Carl Hiaasen jest reporterem „Miami Herald”. Podobno wsławił się demaskując afery. Nie słyszałem o żadnej z nich, ale tak sporego dorobku literackiego, raczej nie sposób było przegapić. Wystarczy wspomnieć choćby takie książki jak Kokainowe wydmy, Pechowy fart, Mściciel, Strefa huraganu czy Śmierć w Chinach. Dotąd bohaterami Hiaasena byli przemytnicy i członkowie gangów narkotykowych. Zemsta, napady, porwania, morderstwa... Coś naprawdę z pierwszych stron gazet. Co więc taki pisarz robi w dziale literatury młodzieżowej?
Okazuje się, że także tutaj, w nowym środowisku, nie odbiega zbytnio od ulubionej tematyki. Tylko bohaterowie – współcześni herosi – jakby trochę się zmniejszyli. A może raczej odmłodnieli. Wszystko właściwie rozgrywa się samo. Na Florydę przeprowadza się nasz główny bohater, czyli Roy, syn zamożnej rodziny, która nigdzie długo nie może zagrzać miejsca z powodu pracy, skazani są na ciągłe przeprowadzki, a to doprowadza do tego, iż Roy nie ma przyjaciół. Tak naprawdę i tutaj nie spodziewa się niczego nowego, a tym bardziej dobrego. Zresztą prawie od razu natyka się na gruboskórnego osobnika imieniem Dany, który skutecznie utrudnia mu aklimatyzację. Właściwie pewnikiem Roy pozostałby w swoim kokonie odosobnienie, gdyby nie pewien chłopak i pewna dziewczyna. Jego poznaje, właściwie „przelotem”. Trudno nazwać to spotkaniem, gdy ktoś przemyka ci obok okna szkolnego autobusu. Roya intryguje nie tylko dziwne ubranie, ale przede wszystkim brak obuwia na nogach chłopca. Dlaczego zaczyna go szukać? Właściwie nie
wie. Po prostu coś go do niego ciągnie. Może wspólnota dusz? A może dziwactwo? Dziewczyna, którą spotyka w szkole, skutecznie stara się do poszukiwań zniechęcić, ale w końcu nie ma wyboru. Musi poprosić kogoś o pomoc, i wtedy wybiera Roya. W ten sposób Roy – mieszczuch, poznaje Paluszka, samowolnego ekologa. Nagle zaczyna rozumieć, iż w życiu istotne są całkiem inne wartości. Jak na przykład uratowanie siedziby małych sówek, przed niszczycielską mocą sieci restauracji, która akurat w tym miejscu, postanawia zbudować swój kolejny oddział. Nagle szkoła i związane z nią problemy, przestają mieć znaczenie, a nawet rodzice zyskują bardziej „ludzką” twarz.
Sówki to dzieło uniwersalne. Właściwie zrozumiałe zarówno dla nastolatków, jak i ich rodziców. Hiaasen ofiaruje nam dwóch bohaterów. Jeden akceptuje współczesność, ale też nie znosi niszczenia przyrody, drugi to współczesny Tarzan, który zrobi wszystko, by chronić przyrodę. Mimo że jest jeszcze dzieckiem, potrafi już żyć samodzielnie, dawno wybrał swoją drogę. A może raczej tak ukształtowali go rodzice. Ciągłe kłótnie w domu oraz siostra, do której, jako jedynej osoby, zawsze mógł się zwrócić. Zarówno Roy jak i Paluszek to osobowości barwne, ukształtowane przez swoich rodziców i ich błędy. Problem w tym, że dorośli w opowieści Hiaasena naprawdę zasługują na potężną naganę. Gdy w końcu zbierają się do kupy, życie maleńkich sówek wisi na włosku.
Nie powiem wam jak kończy się ta, zgrabnie spisana historia, ale pewnie się domyślacie. Nawet jeżeli odgadliście i tak warto poznać morderczą drogę nastolatków, starających się przekonać świat dorosłych, wykryć odpowiedzialnych za zło czynione zwierzętom, ale też ich walkę z codziennymi problemami. Ciężką naukę przebaczania, i niestety, też wielkie przegrane. Oto historia nie tylko ekologiczna, która śmiało zajęłaby pierwsze strony gazet, ale też rozprawa o trudnej przyjaźni. To także rzecz o nadziei, tym większej, gdy wyobrazimy sobie, kim zostaną w przyszłości Roy i Paluszek. Może świat jednak nie będzie taki zły? Jeżeli tylko nie zapomną.