Trwa ładowanie...
recenzja
05-06-2013 18:22

Wierny uczeń Dickensa

Wierny uczeń DickensaŹródło: "__wlasne
d3ynwfh
d3ynwfh

Spryciarz z Londynu to druga powieść Terry'ego Pratchetta ukazująca się w tym roku na polskim rynku (a mamy dopiero kwiecień). Niestety, podobnie jak rozczarowująca Długa Ziemia i ta zadowoli tylko najbardziej oddanych miłośników twórczości angielskiego pisarza. Dla wszystkich innych inspirowana powieściami Karola Dickensa historia o londyńskim cwaniaku, będzie nieciekawa, nudna, a nawet banalna.

Duch Karola Dickensa krążył nad twórczością Pratchetta od dawna. Mroczne, niebezpieczne zaułki Ankh-Morpork, największego miasta Świata Dysku, to przecież XIX-wieczny Londyn, jakby żywcem wyjęty z książek Dickensa i przeniesiony do płaskiego świata spoczywającego na grzbietach czterech słoni, stojących na olbrzymim żółwiu. Podobny był także ton tych historii - tak jak Dickens Pratchett z czułością pochylał się nad wykluczonymi i przybliżał skomplikowany świat biedy. Źli w jego powieściach byli zazwyczaj bezwzględni bogacze, biedacy zaś, nawet jeżeli grzeszyli, to z powodu desperacji i społecznych nierówności. Obu pisarzy łączy też kronikarska pasja do opisywania każdego aspektu rzeczywistości. Z tą tylko różnicą, że Dickens
utrwalał świat rzeczywisty, Pratchett zaś krył swoje prawdy pod przebraniem fantasty.

Tym razem autor Czarodzicielstwa poszedł krok dalej, całkowicie rezygnując z subtelności i aluzji. Szczęściarz z Londynu nie tylko rozgrywa się w prawdziwym XIX-wiecznym Londynie. Na jego kartach pojawiają się postaci historyczne, główny bohater nosi imię wprost z * Olivera Twista*, a sam Karol Dickens jest bohaterem powieści nie mniej ważnym niż tytułowy cwaniak. Problem w tym, że naśladując swojego mistrza, Pratchett poświęcił własny styl.

Tytułowym spryciarzem jest Dodger, nastoletni londyński zbieracz przemierzający kanały w poszukiwaniu kosztowności. To typowy łobuz o złotym sercu, który wprawdzie nie zawaha się ukraść (choć sam powiedziałby, że tylko pożycza), ale uśmiecha się przy tym tak rozbrajająco, iż nie sposób go nie lubić. Poznajemy go w momencie, gdy ratuje z opresji piękną dziewczynę. Jak się szybko okazuje jest ona poszukiwana przez bardzo niebezpiecznych ludzi, a stawką w ich grze jest pokój w Europie. Dodger, który do tej pory znał tylko kanały i najbiedniejsze dzielnice angielskiej stolicy, nagle staje w centrum politycznej intrygi, w którą zamieszani są nie tylko Dickens i Henry Mayhew, ale także przyszli premierzy Wielkiej Brytanii: Benjamin Disraeli i Robert Peel. Ba, w ostatnim rozdziale na scenę wkracza sama królowa Wiktoria.

d3ynwfh

Pratchett umiejętnie naśladuje XIX-wieczne powieści realistyczne, odmalowując ówczesny Londyn jako wielkie, trawione biedą miasto, stojące na krawędzie katastrofy demograficznej. Dodger poruszając się po dzielnicach nędzy pełni rolę przewodnika. To dzięki niemu poznajemy kanały, zbieraczy, żebraków, a nawet zwyczaje dotyczące topielców z Tamizy. I choć autor pozostaje przekonujący, to do tematu podszedł nieco zbyt entuzjastycznie. Jak sam przyznaje w posłowiu, pozwolił sobie "pozłocić realia" powieści, dzięki czemu otrzymujemy książkę, w której bieda przedstawiona jest jako wielka przygoda. Dodger żyje wprawdzie ubogo, ale jest spełniony i szczęśliwy, bo przecież czegóż więcej mu trzeba niż pary butów i suchego miejsca do spania. Nie cierpi głodu, bo zawsze może zejść do kanałów i znaleźć nieco drobnych, a gdy i to zawiedzie zaopiekują się nim oddani przyjaciele z londyńskiego półświatka. Nawet sugerowany w Spryciarzu temat przemocy domowej potraktowany zostaje powierzchownie - jakby Pratchett,
przerażopny mrocznymi raportami Hanry'ego Mayhewa, bał się wystraszyć młodego czytelnika.

