Kiedy tak naprawdę byliśmy „bardzo młodzi”? To chyba zależy od punktu na osi życia, w którym się właśnie znajdujemy. Jedni z nas zawsze będą uważali się za nazbyt starych dla swej metryki, drudzy znowu za wiecznie młodych. Ale wszyscy z chęcią wracamy do miłych wspomnień z dzieciństwa. Czasów bezpieczeństwa i jazdy na tylnym siedzeniu samochodu, gdy za wszystko odpowiadali i o wszystko dbali rodzice. Bo tak naprawdę, pomimo wielu zalet, dorosłość to przekleństwo. Zbyt w niej wiele tego, co „nie wypada” oraz „to nie do wybaczenia”. Aż nazbyt często zdarzają się dorosłym wpadki, z których po prostu nie można się już nawet śmiać... Gdy dopada nas takie właśnie poczucie dorosłości, warto sięgnąć po tę książeczkę. Napisana co prawda dla małego Krzysia, do dzisiaj potrafi właśnie nam, bardzo dorosłym, przywrócić dziecięcą radość. Przypominać o tym, jak to miło było brodzić w kałuży, tańczyć w piżamie, czy też znosić do domu kwiaty, zwane chwastami... po prostu cieszyć się z każdego dnia i promienia słońca.
Zabawne wierszyki, którymi A. A. Milne wypełnił ten tom, są aż nadzwyczaj skondensowane w przekładzie, który nadzorowała dzielnie pięcioletnia Natalka, i oczywiście ozdobione przez nieodłącznego przyjaciela tego autora, czyli Ernesta H. Sheparda. Jakie są? Naprawdę... milusie! Proste i cudownie naturalne, jak choćby „Na rogu” czy bardziej przypominający opowieść „Zły Lord”. Są pośród nich takie, które opowiadają o codzienności, jak: „Gdybym był królem” i o nieodłącznych towarzyszach dziecięcych dni, czyli misiach („Pluszowy miś”). Wszystkie są wyrazem chwil, w które wkroczyła wyobraźnia. Cudownej obserwacji dziecięcej codzienności i jej problemów. Odkrywających tajemnicze miejsca („W połowie”), które są takie tylko dla bardzo młodych, ale też bardzo współczesnych dawnym czasom. Są tu opowieści o zwierzakach i zabawkach, o młodych pragnieniach, ale też zwyczajności. Moralitety i zwykłe rymowanki.
Jednak wszystkie po prostu są. Takie zwyczajne, o małym rozumku jak pewien Puchatek, szalone jak sam Tygrys, strachliwe i niepewne jak Prosiaczek, czy też uporządkowane jak Królik, lub bardzo przemądrzałe jak Sowa. Ale są to opowieści odmienne od świata Stumilowego Lasu. Tych bohaterów tutaj nie znajdziecie, co nie znaczy, że nie poznacie innych, równie intrygujących. I może to lepiej, bo dzięki temu wszystko, co dzieje się w tym niewielkim tomiku, jest naturalne i prawdziwie dziecięce, poprzez swą inność. Cudowne i bajeczne, podobnie jak inne dzieła Milne. Jak samo dzieciństwo, do którego czasem warto wrócić, by zrozumieć swoje dzieci, albo powrócić do tych cząstek dzieciństwa, które wciąż w nas drzemią, czekając na podmuch, który zamieni je w ogień.