Niewielu z Was pewnie pamięta coś tak zaprzeszłego jak film czarno-biały. Czyż nie? Gdzieś teraz wszystko się zagubiło, pośród rozpusty barw i głosów. A przecież kiedyś wszystko zmagało się wyłącznie w odcieniach czerni, szarości i bieli. Pośród gestykulujących par, których niesłyszalne słowa, drukowano nam na ozdobnych karteczkach, i wtedy wszystko miało w sobie jakąś, bardziej ludzką magię. Było tak zadziwiające, wymagało prawdziwego aktorstwa, bo przecież jak w teatrze cieni wszystko trzeba było wyczytać z mimiki twarzy, gestykulacji, póz. Wtedy, to co teraz nosi miano Fabryki Snów, zwane bardziej potocznie Hollywood czy też Świętym Lasem, było jeszcze zapuszczonym terenem, pełnym pustych połaci, które jednak gdzieś podświadomie przeczuwały, co może im się przydarzyć. Ale czy wyobrażały sobie aż tak wiele?
Gdy Zeffer i Katya wybrali się do Rumunii, film dopiero rozwijał swoje skrzydła. Początki XX wieku niosły już przynajmniej przedsmak tego, co miało nastąpić. Ale wtedy to oni byli na piedestale. On, zakochany w niej agent, i ona, piękna, dumna, rozpustna, i sławna... Rumunia miała być ich wycieczką, wakacjami. Dla niego miejscem, gdzie mógł zdobyć coś fascynującego, jedynego w swoim rodzaju do swojej kolekcji, dla niej powrotem w glorii i chwale, do rodzinnego miasteczka. Miejsca, które jednocześnie wzbudzało w niej niechęć, przywoływało wspomnienia, niestety, te najgorsze. Te, które ją ukształtowały w takim ciele i takim czasie. Obydwoje odwiedzają tajemniczy zamek, nad którym władzę i opiekę sprawują dziwni braciszkowie. Mnisi, którzy pozwalają swoim ciałom na wszystko. Dziwni, na pewno niewyobrażalnie nie pasujący do szat i miejsca, w którym się znajdują. Ale posiadający cud, który może ich tłumaczyć... Cud, który Zeffer zabierze wraz ze sobą, by podarować go wraz z Wąwozem Kamiennego Serca pięknej
wybrance. Nawet nie wiedząc, co tak naprawdę czyni, nawet nie podejrzewając, że wprowadza tym samym grzech, ale i erotyczną wieczność do świata, który ciągle grzeszy.
„Ach, grzechy ciała. – Ojciec Sandru westchnął. – Wygląda na to, że grzeszymy bardziej niżby wypadało, prawda?”
Jakże pasuje ten cytat do świata Hollywoodu, w który przenosi nas autor, jednocześnie przeskakując we współczesność. Świat, w którym liczą się wyłącznie pieniądze oraz uroda. Świat pełen blichtru, ale i samotności. Świat, w którym Todd, aktualny jeszcze idol tej społeczności, powoli odczuwa swój nadchodzący upadek. Ostatni film był porażką, a on zwyczajnie się starzeje. Jedyną szansą może być operacja, ale nie wszystko toczy się tak, jak mu obiecano.
„... życie w Fabryce Słów to gra, którą można przegrać w każdej chwili.”
Przegrać można wtedy, gdy pragnie się w tym świecie wieczności. Ponieważ to ona jest tutaj niewybaczalna. Każdy może zająć tylko swoje „pięć minut”. Nie więcej, ale zawsze mniej. A jeżeli pragniecie wieczności, wtedy wpadniecie w łapy pięknej Katyi, właścicielki świata, który uzależnia. Świata, który ofiaruje wieczność, ale i jednocześnie odbiera. Duszę i człowieczeństwo. Tylko czy te dwie istoty są potrzebne w życiu Hollywoodu?
Wąwóz Kamiennego Serca, to horror. Przynajmniej tak informuje nas okładka, ale jednocześnie jest to opowieść fantastyczna, tak dziwnie podobna do ostatniej powieści Kobierzec. Opowieść o ludzkich pragnieniach i światach oraz zapomnianych bytach, które potrafią to ofiarować. Historia o tych, którzy tworzyli niegdysiejszy filmowy panteon, ale teraz odeszli - tylko czy naprawdę? Historia przerażająca, ale w dość subtelny, bardziej podświadomy sposób, czerpiący z naszego człowieczeństwa i jego istoty. Historia też przesycona erotyką, bo jakże mogłoby być inaczej? W końcu człowiek, to istota wszelkich namiętności, a Hollywood dla wielu, jest ich spełnieniem... Czy i dla nas?