Trwa ładowanie...
Wojna i gwałt – syjamskie bliźnięta
Źródło: Archiwum prywatne
07-01-2021 13:29

Wojna i gwałt – syjamskie bliźnięta

Od babci usłyszała: "Dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego ja żyję? Ja chciałam umrzeć. Nie mogę już o tym myśleć". To wtedy Wiola Rębęcką-Davie dowiedziała się, co zrobili jej babci żołnierze Armii Czerwonej.

W powojennej Polsce milczano na temat zbrodni rosyjskich żołnierzy w 1945 roku. Tomasz Słomczyński, założyciel portalu magazynkaszuby.pl, dociera do świadków tych wydarzeń na Pomorzu. W Magazynie WP opublikowaliśmy dotychczas jego trzy reportaże: "Zbrodnia w Borucinie. Zmurszała pamięć", "Pomorze 1945. Niewykrzyczane cierpienie" oraz "Wyzwolenie. Rok 1945 na Pomorzu – trauma i tabu".

Dziś Tomasz Słomczyński rozmawia z Wiolą Rębęcką-Davie. Urodziła się w Warszawie, ale mieszka i pracuje w Nowym Jorku. Jest związana z Womens Therapy Centre Institute New York. Jako licencjonowany psychoanalityk realizuje projekt: "Rape - a history of shame" [jej książka o tym samym tytule ukaże się wkrótce w języku angielskim] - wywiady z rape survivors z Rwandy, Konga, Kosowa, Ugandy, Sudanu, Kolumbii, Gwinei, Birmy.

Tomasz Słomczyński: Gwałty, dokonane przez żołnierzy Armii Czerwonej w 1945 roku, to problem również twojej rodziny. Ty zawodowo zajmujesz się tematyką gwałtów, dokonywanych podczas działań wojennych. Rodzinny dramat miał wpływ na wybór takiej drogi zawodowej?

d3flw87

Wiola Rębecka-Davie: Dziś odpowiem, że tak, chociaż przez lata nie byłam tego świadoma. Moja babcia w 1945 roku była więźniarką w Ravensbrück. Dokonywano na niej eksperymentów medycznych, między innymi wstrzykiwano jej fenol w aortę i pod kolana. O tym, co robili jej Niemcy, wiedziałam od zawsze. To nie była tajemnica. Mówiła o tym z żalem wobec nich, ale potrafiła o tym mówić.

Nie rozumiałam jednak dlaczego, gdy słyszała o Rosjanach, ta niezwykle ciepła i spokojna osoba, nagle wpadała w furię. Babcia zawsze powtarzała, że Rosjanie byli gorsi niż naziści. Nie wiedziałam, dlaczego tak mówi.

Kiedy dowiedziałaś się o powodach, z których tak reaguje?

Babcia dostała wylewu, gdy miała 68 lat. Przez jakiś czas była nieprzytomna. Gdy została wybudzona, jej pierwsze słowa były takie: "Dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego ja żyję? Ja chciałam umrzeć. Nie mogę już o tym myśleć."

Początkowo myślałam, że po wylewie nie wie, co mówi. Ale wciąż powtarzała z wyrzutem: "Dlaczego mnie uratowałaś? Ja nie chcę o tym pamiętać."

Źródło: Archiwum prywatne

I wtedy opowiedziała mi swoją historię. Była jedną z trzech tysięcy kobiet, które zostały w obozie, bo nie były w stanie uczestniczyć w ewakuacji i podjąć marszu śmierci. Były zbyt wycieńczone. No i przyszli Rosjanie. Podczas "wyzwolenia" doszło do masowych gwałtów na…

Wiesz co? To jest tak, że ja to wiem, ja o tym mówię, ale za każdym razem to jest tak przejmujące… Mnie się to cały czas nie mieści w głowie. Oni robili to kobietom, które były na krawędzi śmierci, bo te, które zostały, były na pograniczu życia i śmierci. A jednak je gwałcili.

To było dla mnie tak szokujące, że kiedy się dowiedziałam, nie umiałam nawet o tym myśleć, a co dopiero na przykład zadawać pytań i to pomimo tego, że jestem psychoanalitykiem.

