Zasadniczo nie płaczę na filmach. (No dobrze – płakałam na Godzinach i na tym filmie o siostrach samobójczyniach z Dunst, co reżyserowała pani Coppola i na... na kreskówkach to bardzo często i...) Właściwie – prawie nigdy nie płaczę na filmach. Natomiast czytając książkę nie ryczałam jeszcze nigdy. Nigdy – do wczoraj. Bo oto, pewnego sobotniego poranka, kiedy to narzeczony paradując w ekscentrycznych bokserkach w jamniki przyniósł mi do łóżka kawę, a ja zawinięta w kołdrę zanurzyłam rękę w stercie nieprzeczytanych książek, co to leżą obok mego łóżka niczym kopiec bardziej Kościuszki niż kreta, wylosowałam sobie taka pewną pozycję niepozorną w ogóle i...
I do widzenia ludzkości na parę godzin... Osobisty narzeczony robiąc tradycyjną sztafetę z druga kawą zastał mnie z nosem siąpiącym, okiem łzawym i lekko chlipiącym głosem...
Przysięgam stało mi się to przypadkiem, zupełnie niechcący.
Dawno jednak nie trafiła mi się książka tak niepozorna, zupełnie nienagłośniona, kompletnie nie trendy. Mała, cienka i za dwa złote na dodatek. A okazała się – piękną i smutną; spisała ją, kompletnie mi nie znana pani Lauren Slater, amerykański psychiatra i psycholog.
Zapraszam do mojego kraju to zapis doświadczeń z pracy psychoterapeuty w małym ośrodku dla zagubionych dusz. Dusz które zgubiły ciała, ciał które zrezygnowały ze swoich właścicieli, zanim oni zrezygnowali z nich. Przejmujący opis podróży w głąb schizofrenii, psychozy, czy depresji tak czarnych jak najczarniejsze noce. Historia opowiedziana leciutko, a zarazem przerażająco, czule i bezwzględnie, beznadziejnie i z cieniutką wstążką nadziei na zbudowanie pomostu łączącego bohaterów ze światem, dla nas tak codziennym, dla nich tak bolesnym...
Poznajemy Josepha, stypendystę Uniwersytetu Princeton, wybitnie uzdolnionego studenta. Marzył o tym by zostać psychologiem społecznym i krytykiem literackim. Ważył słowa nadające smak tym dziedzinom. Los chciał inaczej. Poznajemy go, w chwili gdy stara się ogarnąć eksplodujące w głowie fontanny skojarzeń. Mozolnie tworzy Alfabet Języków Całego Świata - specjalną książkę języków i słów.
“Mój grecki mój chiński, mój iluzyjny.”
Zastajemy go pochylonego nad notatnikiem, z wciśniętym między palce ogryzkiem ołówka, w kolejnym dniu heroicznej i morderczej walki. Po raz kolejny podejmuje próbę pokonania wąziuteńkiego pomostu łączącego go ze światem rzeczywistym, a tym, który w jego głowie nie podlega żadnej kategoryzacji, a tylko miesza się i rozmywa. Świata, który przemawia wszystkimi językami świata na raz. W jednej sekundzie wybucha tysiącem kompletnie oderwanych od siebie wyrazów.
Ta opowieść to przerażający zapis walki o codzienność, o namiastki normalności, o próby zrozumienia. O drodze z brzemieniem pamięci, że kiedyś było inaczej, z piętnem inteligencji i jeszcze gdzieś kołaczących się nadziei. Joseph płacząc głaszcze skórę zapisanej kartki. Dotyka każdej z liter, smakuje słowa. Rozpaczliwie szuka kogoś, kto zdoła w jego notatkach odszukać sens. Sens, którego sam nie widzi:
„Moja głowa jest skłuta igłami – mówi – Nożami. Ciężko naładowanymi elektronami. Dziab Dziab. Jestem Joseph D’Agostino ze Świetlicy Pluszowego Misia. Moja wybitność mówi, to jest jak siedzieć w brzuchu smoka i nie móc się wydostać...”
