Mam na imię Sabriel i osiemnaście lat. W rzeczywistości jednak czuję się o wiele starsza. Widziałam chyba więcej niż niejeden mag i walczyłam ze stworami, które przeraziłyby najtwardszego pogromcę potworów. Tak naprawdę, to tylko: „Na pozór mam osiemnaście lat (...) ale po raz pierwszy weszłam w śmierć, mając lat dwanaście. W wieku czternastu napotkałam Spoczywającego przy Piątej Bramie i wciągnęłam go aż za Dziewiątą. Gdy miałam szesnaście lat, wytropiłam i przepędziłam pewnego Mordikanta, który podszedł aż pod szkołę. Wprawdzie osłabionego, ale zawsze...” Jestem córką niezwykłego nekromanty, Abhorsena. Mężczyzny, który nie tylko potrafi powołać umarłych do życia, ale przede wszystkim pomaga umarłym dotrzeć przez Bramy Ostatniego Świata, do końca. Jednak nie żyjemy razem. Nie walczymy ramię w ramię, ani nie uczymy się na własnych błędach. Ja na jego błędach... Niestety ojciec pozostał w Starym Królestwie, a ja? Uczę się w Wyverly College, tu po drugiej stronie muru, w Ancelstierre. Na co dzień jestem
zwyczajną dziewczynką, tylko wiem więcej, znam Śmierć na wylot, wiem ,co po niej następuję, przeżywam ją często, nie ma w niej żadnej tajemnicy... a jednak nie czuję się z tym dobrze. To moje piętno i chyba mam żal do ojca... do zmarłej matki. Żal o to, że przyszłam na świat z cieniem Śmierci wiecznie przyczepionym do mego istnienia. Boję się, ale jestem silna. A przynajmniej mam taką nadzieję, nadzieję, iż to wystarczy. W końcu dopiero rok temu, przewróciłam ostatnią stronice „Księgi Zmarłych”.
Czuję się, jakbym umierała i powracała do życia wiele razy. Młoda ciałem, stara umysłem, zmęczona tym bardziej teraz. Z taką niecierpliwością czekałam na ojca tutaj w szkole. Miał mnie odwiedzić, a zamiast niego przybył okropny stwór, a wraz z nim przerażenie i miecz. Miecz Abhorsenów. Początek i koniec mojego życia w świecie nowoczesnym. Świecie, gdzie istnieje magia Kodeksu, a Wolna Sztuka, praktykowana za Murem, jest zakazana. Muszę powrócić do domu. Domu, którego nie znam. Domu jedynie z nazwy. Po czternastu latach znowu przekroczyć Mur i wtopić się w świat. Mój, ale jakże przerażający. Prawdopodobnie ojciec nie żyje, ale może uda mi się go przywrócić zza którejkolwiek Bramy. Jest mą jedyną rodziną, musi wrócić. W końcu tylko jego magia nadal spowijająca Mur, trzyma stwory z daleko od Ancelstierre. Świata nowoczesnego, który mogliście obserwować kilkadziesiąt lat temu. Może pomiędzy waszymi wojnami? Tutaj, nekromancja jest Magią Wolną. Tą zakazaną, która sprzeciwia się Kodeksowi. Jednak jedyny
Abhorsen potrafi połączyć obydwie siły. Połączyć je, aby uchronić ziemię przez Zmarłymi i tymi z nekromantów, którzy posługują się ich kolejnymi życiami.
Pewnie myślicie, iż mój świat jest tak dwojaki. Nowoczesne Ancelstierre, pełne prądu, telewizji; jest i radio i pierwsze samoloty, ale wystarczy spojrzeć na Pogranicze. Tuż przed Murem dzielącym Królestwo od Ancelstierre nowoczesna broń nie działa. Nowoczesność opiera się magii Królestwa. Królestwa, które od bardzo wielu lat nie miało władcy, a teraz nie ma też Abhorsena. Boję się, ale pójdę tam. Wrócę na ziemie, które mnie wydały i stawię czoło złu, które podnosi się z uśpienia. I... muszę wygrać, choć sama. Garth Nix stworzył w rzeczywistości w swej powieści dwa światy, rozdzielił je murem i ofiarował nam wspaniałą przygodę. Z jednej strony ofiarował drapieżną Wolną Magię, z drugiej sztywne prawa Kodeksu. Ubarwił to fantastycznymi stworami, skąpał w mitologii śmierci starożytnego Egiptu. Co prawda klimat powieści trochę kuleje, ale powoli się rozkręca, i pomimo iż przez długi czas jedyną bohaterką jest nekromantka Sabriel... to nie można się nudzić.
Nie dotknęłam wcześniej cyklu Gartha Niksa nie z powodu awersji do jakiejkolwiek jego części, ale z powodu reklamy. Tak jak znam ludzi, którzy nie czytają książek, które proponuje im Andrzej Sapkowski, tak ja mam dosyć pomiatania wiedźminem. A niestety wydawnictwo, właśnie używając naszego, na poły już mitycznego bohatera, reklamowało trylogię Niksa. Miał być to świat, z którego przychodzą wiedźmini. Kraina, w której się rodzą i żyją, pracują i giną... Cała moja awersja do bazowania na czyimś imieniu, czyjejś sławie, dokonaniach, sprawiła, że odrzucałam kolejne części pojawiające się na półkach, właśnie poprzez te słowa. Ale... w końcu się przemogłam, i dałam się na poły porwać, na poły ponownie zniechęcić do czytania wiadomości na okładkach. Bo okazało się, iż książka opowiada o nekromantach, a tym do wiedźminów trochę daleko. I naprawdę warto po nią sięgnąć, niezależnie od tego ile się ma lat, warto poznać młodą kobietę Sabriel, która przyjmuje na swe barki odpowiedzialność oraz wspaniałego kota.
Wtopić się w kolejną rzeczywistość i odrzucić codzienność... Choć na chwilę, a potem kolejną chwilę, gdyż cykl Niksa to trylogia.