Przez lata było to w mojej świadomości, ale nie dotykałam tego w żaden sposób. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że jest jakiś związek między historią mojej rodziny i tym, że pracuję z ofiarami gwałtów w czasie wojny.

d3flw87

Dopiero w Nowym Jorku, na jednym ze spotkań poznałam rówieśniczki mojej babci, które przeżyły Ravensbrück. To było inspiracją do tego, żeby wejść w ten temat bardzo głęboko.

Od tego zaczęło się dzielenie moją historią. Skoncentrowałam się na tym, co moja babcia tam przeżyła. Zaczęłam drążyć ten temat, coraz więcej się dowiadywałam. Mojej babci już nie było na świecie, więc nie mogłam jej o nic zapytać.

Kiedy myślę o tym, co Rosjanie robili z więźniarkami, to dochodzę do wniosku, że tego po prostu nie jestem w stanie zrozumieć, czy nawet przyjąć do wiadomości. Po co to robili? Bo trudno przyjąć, że chodziło o zaspokojenie o charakterze seksualnym.

Od trzech lat mam taki zwyczaj, że w rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz, wstawiam na Facebooka zdjęcie mojej babci i opis tego, co ją spotkało. Ktoś mi w tym roku odpisał, że to jest nienormalne, co ja piszę. Że nie można gwałcić osób, które…

Trudno powiedzieć, żeby były w jakiś sposób atrakcyjne seksualnie, czy w ogóle zdolne do czegokolwiek, w tej sytuacji, w jakiej były w momencie wkroczenia Armii Czerwonej. Ale przecież to się działo. To miało miejsce.

I nie chodzi tu o jakąś przyjemność czy ekscytację seksualną, tylko o dominację, rozładowanie napięcia…

Takie są konsekwencje wojny, to się dzieje z ludźmi. To samo słyszę od osób, które przeżyły gwałty w Kongo, Rwandzie, Sudanie, Południowej Afryce, Wenezueli czy Kosowie. Znam te osoby, zbieram wywiady od nich. To jest zawsze ta sama historia. Nie chodzi o żadną fizyczną ekscytację. Chodzi o niewyobrażalny stan umysłu, który opanowuje ludzi, gdy są zaangażowani w wojnę.

Jakiś amok ogarniający człowieka zabijającego innych?

Kiedyś rozmawiałam z zabójcą. To był Hutu, który został uwolniony z więzienia w Rwandzie. Brał aktywny udział w mordowaniu Tutsi. Przeuroczy pięćdziesięciolatek, który naprawdę wyglądał niezwykle niewinnie. Zapytałam, dlaczego to robił.

Odpowiedział, że zaczęło się od tego, że zabił maczetą pierwszą kobietę, i potem poszło… Zabijał kolejne osoby, a potem doszły do tego gwałty. Powtarzał, że on nie wie, dlaczego to robił. "Wszyscy to robili."

Trzeba też dodać, że tak było w Rwandzie, tak samo jest w Kongu – mówię "jest", bo to cały czas się dzieje, gwałciciele są pod wpływem alkoholu i środków zmieniających świadomość. Nie wiem, jak było w przypadku żołnierzy Armii Czerwonej…

Z wielu relacji wynika, że dokładnie tak właśnie było, że byli pijani.

Ciekawa byłaby odpowiedź, co takiego wytwarza się w naszym mózgu – i myślę, że to dotyczy wszystkich ludzi - że pod wpływem masakr tracimy ludzką część nas samych. Myślę, że bardzo często, ci, którzy zabijają i gwałcą, w innych okolicznościach nie są jakimiś wyjątkowo strasznymi osobami.

d3flw87

Tak samo, jak nadzorcy w obozach koncentracyjnych. Mamy dwa modele opresji, których doświadczaliśmy w Polsce. Jeden niemiecki – chłodny i wyrachowany, a drugi rosyjski – gwałtowny i spontaniczny.

Tak, dokładnie. I jest coś na kształt grupowego popędu, który się uruchamia, że wszyscy robią to samo, żeby przetrwać tę sytuację. Jest to swoisty instynkt obronny, w myśl zasady, że albo należę do grupy ofiar, albo należę do grupy tych, którzy dominują. Trzeba się określić. Nie ma innego wyjścia.

