Wędrując z wyobraźnią
Muzeum. Zwykle mieści się w zabytkowym budynku, w którym wszystko naznaczone jest upływającym czasem. Ciężkie, drewniane drzwi, rzeźbione klamki, ozdobne okucia. I regulamin, którego trzeba przestrzegać. Obowiązkowe dyżurne kapcie, w których bezszelestnie sunęło się po muzealnych korytarzach i salach; cisza, bo zabytkom (i muzealnikom) szkodzi hałas; i jeszcze zakaz dotykania eksponatów, które – jak na złość – nie zawsze zamknięte w szklanych gablotach, aż prosiły się, by je dotknąć, by tym samym dotknąć historii. I jeszcze bilet wstępu… Któż z nas nie zetknął się z takim muzeum? Nie zwiedzał go przynajmniej w ramach szkolnej wycieczki?
Tymczasem Dorota Terakowska staje się kustoszem i przewodnikiem po zupełnie innym, niezwykłym muzeum – Muzeum Rzeczy Nieistniejących. Frapująca jest już sama nazwa. Jak oglądać coś, co jest „rzeczą nieistniejącą”? Choć zachowany jest podział tematyczny zbiorów, bo mamy tu np. salę z eksponatami przyrodniczymi lub dotyczącymi człowieka, a nawet magazyn i eksponaty w nim zamknięte, to obowiązują w tym muzeum zupełnie inne zasady. Zamiast dyżurnych kapci – domowe, ulubione, a każdy eksponat znajduje się w naszej wyobraźni i jej oczyma możemy je oglądać, wsłuchując się w wyjaśnienia kustosza. Muzeum Rzeczy Nieistniejących powstało na potrzeby „Przekroju” i na jego łamach istniało przez dwa lata (1998–2000). Poszczególne eksponaty znosili sami czytelnicy (ich nazwiska wymieniono przy zestawieniu zbiorów na końcu książki), a katalogowała je, opisując każdą rzecz dokładnie, właśnie Dorota Terakowska. Do muzeum trafiły określenia, zwroty, słowa, których używamy niemal codziennie, chcąc opisać rozmaite sytuacje i
zachowania – i te pozytywne, i te negatywne, nie zawsze nazywając rzeczy wprost. Warto dodać, iż Muzeum Rzeczy Nieistniejących z kart „Przekroju” różni się od tego na kartach ksiązki. Tutaj wyborem eksponatów i ich układem zajęła się Anna Rudnicka; możemy śmiało powiedzieć – młodszy kustosz... Tuż przed wejściem do muzeum, małe wyjaśnienie skierowane do zwiedzających. Dowiadujemy się, iż pośród przeróżnych przedmiotów na próżno szukać nam Anioła Stróża, gdyż ten „istnieje i bardziej potrzebny jest na ziemi niż wśród eksponatów”.
Na początek sala z eksponatami przyrodniczymi. Najpierw powieje chłodem, bo wiatr historii rzadko bywa ciepły, potem zwiedzający przeniosą się do siódmego nieba, by za chwilę z wielkim hukiem spaść na ziemię i posłuchać, co tym razem piszczy w trawie. Na łące można wsadzić kij w mrowisko, kijem można też zawrócić Wisłę. Pomiędzy eksponatami warto poszukać kwiatu paproci albo przynajmniej figowego listka. Groch może posłużyć do urządzenia zawodów w rzucaniu nim o ścianę (jeśli tylko kustosz nikogo na tym zajęciu nie przyłapie…). A w tej sali spotkamy jeszcze myszy, psy i koty, a nawet lwy, a dokładnie solidną lwią część i sporych rozmiarów lwi pazur... W Muzeum Rzeczy Nieistniejących, w sali z eksponatami przyrodniczymi, warto zatrzymać się na dłużej przy czarnej krowie w kropki bordo, policzyć barany przed snem; uważać trzeba na byki ortograficzne.
