Imre Kertész uważa swoją biografię za niemal tak absurdalną jak historia Węgier. * *Po opuszczeniu obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie wrócił pan do Budapesztu, gdzie przez pewien czas próbował być użytecznym członkiem społeczeństwa socjalistycznego...
* Imre Kertész*: Nie trwało to długo.
Później zdecydowanie odciął się pan od życia politycznego i udał na emigrację do świata literatury, do sfery, którą za Rilkem określić by można jako Weltinnenraum, przestrzeń świata wewnętrznego. Nie wierzy pan w Boga, a mimo to często o nim wspomina w swych książkach. Czy można pisać o boskiej mocy, będąc przekonanym, że ona nie istnieje?
* Imre Kertész*: Ależ oczywiście, że można. Nauki religijne do mnie nie przemawiają. Gdybym jednak uznał, że poza światem doczesnym nie ma innego wymiaru, gdybym tak po prostu przyjął tę płaską przyziemność w jej ciągłym kipieniu i skotłowaniu, nie mógłbym pisać. Pewnego razu spytałem kompozytora Ligetiego, czy jego zdaniem możliwe jest poznanie świata. – Oczywiście – odparł – trzeba tylko pójść ścieżką wyznaczoną przez nauki przyrodnicze. Gdybym tak postąpił, nigdy nie napisałbym nawet zdania.
Franziska Augstein
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.