama była w pracy. Siostry nie miały pojęcia, że to coś więcej niż zabawa, kiedy wypróbowywaliśmy kombinacje odcieni, aż uzyskaliśmy taki, który przekonująco zamienił skórę moich dłoni na białą w nocnym świetle.
Po zmroku pojechałem na moim granatowym rowerze do dzielnicy białych, z przebraniem KKK starannie złożonym pod kurtką. Rower ukryłem w krzakach, przeszedłem trzy przecznice, dałem nura w zaułek i włożyłem kaptur i płaszcz, a w dłonie wtarłem kosmetyki. Noc była bezksiężycowa, a drzewa były prawie nieruchome. Nawet owady bzyczały po cichu. Przeszedłem dwie kolejne przecznice i wybrałem ofiary – białego farmera i jego nastoletniego syna siedzących na ławce w parku z papierosami i alkoholem. Obaj mieli robocze buty, koszulki i kombinezony. Poczułem dym, usłyszałem chropawy odgłos, kiedy drapali się po zarośniętych twarzach.
Moja nienawiść się wzmogła, a z nią pragnienie zemsty na kimś, kimkolwiek, za wszystko, co mi się przydarzyło. Czułem moc, jaką dawała mi anonimowość. Podniosłem kij. Mój atak był szybki i bezwzględny. Zakradłem się za nich w ciemności, uderzyłem ich kijem w głowę, a oni krzyknęli i upadli na ziemię.
Uciekłem, co sił w nogach, biorąc głębokie oddechy i szepcząc do siebie:
– Wyluzuj, spokojnie.
Zdjąłem przebranie, wsunąłem je pod kurtkę, starłem puder z dłoni i biegiem wróciłem do roweru. Pedałowałem powoli, dopóki nie znalazłem się poza dzielnicą białych, a później zacząłem gnać, jakby gonił mnie sam diabeł. Kiedy wjechałem do mojego ogródka, pod wpływem adrenaliny serce biło mi jak szalone.
Wtedy zrozumiałem. Wiedziałem, że zrobię to jeszcze raz. To zdarzenie było kompletnie oszałamiające. Schwytanie oznaczało śmierć dla mnie i mojej rodziny, ale chciałem podjąć to ryzyko. Następnego dnia rozeszły się plotki na temat ataku. Syn farmera przysięgał, że widział członka Klanu uciekającego w ciemności. To był nieoczekiwany obrót spraw. Wzbudziłem kontrowersje i podjudziłem białych przeciwko sobie. Dwa tygodnie później pojechałem do Broadmoor, dzielnicy położonej pomiędzy dwoma wzgórzami. Rower zostawiłem pół kilometra wcześniej i szedłem w przebraniu KKK, rozglądając się za następną ofiarą.
Nagle podjechał do mnie samochód z włączonymi światłami. Policyjny. Było za późno na ucieczkę w zarośla. Czerwone i niebieskie światło na dachu policyjnego samochodu zamrugało. Spanikowany, zamarłem. Jeden z gliniarzy opuścił szybę. Poczułem dym papierosa. […]
Powyższy fragment pochodzi z książki Richarda Williamsa i Barta Davisa "Zwycięska rodzina. Venus, Serena i droga do sukcesu", która ukazała się nakładem wyd. Replika.