Ocalona Kraina, jak sama nazwa wskazuje, przetrwała kataklizm. Wraz z nią przetrwało plemię Ciemnowłosych, wybrane przez Jedynego. Mają strzec Jego spoczynku, by nie zakłóciły go demony, krążące po obrzeżach cywilizacji i wyczekujące sposobności do zdradzieckiego ataku, odbierającego prawowiernym szanse na zbawienie. Pomagają im w tym wskazówki zawarte w Księdze oraz obecność Proroka – duchowego przywódcy, którego Jedyny w każdym pokoleniu wyznacza do sprawowania nadzoru nad swoją trzódką.
Zgodnie z wolą Jedynego, granice jego pustynnej dziedziny są stale patrolowane przez elitarną kastę Świętych Jeźdźców – znamienitych wojowników, którzy są w stanie zwyciężać w boju nawet złowrogie demony. Jeden z nich, Kashim, staje u progu nowej ery w dziejach Krainy wobec szeregu niebezpiecznych pytań, dotyczących zarówno prawdy o świecie, jak i o jego własnym pochodzeniu. Odpowiedzi, a nawet sam zamiar ich poszukiwania, będą go kosztowały drożej niż się spodziewa. Brzmi banalnie, ale jednak takie nie jest. Przynajmniej nie do końca. Powyższe to tylko sztafaż, sklecony całkiem zręcznie i według widocznego planu, z wykorzystaniem znajomości kultury islamu. A zatem interesujący dla mniej obeznanych z tematem czytelników, czyli najprawdopodobniej dla ich znacznej większości. Ważniejsze jest jednak co innego. Mianowicie obraz tak zwanego „zaostrzania kursu”. Oto kończą się rządy proroka liberalnego, wolnomyśliciela, niestrudzonego badacza natury i jej zagadek nieskrępowanego przez Tradycję i jej jedynie
słuszne rozwiązania wszelkich dylematów. Rządy, które były, jak łatwo się domyślić, solą w oku radykalnie konserwatywnemu skrzydłu kapłańskiej kasty. Teraz nadchodzi czas reakcji na liberalną zarazę, której, w imię Jedynego, jego wierni słudzy nie zawahają się wypalić zbawczym ogniem i żelazem. A wszystko, by ocalić Ocaloną Krainę przed upadkiem w otchłań zepsucia. Po kroczku do przodu, trzy kroki w tył. Ten cykl powtarza się zadziwiająco regularnie w dziejach rozmaitych, nie tylko powieściowych, społeczności. Niczym refren powraca również sytuacja, w której dwa wrogie sobie stronnictwa zwalczają się wszelkimi dostępnymi środkami, a w istocie są tylko nieświadomymi marionetkami w rękach przysłowiowego trzeciego, który na ich wzajemnym wyniszczeniu zamierza skorzystać.
Polityczno-religijna warstwa powieści, przez swój uniwersalizm, jest zdecydowanie jej najmocniejsza stroną. Drobne epizody z życia mieszkańców miasta, które posłużyły do ukazania mechanizmu przemian, udały się autorowi znacznie lepiej niż opisy tajemniczych wizji Kashima. Realizm jest mu chyba bliższy niż fantastyka. Na tej pierwszej niwie porusza się pewnie, na drugiej chwilami zbacza w groteskę, a jego pomysłom, takim jak dziedziczony „dar krwi”, słabnący z każdym pokoleniem, brak choćby powiewu świeżości. Więcej nie wymagam, bo w fantasy naprawdę trudno wymyślić coś całkowicie nowego. Jednak nawet temu wymaganiu autor , przynajmniej na razie, nie zdołał sprostać. Myślę jednak, że, choćby ze względu na to, jak sprawnie maluje tło swej opowieści, warto dać mu kredyt zaufania i sprawdzić, w jaki widowiskowy sposób każe młodemu i natchnionemu Kashimowi obalić mury stawiane przez żądnych władzy absolutnej nowych władców Tel’Halik. Bo że dzisiejszy wygnaniec koniec końców zatryumfuje nad swymi gnębicielami,
nie ulega wątpliwości. Taka konwencja.