Wojna daje tylko dwie możliwości – albo jesteśmy po jednej, albo po drugiej stronie. Inni nie przetrwają.

Na Pomorzu w 1945 roku dochodziło do masowych gwałtów. Jest mnóstwo relacji – a to w Wejherowie zgwałcono tyle i tyle kobiet, a to we wsi takiej czy innej - tyle a tyle. Jak zbierze się te relacje, to pojawia się obraz, z którego jasno wynika, że gwałcono wszędzie.

Szacuje się, że w statystykach gwałty ujawniane są w granicach od 7 do 8 proc. Oznacza to, że 93 proc. gwałtów pozostaje nieujawniona. To dotyczy również gwałtów wojennych. Prawdziwa skala gwałtów jest często niewyobrażalna. W swojej pracy przekonałam się , że wojna i gwałt są nierozerwalnie połączone niczym syjamskie rodzeństwo.

Źródło: Archiwum prywatne

Odpowiedź może być oczywista, ale zadam to pytanie: dlaczego kobiety nie ujawniają dokonanych na nich gwałtów?

Jest to głęboko osadzone kulturowo. Z gwałtem jest związany potworny wstyd. Jest jedynym przestępstwem, za które kulturowo, również religijnie – to ważne w kontekście Polski - obwiniane są kobiety.

To obwinianie ma przeróżną formę. Uśmiech, spódniczka – to prowokacja. Nawet jeśli dotyczy to działań wojennych, istnieje takie przekonanie. Myślę, że wynika ono z poczucia winy, ludzi, którzy patrzyli na to i nic nie zrobili, a którzy potem używają mechanizmu, który w psychoanalizie nazywa się projekcją. Obwiniają ofiary, jako te, które sprowokowały tą sytuację.

Przeprowadzałem kilka wywiadów ze świadkami wkroczenia Rosjan na Pomorze. W dwóch z nich usłyszałem, że Rosjanie gwałcili, ale tylko "puszczalskie". Porządne dziewczyny nie były gwałcone.

Ale to jest dokładnie to, o czym mówię. Jakbyś próbował głębiej zrozumieć, co znaczy to sformułowanie: "puszczalskie", to by się okazało, że ktoś, kto to obserwował, albo temu towarzyszył, faktycznie czuje się tym poraniony i straumatyzowany.

Nie chce mieć z tymi uczuciami do czynienia, więc łatwiej mu jest uczynić z tej kobiety "puszczalską", która powinna być za to ukarana. Gwałt jej się należał, sama na to sobie zasłużyła. Typowy mechanizm, występujący w wielu kulturach.

Zauważyłem też, że w moich wywiadach z tzw. Świadkami Historii, którzy opowiadają o marcu 1945 roku, dochodzi do bagatelizowania całej sytuacji, do takiej dziwnej śmiesznowatości, jak to nazywam. Pojawia się chichot, a sytuacja, w której Rosjanie "polują" na kobiety zaczyna w takiej relacji przypominać zabawę w chowanego. Wszystko staje się anegdotą.

W wielu językach również w polskim brakuje pojęć do opisywania traumy związanej z gwałtem. Chyba szczególnie w Polsce… Zabory, pierwsza wojna światowa, druga wojna światowa… Myślę, że Polacy są mocno straumatyzowanym społeczeństwem. A jednocześnie nikt w Polsce – w takim, szerokim ujęciu, traumą się nie zajmuje.

d3flw87

Wierz mi, skończyłam studia w Polsce, które sobie bardzo cenię. W Polsce również ukończyłam dodatkową edukację związaną z treningiem psychoanalitycznym, ale dopiero wyjazd pozwolił mi dostrzec historię mojej rodziny, wpływ tej historii na mnie, wpływ środowiska, w którym się wychowałam, kulturowe przekazy, język, którego się używa.

Niestety, muszę powiedzieć, że to się wiąże ze szczególnym sposobem patrzenia na kobietę i myślenia o niej w Polsce, o seksualności kobiety.

Duży wpływ na to ma dominujący w Polsce kościół katolicki i pewien przekaz. Wiąże się z tym również rozumienie seksualności w kontekście traum związanych z gwałtem. To jest cały system skomplikowanych zależności.

