*W maju 1945 roku przecinają się drogi Haliny – trzydziestoletniej Polki ocalałej z obozu koncentracyjnego, w którym była używana do zaspokajania seksualnych potrzeb wszelkiej maści degeneratów, dziewiętnastoletniego Adama, który usługiwał w gospodarstwie bezwzględnego Niemca, oraz napotkanego przez niego po ucieczce z tego miejsca jedenastoletniego Honzy - Czecha wycieńczonego pobytem w obozie. Adam niespodziewanie dla siebie samego bierze odpowiedzialność za życie chłopca. Obiecuje mu, że ten zdąży spotkać się ze swoją matką, choć stan jego zdrowia nie wróży, iż uda się słowa dotrzymać... Halina decyduje się im towarzyszyć, bo nie ma pomysłu, co dalej robić ze swoim życiem. *
Każde z nich wlecze walizkę starych spraw, nie wie, jak usunąć wszystkie historie, które bolą. I chyba już nie potrafi uwierzyć, że życie może pojaśnieć. Bohaterowie „Królików Pana Boga” Grzegorza Kozery są „brudni i śmierdzący, zmęczeni i głodni, ale ciągle żywi”. Nie wiedzą, co to znaczy, że wojna się kończy. Tyle rozmaitych końców już mieli za sobą... Postanawiają wrócić z Niemiec do Polski, w której nie wiadomo, co zastaną. Boją się Niemców, Sowietów, każdego cienia na drodze. Zdanie: „Mówią, że w piekle są dwa języki urzędowe: niemiecki i rosyjski” – oddaje atmosferę świata, który jest za ich plecami.
Halina tęskni za Otto Petersem – jedynym porządnym Niemcem, którego znała. Ukrył ją u siebie pomiędzy jej jednym a drugim pobytem w obozie. Resztki czułości z tamtych dni to jedyne cenne pamiątki należące do umęczonej Polki. Gdy w wagonie kolejowym Halina przypadkiem znajduje książkę swojego dobroczyńcy, czuje się „jakby nagle dotknęła przeszłości i jego samego”. Wraca ból spotkania, które tak silnie się wydarzyło, a nie mogło mieć ciągu dalszego. Historię tego uczucia Kozera opisał w powieści „Berlin, późne lato”, która ukazała się w 2013 roku.
Bohaterowie jego nowej książki ciężko doświadczeni przez los, tyle razy oszukani i skrzywdzeni przez innych, przemierzają kawał Europy, by pomóc bezbronnemu chłopcu. Choć głód i niepewność to wciąż ich chleb powszedni, decydują się narażać życie, by spełnić jego marzenie. Odkrywają na nowo, że człowiek człowiekowi jednak jest potrzebny do szczęścia, że drzemie w nas potrzeba zaufania drugiej osobie. „Wiesz, zapomniałam, że istnieje coś takiego jak ludzki odruch – powiedziała cicho Halina. – Więc może jeszcze nie wszystko jest dla nas stracone?” Po latach wypełnionych odruchami raczej zwierzęcymi, pomagającymi przetrwać byle jak i byle gdzie, przypomina się to, co ludziom dodaje godności. Godności, która wywyższa. Żadne straszne doświadczenia jej nie unieważniły, nie wymazały.
Może losy Haliny, Adama i Honzy wcale nie splotły się przypadkowo? Bohaterowie powieści zrzucają z siebie ciężar wojennych win, wstydu z tego czasu, dzielą się bólem. Polka wyznaje: „Przed wojną myślałam o tym, ile potrafi wytrzymać człowiek. Dzisiaj wiem, że dużo. Za dużo”. Adama zastanawia się, czy Bóg miał w tym jakiś cel, by po tych strasznych doświadczeniach utrzymać ją przy życiu. „Widocznie eksperymentował nad ludzką wytrzymałością” – mówi kobieta, która czuje się królikiem doświadczalnym Pana Boga.
W rekomendacji znajdującej się na okładce książki, pisarz Piotr Adamczyk słusznie zauważa: „Dobro, o ile jest w człowieku, przetrwa razem z nim także koniec świata”.
Chyba najpiękniejsza refleksja, z jaką zostawiają „Króliki Pana Boga”, to ta, że w „czasie marnym” ludzie nie muszą być marni.
Wisława Szymborska w 1945 roku napisała:
„Nasz łup wojenny to wiedza o świecie:
- jest tak wielki, że się mieści w uścisku dwu rąk,
tak trudny, że się daje opisać uśmiechem,
tak dziwny, jak w modlitwie echo starych prawd”.
To właśnie stare, na jakiś czas zapomniane prawdy pomagają zalęknionym bohaterom powieści Kozery żyć na nowo.