Stąpając po skomplikowanej linii własnego życia, nigdy nie wiemy na co trafimy. Rozpoczynając, nie potrafimy zobaczyć końca. Zresztą, czy byłoby to warte niespodzianek, które szykuje nam trwanie? Przecież koniec, to już niestety pewna przegrana. Wszystko czego nie spróbowaliśmy, jest już wtedy daleko za nami... Dlatego warto sięgać po każdą książkę. Nawet jeżeli przed końcem potraktujemy ją raczej brutalnie. Nie żebym tak potraktowała tę opowieść, a dokładniej zbiór opowiadań znanego szerokiej rzeszy tuza polskiego fantasy, czyli Jacka Piekary, demiurga Wielkiego Inkwizytora, oraz jego cichego współpracownika, Damiana Kucharskiego, którego opowiadania można było spotkać na stronach wskrzeszonego ostatnio, ale ponownie poległego periodyku – „Fantasy”. Wprost przeciwnie, właśnie tutaj koniec okazał się być wart początku i środka. Zawierać zgrabne opowiadania, spisane ze smakiem, krótkimi zdaniami, bez zbędnych dopowiadań, choć z często przewidywalnymi zakończeniami. Zresztą, co się będę rozmywać...
Opowiadania są różnorodne, bardzo łatwo znawca pióra Piekary odróżni jego twory od opowieści Kucharskiego. Jednak ze wszystkich wypływa jeden wniosek – zło istnieje, często tkwi w nas samych, głęboko zakorzenione. Tak naprawdę pragniemy go i bawimy się nim, nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Nie myśląc, że cokolwiek zrobimy, to właśnie zło zawsze wygra, gdyż to ono nami włada. Czy jest się niewidomą księżniczką, czy fałszywym egzorcystą, który w podziemiach Klondobergu zmierzy się z demonami, wszystko jest tylko złem. Będąc wiejskim chłopcem możemy odkryć w jaskini zło, które stanie się ucieczką od rzeczywistości, od okrutnego ojca. Zawiść zmierzy się lubieżnością pięknej Margot i Czerwoną Mgłą. A wszystko dlatego, iż:
„Ludzkie ciało jest tylko skrzynką...” pomieści wszystko, niestety najlepiej upakuje to, co złe...
W książce są ludzie zwykli i złodziejaszkowie, a wszystko, pomimo rozbicia w opowiadania, dzieje się tak naprawdę w jednym świecie. Poprzez ich zmagania i pragnienia, przygody i namiętności, poznajemy jego religię, magię, dowiadujemy się wszystkiego o polityce i obyczajach. A jest na co... popatrzeć. Są inkwizytorzy, jakżeby inaczej oraz niewątpliwe wiedźmy. Zło przedstawia aż nazbyt dumnie, swoje wszystkie oblicza, utwierdzając nas w przekonaniu, iż w tym, co widzą autorzy tego dzieła, nie ma niczego dobrego... nawet w uwięzionej duszy, która już nie pamięta swego ciała, nie ma dobra. Więc skąd pewność, iż istnieje wyłącznie zło? Jak je odróżnić, gdy nie ma porównania?
Czyżby człowiek sam tworzył sobie piekło? Nawet w świecie fantasy nie mógł po prostu istnieć bez losu, zapisanego gdzieś tam w gwiazdach? Losu mrocznego, nieuchronnego... baśni, która nigdy nie kończy się tak, jak powinna. Do całej książki, która jest naprawdę warta poznania, mam tylko jeden zarzut: zdaje się być w sporej mierze zwykłą reklamówką Piekary, co wydaje mi się być odrobinę niesprawiedliwe w stosunku do współautora tego tomu. Otrzymujemy jako dwa rozdziały przedsmak jego, dopiero drżących w oparach czytelniczej i wydawniczej nieświadomości, książek: zbioru opowiadań Łowcy dusz oraz powieści Przenajświętsza Rzeczypospolita. Oczywiście, zawsze dobrze wiedzieć, co nas czeka, ale jednak...