A potem już tylko krok do sali z eksponatami dotyczącymi człowieka. Przyglądając się poszczególnym przedmiotom, uruchamiając przy tym wyobraźnię, można zastanowić się nad gołębim i kamiennym sercem – które akurat nosimy w sobie? Może nie mamy bladego pojęcia? Wędrując wśród eksponatów można wybrać się też po rozum do głowy, co skutecznie ostudzi np. marzenia, zwłaszcza te nierealne – marzenia ściętej głowy. Z pomocą kustosza można przyjrzeć się własnemu językowi i już będzie wiadomo, czy jest zbyt dłuuuugi, czy niewyparzony. A może ma obie te cechy? Zwiedzanie trzeciej sali, tym razem z eksponatami natury literacko-baśniowej, jest okazją do przypomnienia sobie bohaterów – osób bądź rzeczy – znanych i popularnych bajek i baśni, kryminałów, łzawych powieści, które to spisano kiedyś na cierpliwym papierze. Ów papier otwiera tę część ekspozycji. Aż trudno nie zapytać: czy na długo starczy tej cierpliwości? To w tej sali znalazły się „magdalenka Marcela Prousta” i „małe co nieco Kubusia Puchatka”; słodkości
te są jednak skryte za szkłem, w obawie, by ktoś ze zwiedzających przypadkiem ich nie zjadł. W tej sali zobaczymy też groźnego psa Baskerville’ów, szklane domy i powąchamy ukochaną różę Małego Księcia. Zwiedzający mogą przymierzyć siedmiomilowe buty, które - zdaniem pani kustosz – mogą być doskonałym rozwiązaniem na współczesne nam bolączki komunikacji; takie ekologiczne buty byłyby hitem.
Jest też sala z eksponatami abstrakcyjnymi, choć można zastanawiać się nad zasadnością doboru zgromadzonych tu przedmiotów. Pierwszym eksponatem jest pokój na świecie, jest też nieziemska cisza, za którą dziś pewnie tęskni wiele osób; swoje miejsce znalazła tu naga prawda w sąsiedztwie tego, co czarne na białym. Jest uśmiech losu i wisielczy humor, a także święta cierpliwość i szczyt wszystkiego, i jeden mały, prywatny pech, zamknięty w kryształowym flakoniku. W Muzeum Rzeczy Nieistniejących jest także miejsce na odrobinę nostalgii; w sali z takimi właśnie nostalgicznymi eksponatami znalazły się niebieskie migdały, marzenie do pryśnięcia w postaci bańki mydlanej, święty spokój, echo dawnych lat, czysta miłość, i miłość wieczna, i ta, która wszystko wybacza. Gdy zwiedzający przejdą już przez wszystkie sale, staną przed zamkniętymi szczelnie drzwiami magazynu. Wszystko po to, by czarna rozpacz i topór wojenny nie znalazły się zbyt łatwo na wolności, a błąkając się po Muzeum, albo i dalej, nie poczyniły
szkód.
Katalogowe opisy poszczególnych eksponatów są zabawne, dowcipne, ale bywają i okraszone odrobiną ironii, a nawet goryczy. Autorka wtrąca też swoje „trzy grosze” i czyni aluzje do rodzimej sceny politycznej. Tak na przykład strachy na Lachy okazują się tu bardzo konkretnymi osobami, znanymi z pierwszych stron gazet, osobami kontrowersyjnymi, budzącymi skrajne emocje. Jednocześnie opisy nie są tyle uniwersalne, by ich lektura nie pozwalała zwiedzającym muzeum na własną interpretację oglądanych eksponatów. Tyle spojrzeń na eksponat, tyle wrażeń i skojarzeń, ilu oglądających. Przechadzając się po kolejnych salach Muzeum Rzeczy Nieistniejących, patrząc na eksponaty i przysłuchując się wyjaśnieniom kustosza, warto spróbować stworzyć własne opisy zbiorów. W końcu każdy z nas inaczej myśli o niebieskich migdałach, inaczej one wyglądają, inaczej pachną, inaczej kuszą, odciągają od obowiązków….