Bohaterka książki, trzydziestopięcioletnia wielbicielka musicali i psów oraz autorka przedziwnych futurystycznych rzeźb w jednym, Nina Shepard, porzuca dobrze płatną, ale nie dającą jej już żadnej satysfakcji posadę w wydawnictwie, by wykonywać równie dobrze płatną, ale o wiele bardziej interesującą pracę „wyprowadzacza” psów. „Wyprowadzam jakieś szesnaście psów tygodniowo, średnio dwa razy w ciągu dnia, codziennie, pięć razy w tygodniu. Jeśli pomnożycie szesnaście razy dwa i razy pięć, to daje sto sześćdziesiąt. Pomnożyć to przez czternaście dolców, bo tyle biorę za spacer i mamy dwa tysiąc dolców. Gotówką. Na tydzień. Do tego jeszcze spacery w weekendy, karmienie psów, kiedy właściciele wyjeżdżają, po czterdzieści pięć za dobę, prezenty i takie tam, i w sumie wyciągam prawie dwa czterysta na tydzień. W gotówce. ” – to słowa Niny wypowiedziane do przechodzących obok niej kobiet, które skrytykowały jej niecodzienny sposób zarabiania na życie. Skoro pieniądze, jak widać z powyższego cytatu, nie stanowią
dla bohaterki problemu, może ona bez przeszkód zająć się wieloma innymi ciekawymi sprawami. Jakimi?
Sama nie ma faceta, więc zaczyna interesować się życiem innych ludzi, a jest to o tyle ułatwione, że jej zajęcie pozwala bez najmniejszych przeszkód przebywać w mieszkaniach innych ludzi, myszkować po wszystkich zakamarkach, poznawać ich tajemnice, dowiadywać się o ich życiu ze sposobu, w jaki urządzają swoje domy, wyrabiać sobie o nich opinię na podstawie rzeczy, które w tych domach mają. Nina upodobała sobie szczególnie jedno mieszkanie – a raczej jego właściciela – prawnika Daniela, w którym zakochuje się, pomimo że … nigdy go nie spotkała. Zdaje się jej, że wie o nim wszystko – zna jego gusty muzyczne, filmowe i wszelkie inne. Pozory jednak mylą, a zasada „nie sądź człowieka po mieszkaniu jego” sprawdza się w tym przypadku w stu procentach. Nina przekona się, że trzeba żyć dla siebie i według swojego pomysłu, przez swoją nadmierną ciekawość świata (a mniej delikatnie mówiąc, wścibstwo) wplącze się w kilka zwariowanych sytuacji, znajdzie wreszcie, choć nie bez przeszkód, miłość swojego życia.
Debiutancka powieść amerykańskiej redaktorki to historyjka prosta, by nie rzec banalna, ale naprawdę świetnie opowiedziana, z humorem, inteligencją, pomysłem i szczyptą kryminalnej intrygi. Trochę romansu, trochę psychologii oraz Nowy Jork w tle. W skrócie - wszystko, czego można wymagać od książki branej do ręki w jesienny wieczór.