Są książki, których nie wybieramy sami. Książki, które wpychają nam się do rąk na siłę. Jakby posiadały nadprzyrodzoną moc umożliwiającą im poznanie naszych pragnień. Jakby wiedziały, co tak naprawdę jest dla nas dobre? Czyżby istniało książkowe fatum, przeznaczenie? Czy przypadek tak naprawdę decydował o tym, co mamy przeczytać, a czego po prostu nie wolno nam nawet brać do rąk.
Przewodnik stada ma okładkę, która raczej pretendowała by go do działu rolniczego, albo weterynaryjnego, a nie science fiction. Puszące się na żółtym tle owce są jednak jak najbardziej na miejscu, bo książka jest o owcach, a dokładniej o jednym specjalnym nieokiełznanym kierdlu. Chociaż tak naprawdę nie do końca, a na pewno już nie od początku, bo jeszcze o modzie, naukowcach i pewnym szaleństwie. Tylko czy to wszystko może mieć wspólny mianownik. Nie biorąc oczywiście pod uwagę wełny?
Wszystko rozgrywa się w instytucie naukowym HiTek. Główna bohaterka i w pewnym sensie narrator powieści, Sandra Foster, jest młodą dziewczyną, pracownikiem działu Badań i Rozwoju. Aktualnie zajmującym się modą. Mówiąc bardziej precyzyjnie, stara się dotrzeć do informacji kto i kiedy rozpoczął modę na noszenie krótkich włosów w Ameryce. Z powodu nieudolności współpracowników, a szczególnie dziwacznej, a jednak wcale nie jedynej w swoim rodzaju Flip, idzie jej to trochę marnie. Zresztą jak to w naukowych kręgach bywa, więcej się szaleje, niż naprawdę pracuje.
Myślę, że to sprawa przeciążonego umysłu, ale nadal pracuję nad wyjaśnieniem tej prawidłowości. Może wam wydaje się, że do teorii naukowych dochodzi się ciężką pracą i żmudnymi wyliczeniami... nic błędniejszego.
Wszystko jest wyłącznie sprawą natchnienia, nagłego błysku w mózgownicy. Może i przypadku? Naukowego fatum? Sandra poszukując krótkich włosów, trafia oczywiście na wszystko inne. Wiedzie sobie życie burzliwe, ale w miarę ustatkowane, zresztą podobnie jak inni... Wszystko się zmienia, gdy okazuje się, że właśnie jej instytut ma możliwość zdobycia ogromnego grantu. (W słownictwie pozornie normalniejszym – kopy pieniędzy).
Napisana w 1996 roku książka, mówi o czasach, które minęły, ale na które moda znowu wraca. Dla większości z nas będzie to epoka doprawdy zaprzeszła. Ciekawe, ale dziwnie szalone, choć nawet i dziwaczne. Trochę jak szokujące wycinki z biura, czy też jakiegoś urzędu, przez które przemyka wiele istnień. Zatopienie się w atmosferę naukowej pogoni za groszem, będzie dla wielu może i szokujące, ale wierzcie mi, że warto się poświęcić. To pierwsza książka, w której znajdziemy wszystko. Wątek romantyczny, nienachalny, subtelny, wątek kryminalistyczno - niespodziany oraz zabawę i... naukę. Każdy rozdział rozpoczyna jak wycinek z encyklopedii. Niektórzy z nas sobie przypomną, a inni dopiero poznają na przykład czym była kostka Rubika czy też hula-hop lub ciżmy.
Książkę czyta się za jednym posiedzeniem. Szybko i bez nudnych treści. Jest porywająca, ale jednocześnie refleksyjna. Miła dla ucha i umysłu. Chociaż gdy się skończy, tak naprawdę nie będziecie wiedzieli, dlaczego tak bardzo wam się spodobała. I może o to chodzi? Ponieważ będziecie mogli do niej wrócić po raz kolejny i... znowu... Nie pamiętając, że kiedyś już ją czytaliśmy.