Spotykamy też Marii, z pozoru zwykłą lekko zagubioną życiowo dziewczynę. W rzeczywistości jej historia to opowieść o niewyobrażalnym cierpieniu kobiety, która codziennie pojmuje walk z ciężką depresją. I codziennie przegrywa. Depresja nie pozwala jej normalnie myśleć , ruszać się, oddychać. To wróg, który kawałek po kawałku zjada ciało, duszę. Fizycznie kaleczy i jak najbardziej realnie wbijając ciało igły i okruchy szkła. Każdy dzień to ból. Paraliż odbiera wszystko. To opowieść o walce i determinacji, z jaką Marii poddaje się terapii, tylko po to, by na kilka godzin, parę dni, a rzadko parę tygodni, w okresie remisji poczuć świat takim, jakim nikt go nie widzi. Świat lśniący i czysty, śpiewnie radosny. W takie dni nie kładzie się spać, płaci wszystkie rachunki, sprząta i chłonie garściami otaczającą ją rzeczywistość, wychowuje dzieci, błyszczy i nasiąka każdą chwilą. W jej oczach pojawia się iskry, a ruchy stają są wdzięczne i pełne energii. Wszystko jednak robi szybko. Szybko i sprawnie, bo wie, że
jutro, być może pojutrze, najdalej za tydzień – pewnego ranka obudzi się w kaleczącym oczy świetle, jej mięśnie odmówią posłuszeństwa, a ciało spowije niewyobrażalny ból. Zapomni jak się oddycha.
„Niewiarygodna ze mnie idiotka – szepcze z poziomu szpitalnego łóżka – że wytrzymuję dzień po dniu, miesiąc po miesiącu czekając, aż na chwilę wyjdzie słońce.
Jest tu jeszcze Oskar, katatonik. Albo mężczyzna, który jest przekonany, że wszędzie wokół niego eksplodują owoce, których nikt nie widzi. Jest Moxi, któremu Matka Boska kazała obciąć trzy palce i jądro. Lenny, któremu na brzuchu ląduje statek kosmiczny i wielu innych, którzy wbrew własnej woli posiedli omamy, nerwice, psychozy. I zespół ludzi, lekarzy, psychoterapeutów, przyjaciół, którzy tak naprawdę nigdy do końca nie trafią do swoich pacjentów. Co najwyżej mogą im pomóc, wesprzeć w codziennej walce pokonywania wąskiej, chybotliwej, często walącej się w trakcie pokonywania kładki pomiędzy światem a światem. Rzeczywistością a rzeczywistością.
To piękna książka, bo gdzieś pomiędzy beznadziejnością przypadków wplata nadzieję i radość z małych, a czasem bardzo małych kroków. Opowiada o przyjaźni i braku dystansu. O morderczej i mozolnej pracy, zajęciu, które jak żadne niesie tyle bólu co satysfakcji. Zmęczeniu i łzach. Wspólnej walce o współpracę i kontakt. Szczera i obnażająca do bólu. Napisana jak najpiękniejszy wiersz i najsmutniejsze opowiadanie o miłości. Miłości do drugiego człowieka.
Czego się boisz Joseph?
Boję się boję samego strachu, strachu i niewidzialnych ludzi w Świetlicy Pluszowego Misia. Mają najróżniejsze kolory i boję się, że są wszędzie wokół mnie i chodzą tam i z powrotem na mówiącej fali snu. Tam gdzie woda odchodzi a przychodzi wysoka skała. Kościół to żywy krab. Dookoła mnie i mówią do mnie wszyscy. Wszyscy. Wchodzą mi do głowy i rozpraszają mnie. A ja owszem ciałem się i podnieść w czasie teraźniejszym. Maja głowę i kreskę szyi. Dwa ramiona i dwie głowy. Ich kształt deformują...
Witaj w moim świecie...