Gdy zaczęłam realizować swój projekt, otrzymałam dużo wsparcia, od nie-Polaków, i bardzo dużo ataków, od Polaków, związanych z tym, że o gwałcie w mojej rodzinie mówię głośno.

Na przykład: "czy twoja babcia zgodziła się na to, żeby mówić o tym publicznie?", "czy nie jest ci wstyd opowiadać o gwałcie, jakiego doświadczyła twoja babcia i o jej traumie?", "kto cię upoważnił?", "dlaczego ty żerujesz na nieszczęściu swojej babci?", "dlaczego opowiadasz o rzeczach, o których się nie mówi?". Próbowano mnie zawstydzić albo wyśmiać: "kto by się zajmował jakimś gwałtem, który się wydarzył siedemdziesiąt pięć lat temu", "nie wiadomo, jak to było, może się zdarzyło, a może się nie zdarzyło".

Źródło: Materiały prasowe

Wielu świadków wkroczenia Rosjan w 1945 roku używa pojęcia: "zhańbione". "Kobiety zostały zhańbione". Zacząłem się zastanawiać nad tym, co w istocie to znaczy. Znaczy to, że nie zhańbił się gwałciciel, tylko że dokonując gwałtu, pozostawił po sobie hańbę, z którą kobieta musi żyć. Rozumiem, że można zhańbić się poprzez jakieś działanie, na przykład zdradę ojczyzny czy wyparcie się ogólnie przyjętych wartości. Ale w przypadku gwałtu hańba dotyka kogoś, kto nic nie zrobił, jest stroną bierną. Tak jakby nasienie gwałciciela miało jakąś szczególną, symboliczną moc, nadającą szczególną cechę – hańbę.

I z tego właśnie wynika ten potworny wstyd, o którym już wspomnieliśmy, ale do którego musimy wrócić. Ta kobieta później czuje się zhańbiona, czuje się winna, i to niestety jest bardzo mocno uwarunkowane kulturowo.

Na przykład w Kongu. Spędziłam jakiś czas w jego wschodniej części, gdzie cały czas trwa wojna o minerały, toczona w interesie wielkich korporacji, dla wielkich pieniędzy. Kobiety są tam gwałcone non stop.

W ciągu godziny w tamtym rejonie jest gwałconych 47 kobiet. I jest tak, że mąż ma prawo zgwałconą żonę zostawić bez środków do życia, wyrzucić ją z domu, z dziećmi albo bez jak mu pasuje. Od takiej osoby odwraca się wieś. Dzieci, które są gwałcone…
To jest temat, o którym ciężko mi nawet myśleć. Sama widziałam dziewczynkę, która została zgwałcona, mając pięć lat. Takie dziewczynki nie mają szans na znalezienie męża w swoim środowisku są zhańbione.

Przypadek, który wydaje nam się ekstremalny, niestety już się przyzwyczailiśmy, że w tamtej części świata dzieją się straszne rzeczy. Ale przecież nasze słowo "zhańbiona" zawiera w sobie ten sam ładunek. Ten wzorzec w pewnym stopniu funkcjonuje u nas.

W Europie i w Polsce jest wyraźniejsza tendencja do obwiniania ofiary niż na przykład w USA.

d3flw87

Jak to zmienić?

Uwagę należy skupić na gwałcicielu, od niego należy zacząć. A nie na ofierze. Tymczasem często zaczynamy od zastanawiania się, co też takiego ta kobieta zrobiła, że ją to spotkało. Dodam, że nie lubię słowa "ofiara".

To kolejny przykład na to, jak nasz język jest ubogi i krzywdzący.

W angielskim funkcjonuje termin bardziej neutralny - "rape survivor" – czyli ktoś, kto przetrwał, doświadczył gwałtu, bez wskazywania, że jest ofiarą. Nie da się znaleźć odpowiednika w języku polskim.

Jeszcze o języku. W jednym z wywiadów starszy pan kluczył, żeby nie użyć słowa gwałt, a był świadkiem gwałtu czerwonoarmisty na kaszubskiej dziewczynie. Zapytałem, dlaczego nie używa tego słowa. Odpowiedział: "bo ja nie używam brzydkich słów, tak mnie rodzice wychowali, używanie tego słowa to grzech".

