Wydawnictwo Znak wydać historię drugiego w dziejach agenta FBI, któremu udało się przeniknąć w struktury mafii i niepostrzeżenie, aczkolwiek z wielkim poświęceniem i niewątpliwie towarzyszącym mu codziennym strachem, rozpracowywać najwyżej postawionych jej członków. Oczywiście Gangster. Prawdziwa historia agenta FBI, który przeniknął do mafiijest porównywana w pewnej mierze do dzieła Mario Puzo , aczkolwiek porównanie to można zrozumieć z uwagi na poruszaną tematykę. Na pewno nie jest to tak świetnie napisana powieść, bo powieścią wcale nie jest. To historia, którą opowiada sam Jack Falcone, oficjalnie członek mafii, a mniej oficjalnie agent FBI, Joaquin Garcia. Właściwie to nie wiadomo, co jest "oficjalnie", a co nie... Garcia wciąga nas w swoje życie, opowiadając nie tylko o każdym dniu spędzonym w towarzystwie gangsterów, ale, co szczególnie interesujące, o przygotowaniach, jakie musiał przejść, by móc niepostrzeżenie wejść w
hermetyczną grupę reprezentując wymyśloną przez siebie postać. Rozdział poświęcony "szkole mafii", jaką zaserwowało mu FBI, zapiera dech w piersiach. Garcia uczy się, ile i w jakiej postaci powienien mieć przy sobie pieniędzy, w jaki sposób zamawiać jedzenie w restauracji, ile dawać napiwku, co mówić, a czego nie, by pozować na godnego wtajemniczenia w najważniejsze sprawy bandziora. Wkraczając do rodziny Gambino, musiał znać kodeks i zasady, jakimi kierują się mafiozi. Jako doskonały aktor, bo poniekąd to był jego kolejny zawód, został przyjacielem "starego wygi", Grega DePalmy. Dzięki niemu poznał dokładnie struktury rodziny Gambino, zdobył zaufanie i... posadził ich za kratki.
Książkę czyta się naprawdę bardzo szybko. Czujemy adrenalinę, jaka towarzyszy agentowi, kiedy jedzie na "przejażdżkę" z Gregiem, razem z nim obawiamy się, że to ostatnia jego podróż. Kiedy mafiozo każe mu ocenić wartość biżuterii, drżymy, czy sobie poradzi i czy szkolenie nie było zbyt powierzchowne, Jack Falcone nie zawodzi. Zawsze udaje mu się wybrnąć z sytuacji. To, co przeszkadzało mi w lekturze to pewien stopień "użalania się" nad sobą. Bo w pewnym momencie da się zauważyć, ile żółci wypływa z ust Garcii pod adresem FBI i decyzji o odsunięciu go od sprawy, kiedy nie była zakończona. Trochę za dużo malkontenctwa psuje naprawdę dobrą historię, ale nie zmienia to faktu, że czyta się to wszystko jednym tchem.