Tyrmand ukrywał swoje pochodzenie. Filmowcy mówią o tym wprost
Do kin trafiła właśnie ekranizacja po części autobiograficznego "Filipa" napisanego przez Leopolda Tyrmanda. Autor na żadnej z kart tej powieści nie zająknął się o żydowskim pochodzeniu swojego alter ego. Dlaczego?
Tyrmand ukrywał swoje pochodzenie. Filmowcy mówią o tym wprost
Leopold Tyrmand słynął z kreowania mitów na swój temat. Nawet w "Dzienniku 1954" fikcja mieszała się z rzeczywistością. Urodzony w Warszawie autor sugerował, że jego nazwisko ma konotacje skandynawskie, a nie żydowskie. "'Tyr' to byk w językach skandynawskich, a 'mand' ma jakieś związki ze staroskandynawskimi prajęzykami" - pisał.
Za czasów II wojny światowej ukrywanie swojego pochodzenia było zapewne próbą przetrwania. Ale dlaczego po wojnie, mieszkając już w Stanach Zjednoczonych Tyrmand wciąż niechętnie opowiadał o żydowskich korzeniach?
Zdeterminowany młodzieniec
Pisarz urodził się w 1920 r. w dobrze zasymilowanej, jak sam określał "drobnomieszczańskiej rodzinie sklepikarzy", w Warszawie. Jego dziadek Zelman Tyrmand był członkiem zarządu synagogi Nożyków. Tuż po wybuchu wojny w 1939 r. Leopold uciekł na wschód, w Wilnie został redaktorem propagandowej gazety, o czym później nie chciał wspominać. Podejmował się różnych zajęć, byleby przetrwać. Z Wilna wrócił do Warszawy, potem wybył do Frankfurtu, Wiednia, aż w końcu trafił do Norwegii. Pod koniec wojny trafił do obozu koncentracyjnego pod Oslo.
Z kolei jego rodzice przechodzili gehennę w Majdanku. Tam zginął ojciec pisarza, Mieczysław. Matka po wojnie przeniosła się do Izraela, gdzie przez jakiś czas towarzyszył jej syn.
Film prawdziwszy niż książka?
Tak jak jego książkowy bohater, Tyrmand za czasów wojny podawał się za Francuza, co pozwoliło mu zdobyć pracę kelnera w niemieckim hotelu. Gdy w 1961 r. ukazała się inspirowana tymi wydarzeniami książka "Filip", temat żydowskiego pochodzenia nie wybrzmiał wprost.
"Przez całe życie ukrywał to swoje pochodzenie, zawsze grał jakąś rolę [...]. W autobiograficznym 'Filipie' odjął temu epizodowi jego naprawdę dramatyczny wymiar, zatajając żydowstwo" - pisał o Tyrmandzie Jan Józef Szczepański.
Tego błędu nie popełnili twórcy filmowego "Filipa". Producent, reżyser i scenarzysta Michał Kwieciński wielokrotnie obrazuje strach młodego bohatera przed odkryciem jego prawdziwej tożsamości. Wątek pochodzenia mocno wybrzmiewa też w scenach rozmów między Filipem (Eryk Kulm Jr.) a szmuglerem Staszkiem (Robert Więckiewicz), który prowadząc dochodowy biznes, pomagał Polakom zdobyć fałszywe dokumenty i pracę.
Świadomy wybór czy wyparcie?
Ukrywanie pochodzenia przez Leopolda Tyrmanda można rozpatrywać w kontekście świadomego wyboru czy wyparcia. Za czasów wojny i wczesnego PRL-u żydowskie korzenie mogły kosztować go życie czy karierę, naturalnym wydaje się wyrzeczenie tej części tożsamości w imię przetrwania. Być może pisarz tak bardzo postanowił być wierny tej decyzji, że nie zmieniło się to nawet, gdy w 1966 r. zdobył amerykańskie stypendium Departamentu Stanu i na stałe wyjechał do USA. Gdy w 1968 r. zrzekł się polskiego obywatelstwa, swoją decyzję na łamach "New York Timesa" argumentował wejściem wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji. Ani słowem nie wspomniał o antysemickiej nagonce władz i wydarzeniach marcowych.
Choć Tyrmand był znany z seksualnych ekscesów, odcinał się od liberalnego środowiska amerykańskich intelektualistów, w którym nie brakowało żydowskich autorów. Z biegiem czasu stał się tam wziętym, konserwatywnym publicystą, a w jego ślady poszedł syn Matthew Tyrmand. W listach do polskich przyjaciół znany pisarz nazywał się już Amerykaninem.
Nawrócenie
Mimo to pod koniec życia Leopold Tyrmand wrócił do korzeni. "Niedawno [Robert] Zaimand powiedział mi, że na krótko przed śmiercią Tyrmand powrócił do judaizmu i miał religijny pogrzeb z rabinem" - pisał w swoim dzienniku Jan Józef Szczepański. Pisarz spoczął na żydowskim cmentarzu Wellwood na Long Island.