To bardzo ciekawe... W pokoleniu naszych dziadków seksualność z jednej strony była straumatyzowana wojną, ale też, nawet bez tej traumy, nie funkcjonowała jako coś naturalnego, o czym się rozmawia, tak, jak my teraz… Mimo trudności językowych staramy się przynajmniej. O wszystkim można było mówić, jak Nałkowska opowiadać o robieniu abażurów z ludzkiej skóry, ale nigdzie nie mówiło się o tym, co było masowym doświadczeniem – o gwałcie.

Źródło: Archiwum prywatne

Wróćmy do pojęcia traumy transgeneracyjnej, czyli jej dziedziczenia. Czy osoba, która jest wnuczką zgwałconej osoby, też musi to przepracować?

Nie mam żadnych wątpliwości, że tak jest. Dopiero gdy się skonfrontowałam z historią mojej rodziny, z traumą mojej rodziny – tak należy powiedzieć, dopiero poczułam, że jestem osadzona w sobie, nagle kompletnie różne rzeczy, niepołączone ze sobą, niejednoznaczne, nabrały jakiegoś sensu.

Odziedziczyłaś traumę?

To już wiedza naukowa – nie tylko moje obserwacje – wiadomo, że jest coś takiego, jak transgeneracyjna trauma, która jest przenoszona nie tylko przez przekazy rodzinne, ale także poprzez geny, które "pamiętają" doświadczenia.

W Santa Fe brałam udział w seminariach w Los Alamos, gdzie temat stresu pourazowego jest bardzo głęboko analizowany ze względu na amerykańskie tendencje do wikłania się w różne wojny i potem do borykania się z różnymi traumami, które z tego wynikają.

Tam miałam możliwość przekonania się, jak to wygląda, jak nasze ciało zapisuje traumę, i jak jest ona przekazywana w następnych pokoleniach.

Jak to się objawiło w twoim przypadku, co dało ci to "przepracowywanie"?

Powiem ci coś bardzo osobistego. Dowiedziałam się, dlaczego moja mama jest taka, jak jest…

Przepracowując traumę swojej babci, zaczynasz rozumieć swoją matkę?

Tak. To się układa w pewien ciąg. Zaczynam rozumieć także swoje różne trudności, związane z moją cielesnością i seksualnością. W mojej rodzinie to był temat obarczony jakimś potwornym, niewytłumaczalnym lękiem. Dla babci to było takie doświadczenie, że nie sposób było o tym rozmawiać. Nigdy nie wzięła udziału w żadnej terapii, to było zawsze skrywane…

Z czasem poszczególne fragmenty tej układanki zaczęły się łączyć w całość. Najpierw na logikę – że jeśli babcia została zgwałcona, to coś musi być na rzeczy, a potem zaczęłam wyraźnie czuć, że jest to dla mnie rodzaj obciążenia.

Nikt nigdy nie powiedział wprost, że to, co zdarzyło się u nas na Pomorzu w 1945 roku, niczym w istocie nie różni się od tego, co dzieje się w Kongu, co działo się w Kosowie czy w Niemczech w 1945 roku. Ta trauma u nas nigdy nie była przepracowywana. Według twoich doświadczeń – czy to może mieć jakieś znaczenie dla nas, żyjących współcześnie?

Trauma nieprzepracowana, mówię jako klinicysta, będzie się powtarzała bez końca. Nie zgadzam się z powiedzeniem, że czas leczy rany. Czas nie leczy niczego!

Czas spycha różne rzeczy na margines, jeśli się czymś nie zajmujemy. Śmiem twierdzić – a jest to optymistyczny szacunek – że 65 procent polskiego społeczeństwa jest naznaczona historią gwałtów babć, prababć, ciotek, matek, że to jest wpisane w historię 65 procent polskiej populacji.

Te trupy w szafie są w większości polskich domów. I świadomość tego w Polsce z trudem, z ogromnym trudem przenika do zbiorowej świadomości, na razie się o tym wspomina tylko od czasu do czasu, bardzo rzadko.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.

Podziel się opinią