Ta ostrożność przekłada się także na fabułę. Rozczarowani będą wszyscy, którzy pamiętają, jak umiejętnie budować napięcie potrafi autor Świata Dysku (przypomnijmy sobie chociażby doskonały finał Nacji ). W Spryciarzu nawet spotkanie ze słynnym Sweeneyem Toddem wyprane jest z emocji, zaś końcową konfrontację pozbawiono jakiejkolwiek dramaturgii. Cudzoziemiec, główny schwarzcharakter powieści, pojawia się na jej kartach dosłownie na kilka akapitów, zaś Dodger radzi sobie z nim równie łatwo, co ze wszystkimi przeciwnościami losu. I naprawdę trudno drżeć o jego przyszłość.

A niestety, poza Dodgerem nie ma w Spryciarzu z Londynu nawet jednej interesującej postaci. Wszystkie figury historyczne przedstawione są niczym bohaterowie szkolnych podręczników. Mądrzy, zacni panowie (i pani) wygłaszają długie wykłady pomijając Dodgera i przemawiając wprost do czytelnika. Z ich monologów dowiadujemy się o ciężkim losie londyńczyków (choć go nie widzimy) i złowrogich spiskach obcych potęg (choć nie poznajemy żadnego spiskowca). To rozczarowujące, że pisarz tak utalentowany traktuje swoich bohaterów z taką czcią, zapominając, że nawet Dickens i Peel byli zwykłymi ludźmi.

Jeszcze gorzej sprawa wygląda w przypadku Symplicji, niewiasty uratowanej przez Dodgera. Wydaje się, że autor Nacji , Równoumagicznienia , ojciec Babci Weatherwax i Tiffany Obolałej nagle zapomniał, iż potrafi konstruować wielowymiarowe postaci kobiece, więc sięgnął po pozbawiony osobowości zbiór stereotypów. Symplicja pojawia się w Spryciarzu niezwykle rzadko, zazwyczaj milczy, a gdy już się odzywa słychać w jej słowach fałsz, banały i uwielbienie dla swego wybawcy. Dobrze wychodzi jej tylko bycie piękną damą w opresji, która nie potrafi zadbać o siebie. I choć w finale w końcu wysuwa się na pierwszy plan, to trudno nie zadać sobie pytania, dlaczego Dodger zakochał się w tak nudnej dziewczynie.

d3ynwfh

Ostatecznie Spryciarz z Londynu rozczarowuje nawet jako lekkie czytadło bez większych ambicji. Chcąc naśladować język Dickensa Pratchett ograniczył swą skłonność do żartów, spoważniał, wydłużył zdania i sięgnął po monologi. Łatwo zrozumieć tę decyzję, jednak w praktyce odmiana sprawdza się kiepsko. W jej wyniku powieść o sympatycznym łobuzie traci lekkość i nabiera powagi. A szkoda, bo dowcipna maniera Pratchetta, z której zasłynął Świat Dysku, doskonale pasowałaby do bohatera, jakim powinien być Dodger.

Interesująco brzmią w Spryciarzu tylko standardowe nauki Pratchetta. Ile jednak można słuchać na temat odpowiedzialności, zdrowego rozsądku i dwuznacznej roli religii w życiu człowieka (Pratchettowi udaje się jednocześnie wychwalać ateizm i rozumieć ludzką potrzebę wiary)? Tym bardziej, że morały te słyszeliśmy wcześniej w kilkudziesięciu (sic!) bardziej udanych powieściach pisarza. Być może więc, zamiast męczyć się nad przygodami Dodgera, lepiej przypomnieć sobie naprawdę udane książki Terry'ego Pratchetta: * Nację, Czarodzicielstwo** , **Równoumagicznienie** , **Straż, Straż , Dywan , *Johnny'ego i bombę, Dobry omen , Kapelusz pełen nieba , Blask fantastyczny , Morta , Prawdę , Na glinianych nogach , W północ się odzieję , Trzy wiedźmy i tak dalej, i tak dalej…

d3ynwfh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ynwfh