Trwa ładowanie...
recenzja
26-08-2013 18:06

Włoskie drogowskazy rzadko bywają pomocne

Włoskie drogowskazy rzadko bywają pomocneŹródło: "__wlasne
d33l4tq
d33l4tq

W tym konkretnym przypadku nie silę się na obiektywną ocenę książki, ponieważ już sam jej początek nastroił mnie do niej bardzo pozytywnie. Tak, to prawda, kocham Włochy, może nie aż tak szaleńczo, jak australijski dziennikarz i podróżnik Peter Moore, ale ten słoneczny kraj ze swoim dźwięcznym językiem, którego chyba nigdy nie opanuję biegle, zawsze mnie zachwyca. Peter Moore podbił moje serce, bo postanowił podróżować po tym kraju na leciwym skuterze, który miał lat tyle, co on, a w swoją podróż wyruszył z Mediolanu.

Razem z autorem poznajemy mniej i bardziej znane zakątki uroczego kraju, w którym cykl dnia jest dyktowany przez sjestę, jedzenie zachwyca, wino pija się jako normalny napój do obiadu, a potem siada się za kierownicę i jedzie dalej, kawę cappuccino pija się tylko rano, a na kulturę jazdy… Powiedzmy, że ja się nie podejmuję jazdy samochodem po Włoszech, ale są tacy, których ilość samochodów i skuterów na ulicach wprost fascynuje. Autor na koniec swojej podróży już potrafił znakomicie się odnaleźć na włoskich ulicach.

Skuter vespa zyskuje imię – staje się Sophią, skuterem-kobietą, zmienną i piękną jak Sophia Loren. Pełno tutaj różnych anegdot, dotyczących ludzi - w jednym miejscu pojawiają się Rosjanki, z których każda wyszła za Włocha licząc na dolce vita, w innym jest narzekanie na brak konkretnych zasad co do zachowań kierowców na jezdni i na drogowskazy, które nie pokazują, dokąd należy jechać; jest o miłości Włochów do dobrego jedzenia, ale także są drobiazgi, o których się nie wspomina: o biedzie, jaka panowała w tym kraju tuż po II wojnie, o tym, że taki Mediolan został niemal zrównany z ziemią, że skutery, których pełno na ulicach, były wynikiem czy może odpowiedzią na biedę i braki paliwa, aby każdy mógł sobie pozwolić na taki pojazd. Wreszcie sama vespa to po polsku osa, to także wasp po angielsku (zdaje się, że takie pojazdy także były), a na pewno był taki rosyjski motor, będący wierną kopią którejś z vesp, także się nazywał osą, tylko po rosyjsku.

Start w Mediolanie, bo zakupiony przez Internet skuter trzeba stamtąd odebrać, meta w Rzymie, po drodze tysiące kilometrów, dziesiątki przygód, setki napotkanych ludzi, niezliczone ilości wypitych butelek wina i filiżanek kawy oraz wszystko, co tylko może się przydać. I kilka napraw, bo Sophia jednak bywała momentami chorowita, a stawiane jej diagnozy – dosyć przypadkowe. Ale na pewno budziła same pozytywne skojarzenia u Włochów, którzy przypominali sobie, jak w czasach ich młodości wyglądała wolność w zestawieniu z vespą.

Znam takich, którzy na osie podróżowali Polsce, zatem nawet przez ten drobiazg mam szczególny sentyment do książki. Oczywiście zachwycają w niej także opisy i te wszystkie drobiazgi, które powodują, że trzeba zboczyć z trasy, że trzeba złamać przepisy i wjechać na autostradę, aby za chwilę znaleźć się w jakiejś spokojnej okolicy, gdzie piękne krajobrazy cieszą oko.

d33l4tq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d33l4tq