Od jakiegoś czasu w Stanach Zjednoczonych trwa dyskusja dotycząca spuścizny kontrowersyjnego filozofa, Martina Heideggera , o którym mawiano, że nad jego książkami "wisi smród krematoryjnego dymu".
Burzę rozpętał francuski filozof Emmanuel Faye, który w swojej książce zatytułowanej Wprowadzenie do narodowego socjalizmu w filozofii stwierdził, iż należy usunąć z bibliotek wszystkie dzieła Martina Heideggera. Analizując bowiem jego publikacje z lat 30. XX wieku, doszedł do wniosku, iż Heideggerowska myśl była prymitywna, antysemicka i totalitarna.
Cóż, nie jest tajemnicą, że autor słynnego _ Bycia i czasu_ aktywnie wspierał ruch nazistowski, współpracując z gestapo czy przemawiając na wiecach NSDAP. Już w latach 30. zwykł pozdrawiać swych studentów słowami „Heil Hitler”. Zadenuncjował kilku wybitnych pracowników uniwersytetu – w tym m.in. prof. Hermanna Staudingera (późniejszego – za rok 1953 – laureata Nagrody Nobla w dziedzinie chemii), jak też jego byłego studenta i kolegę Eduarda Baumgartena.
Po drugiej wojnie światowej niechętnie odnosił się do przeszłości. W pewnym momencie głosił nawet tezę, iż sam padł ofiarą Hitlera. Jednak oburzenie wywołuje nadal porównanie przez niego masowych mordów dokonywanych w obozach śmierci z... mechanizacją rolnictwa.