Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:06

Wspomnienia Prometeusza ze Świętej Heleny

Wspomnienia Prometeusza ze Świętej HelenyŹródło: Inne
d1pom6i
d1pom6i

Prometeusz był tytanem, który podarował ludzkości skradziony Hefajstosowi ogień, za co rozgniewani bogowie przykuli go do skał Kaukazu. Cierpiał tam niewyobrażalne męki na skutek dość nietuzinkowej cechy własnej wątroby i wytrwałości pewnego upartego ptaszyska rozsmakowanego w podrobach. Historia miała wielu Prometeuszy – myślę, że miano to może pasować również do Napoleona Bonapartego. Zapewne jego apologeci dowodziliby, że bezinteresownie próbował przekazać ogień wolności i równości całej Europie, ja jednak ograniczę się do metafory li tylko związanej z miejscem zesłania cesarza – w altruizm władców przestałem wierzyć dość dawno temu. Podczas pobytu na wyspie Napoleon dzielił się swoimi przemyśleniami na temat burzliwej przeszłości i przygnębiającej prozy życia w Longwood ze swoim sekretarzem, hrabią de Las Cases. Owemu powiernikowi udało się przemycić własne notatki na kontynent, gdzie zostały wydane jako Memoriał ze Świętej Heleny. Według Edwarda Radzińskiego, autora książki Napoleon. Życie po
śmierci
, wspomnienia dyktowane na wyspie były podkoloryzowane, zaś Bonaparte kreował się w nich na jedynego sprawiedliwego przywódcę, który nigdy nie atakował, a tylko się bronił, nie wprowadzał cenzury, szanował wolność słowa, liberalne idee i swobody twórcze oraz marzył o tym, by zjednoczyć Stary Kontynent pod wspólnym sztandarem braterstwa. Rosyjski historyk postanowił zatem przedstawić trochę inną wersję dziejów XIX-wiecznego Prometeusza, zaś jego książka stylizowana jest na pamiętnik Las Casesa. Pisanie wspomnień rozpoczęli na Bellerophonie, okręcie, na którego pokładzie Napoleon oczekiwał decyzji Anglików o swoich dalszych losach. Kolejne stronice zapisywane były podczas rejsu Northumberlanda na wyspę Świętej Heleny, miejsce internowania Bonapartego. Otoczony okruchami dawnej sławy, miotający się w ciasnej kajucie okrętu Napoleon wspominał czasy, w których władcy Europy bledli słysząc brzmienie jego nazwiska. Jeszcze raz przeżywał wspaniałe wiktorie, brudne zdrady, błądził myślami po polach
kolejnych bitew i z coraz większym trudem powracał do ponurej rzeczywistości, pogardliwie wyrażając się o świecie XIX wieku „stuleciu sytych sklepikarzy”.

Autor zastosował ciekawy zabieg narracyjny, z początku dramatyczne, gorzkie wydarzenia po Waterloo obserwujemy z perspektywy Las Casesa, by niebawem poznać życiorys opowiadany hrabiemu przez człowieka zmęczonego dźwiganiem świata na swoich barkach, płynącego „tam, gdzie tchórzliwi bogowie umyślili sobie przykuć zbuntowanego herosa”. Ta swoista spowiedź, zwieńczenie barwnego żywota, jest przeplatana spostrzeżeniami autora memoriału, zarówno stanowiącymi fikcję literacką, jak i fragmentami autentycznych zapisków, opisami codziennego życia na okręcie oraz na wyspie Świętej Heleny. On też uzupełnia to, co cesarz sprytnie postanowił przemilczeć (najczęściej chyba powtarzanym przezeń zwrotem jest: „proszę to skreślić”), dzięki czemu choćby możemy dowiedzieć się kilku pikantnych szczegółów o napoleońskiej alkowie. W książce Radzińskiego poznamy zatem losy przyszłego cesarza, od najmłodszych lat, poprzez edukację w szkole wojskowej, krwawe czasy rewolucji, oblężenie Tulonu, Egipt, kampanię włoską, Austerlitz,
Jenę, wyprawę na Moskwę, Lipsk i wreszcie Sto Dni zwieńczone Waterloo i internowaniem. Napoleon baczył, by jego opowieść wolna była od patosu i zbytniego nadęcia – wolał mocny, dosadny język i strofował powiernika, gdy ten chciał ubarwić ją kwiecistym porównaniem.
Na kartach książki Radzińskiego możemy przeczytać następującą tyradę Napoleona: „całe moje życie jest powieścią niemożliwą do napisania. Co tu opisywać? Ogień? Wściekle palące słońce na pustyni? Albo palący mróz w Rosji? Ogień pochłaniający miasta? Przesuwające się przed oczami wielkie stolice objęte pożarem? Nie, nie! Zostańmy już przy zwyczajnym wyliczaniu zdarzeń.” Niestety, moim zdaniem Rosjanin zbytnio wziął sobie owe stwierdzenie do serca, a przyznam, że po autorze biografii Aleksandra II, Rasputina, Stalina czy świetnej książki o ostatnich dniach cara Mikołaja II spodziewałem się czegoś więcej, niż jedynie „zwyczajnego wyliczania zdarzeń” z życia tego, który zapragnął zjednoczyć Europę krwią, żelazem i ogniem. Radziński wielokrotnie dowodził, że ma na tyle barwny i porywający styl, iż wybornie potrafi opisać zarówno „wściekłe palące słońce na pustyni”, jak i „palący mróz Rosji”, zatem po przeczytaniu „Napoleona” czuję pewien niedosyt. Moim zdaniem autor, wychodząc z założenia, że życie cesarza jest
powieścią niemożliwą do napisania, poszedł trochę na łatwiznę i, ograniczając się do nierzadko dość beznamiętnego wyliczania faktów z biografii Bonapartego, potraktował je bardzo syntetycznie, skrótowo. Czasem tylko widać przebłyski znakomitego pióra Radzińskiego, jak choćby we fragmentach o mechanizmach władzy czy dotyczących smutnych refleksji „najwierniejszego z arystokratów”, jednak owe literackie cymesy nikną w zalewie pobieżnie nakreślonych faktów. W zasadzie jedynie bitwy pod Austerlitz, Lipskiem i Waterloo nakreślone są bardziej szczegółowo, zaś w przypadku kampanii rosyjskiej wydaje się, że autor odszedł od zasady „zwyczajnego wyliczania zdarzeń” i owe fragmenty czyta się świetnie. Być może gdybym nie znał innych dzieł rosyjskiego historyka, gdybym nie czytał pełnych pasji i żaru książek o historii Rosji, moje oczekiwania byłyby mniejsze. Radziński włożył w usta Bonapartego następujące sformułowanie: „Styl jest jak oddech… Chcę, żeby czytający odczuł mój oddech”. Niestety, nie odczułem ani
oddechu, ani szczególnego polotu, zaś próba balansowania pomiędzy quasi-autobiografią cesarza, pamiętnikiem jego powiernika a książką o mechanizmach władzy tym razem nie do końca się Rosjaninowi powiodła.

Nie mam żadnych zastrzeżeń do warstwy edytorskiej: Eugenia Siemaszkiewicz bardzo dobrze poradziła sobie z przekładem, konsultantem historycznym był prof. Paweł Wieczorkiewicz, zaś militarną zajmował się Andrzej Ziółkowski. Cieszy mnie to, że wydawnictwo zadbało w ten sposób o to, by praca pozbawiona była błędów merytorycznych i mam nadzieję, że taka praktyka stanie się z czasem normą.

d1pom6i
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1pom6i

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj