Drugi tom trylogii „Królowa Wolności” rozpoczyna się śmiercią. Faraon Sekenenre nie żyje. Jego ciało wciąż nosi ślady zbrodni, której na nim dokonano. Nie ukryto ich. Królowa Ahhotep pragnie, by wszyscy widzieli ból. Jej ból. Ale nie może się poddać. Nawet jej cierpienie, jest ograniczone przez obowiązki. Jej dwóch synów nie jest zdolnych władać tym światem. Krainą, która wciąż ulega pod naporem Imperium Mroku. Jego władca Apofis, doskonale wie, jak wykorzystać słabość Królowej. Jego Imperium wzrasta. Jest silny na tyle, by niszczyć to, co najświętsze i najistotniejsze dla Egiptu. „Bezwartościowe ślady dawno minionej epoki muszą zniknąć...”
Zmarli mają być grzebani w domach i ogrodach. Nie powinni swymi ciałami, z których odeszła dusza, bezcześcić nowej ziemi Imperatora. Nie powinni jej zajmować, gdyż on ma dla niej inne plany, własne marzenia, w których niestety nie mieści się troska o tych, na których ziemie przybył. Świat Apofisa wulgarnie wzrasta, ale przecież w końcu musi nastać pokój. Nawet na tej zmęczonej, egipskiej ziemi. Niestety, nim królowa Ahhotep będzie mogła berłem z głową Seta wyznaczyć granice wolnego Egiptu, upłynie sporo czasu... Jednak zawsze będzie czuwał przy niej zmarły mąż, jej jedyny ukochany, o którym nigdy nie zapomni. Z którym przyjdzie jej się w końcu połączyć, w tak bardzo „litościwych” Zaświatach.
Środkowy tom trylogii „Królowa Wolności” autorstwa wybitnego egiptologa oraz pisarza Christiana Jacqa, który w cudowny sposób ponownie powołuje umarłych do życia, jak zwykle fascynuje pieczołowitością historyczną. Oddaniem z detalami, wyłuskanych przez archeologów wydarzeń oraz norm postępowania jak, dajmy na to, używanie gołębi pocztowych, specyficzni przyjaciele władczyni, ciało faraona, etapy mumifikacji... To wszystko właśnie takie było. Trudno sobie wytłumaczyć, że coś w tej opowieści musi być fikcją. Czy to zdrajcy, trucizny, a może ona sama – Królowa – wcale taka nie była? Naprawdę trudno w to uwierzyć. Opowieści Jacqa tętnią życiem. Są nadal żyjącymi obrazami, które nie tylko ofiarują nam piękno Egiptu, ale zarazem sprawiają, iż marzenia o wiecznym życiu starożytnych Egipcjan spełniają się.
Wojna koron Christiana Jacq to jak zwykle cząstka magii świata, który nigdy tak naprawdę nie przeminął, bo nigdy o nim nie zapomniano. Szczególnie o tym ostatnim przypominają nam mapy oraz dołączona do książki bibliografia. Jednak nie jest tym, na co tego autora stać. W jakiś sposób, pomimo człowieczeństwa, które przesyca postacie, cała opowieść jest dziwnie sucha i naukowa. Może zbytnio nachalnie przesycona faktami historycznymi? A może i sama historia, nie pragnie zbytniego rozgłosu?