Historia opowiedziana przez Picoult jeszcze 20 lat temu mogłaby być uznana za czystą science-fiction, dziś jednak nie wydaje się już tak nieprawdopodobna : oto trzynastoletnia Anna, poczęta przy pomocy najnowszych technik medycznych, by stać się dawczynią krwi i szpiku dla siostry chorej na wyjątkowo złośliwą postać białaczki, wnosi do sądu sprawę o pozbawienie rodziców prawa dalszego decydowania o poddawaniu jej kolejnym zabiegom. Całe jej dotychczasowe życie, począwszy od pierwszych minut po przyjściu na świat, było podporządkowane kolejnym zaostrzeniom choroby Kate.
Dla wszystkich oczywiste było, że Anna MA w określonym momencie oddać krew czy szpik, tak jak teraz jest oczywiste, że MA oddać również nerkę; jeśli tego nie zrobi, Kate umrze - a jeśli zrobi, szanse chorej na przeżycie sięgną kilkunastu procent, zaś sama Anna do końca życia będzie musiała się liczyć z pewnymi zagrożeniami i ograniczeniami. A jednak jej reakcja jest szokiem dla całego otoczenia: lekarzy dziwi, ojca przeraża, w matce wzbudza agresję. Jedyną osobą, która wydaje się ją rozumieć, jest ekscentryczny prawnik, podejmujący się reprezentować jej interesy za symboliczne wynagrodzenie głównie z ciekawości i z uznania dla jej determinacji, z czasem zaś angażujący się emocjonalnie w sprawę o wiele bardziej, niż to adwokatowi przystoi. Rozwiązanie, choć w miarę lektury wydaje nam się oczywiste, okaże się ze wszech miar zaskakujące...
Jednak znacznie ważniejsza od niego okazuje się analiza psychologiczna rodziny dotkniętej przewlekłą traumą w postaci długotrwałej i źle rokującej choroby dziecka. Dla obojga rodziców zdrowie Kate staje się sprawą priorytetową, nie sposób jednak nie zauważyć, że to Sara jest w tym domu osobą decydującą o powinnościach i prawach pozostałych członków rodziny. Także i o tym, że Anna przyszła na świat – że urodziła się z określonym zestawem cech genetycznych, czyniących ją idealnym dawcą komórek i tkanek dla siostry – że wobec tego zobowiązana jest „płacić” za swoje istnienie, zapominając o własnych zainteresowaniach i planach. Niestety, Anna jest już w takim wieku, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę; jej szokujący krok nie jest wyrazem braku uczuć rodzinnych, lecz wołaniem o uznanie jej odrębności jako człowieka. Równie, jeśli nie bardziej, wymowną postacią jest Jesse.
Pozostający cały czas na marginesie rodziny - na szarym końcu po chorej Kate i po Annie, otaczanej rodzicielską troskliwością bardziej z obawy o stan „banku tkanek” niż z rzeczywistego rozeznania i zrozumienia jej potrzeb – chłopak prezentuje klasyczny obraz zaburzeń zachowania, typowych dla dziecka zaniedbanego emocjonalnie. Gdy oczekuje się od niego, by w wieku przedszkolnym radził sobie niemal jak dorosły – spełnia te oczekiwania, lecz dorastając, nie dojrzewa psychicznie i mając lat 18, wewnątrz jest nadal nieszczęśliwym, opuszczonym kilkulatkiem. Kiedy rodzice ignorują jego niedbalstwo, ekscesy w szkole, a nawet doświadczenia z alkoholem i narkotykami, sięga po drastyczniejsze sposoby zwrócenia na siebie uwagi...
Ogromny ładunek emocji, emanujący z monologów poszczególnych postaci dramatu, nie pozwala czytać tej książki „na zimno”. Dopiero gdy nieco ochłoniemy, zaczynamy się zastanawiać: na ile dopuszczalna moralnie – w świetle zasad tej lub innej religii, czy też ogólnie uznawanych praw człowieka – jest selekcja embrionów pod kątem określonego zestawu cech, i jakie pobudki mogą ją usprawiedliwiać? czy istnieją granice poświęcenia, uwarunkowanego miłością rodzicielską czy braterską? czy może spokojnie egzystować ktoś, kto odmówi narażenia swojego życia dla bliskiej osoby?
Książka jest dobra, a mogłaby być jeszcze lepsza, gdyby autorka zdecydowała się na większą indywidualizację języka poszczególnych partii narracyjnych. Godne podziwu natomiast jest rzetelne i wiarygodne przedstawienie realiów medycznych; osobiście udało mi się wychwycić zaledwie jeden drobny lapsus w zakresie nazewnictwa (w rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak „choroba Grafta”; jest natomiast reakcja odrzucenia przeszczepu, której angielska nazwa brzmi graft versus host disease), którego jednak czytelnik nie obracający się w kręgach związanych ze służbą zdrowia raczej nie ma szans zauważyć, a gdyby nawet – nie ma to najmniejszego znaczenia dla wrażeń, jakie stają się naszym udziałem podczas lektury.