Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:06

Trzy kolory ze swastyką w tle

Trzy kolory ze swastyką w tleŹródło: Inne
d44hik1
d44hik1

Waffen SS zostało oficjalnie utworzone w 1940 roku, jednak oddziały SS brały udział w napaści na Polskę. Nie można powiedzieć, że wykazały się wówczas niezwykłymi walorami bojowymi, pułk Germania został praktycznie rozgromiony 16 września przez wojsko polskie, jednak już wówczas dały się poznać jako jednostki brutalne i nie stroniące od ludobójstwa. Jeden z Niemców służących w Wehrmachcie napisał po ujrzeniu bestialstwa wspomnianego pułku: „żadne zwierzę nie zachowuje się tak, jak naziści w Polsce”. Po wrześniowych bojach przyszła kolej na kampanię na Zachodzie i następne zbrodnie Waffen SS, znów przede wszystkim wyróżniali się rzezią cywilów i podpalaniem wsi, zaś straty w ich szeregach rosły w zastraszającym tempie. Jeszcze dobrze nie przebrzmiały butne słowa Hitlera: “Nigdy nie wolno dopuścić, aby ktoś inny aniżeli Niemiec nosił broń! (...) Tylko Niemiec może nosić broń – nie Słowianin, nie Czech, nie Kozak i nie Ukrainiec!”, a już zaczęto tworzyć dywizje złożone z obcokrajowców, wychodząc naprzeciw
rosnącemu zapotrzebowaniu na mięso armatnie. Olbrzymie straty na froncie wymusiły bowiem odłożenie na bok bajdurzenia o czystości rasowej Waffen SS. Zbrojne oddziały SS swoje doświadczenie szlifowały podczas operacji Barbarossa, gdzie rosła ich skuteczność (co mogło wynikać nie tyle z wyszkolenia, co uprzywilejowania pod względem dostarczanego sprzętu) proporcjonalnie do eskalacji brutalizacji i okrucieństwa. Od 1943 roku szeregi Waffen SS mogli oficjalnie zapełniać Francuzi. Ochotnicy walnie zaczęli wstępować do otoczonych nimbem elitarności oddziałów: w ciągu pierwszych tygodni rekrutacji zgłosiło się 1500 rekrutów, z których, po przejściu przez ideologiczne i sprawnościowe sito, utworzono brygadę działającą w 1944 roku u boku dywizji „Horst Wesel” na terenach Polski. W Europie walczyły wówczas różne barwne jednostki z błyskawicami na hełmach (wśród żołnierzy których próżno doszukiwać się nordyckich cech), zaś „szlak bojowy” Waffen SS znaczyły kolejne zbrodnie wojenne: m.in. Malmedy, Oradour, Warszawa.
Z niedobitków francuskiej brygady oraz z nowych ochotników pragnących walczyć z Armią Czerwoną powstała w 1945 roku 33. Dywizja Grenadierów SS "Charlemagne". Jej szeregi zasilił również dziennikarz kolaboracyjnej gazety “Pays Libre”, Christian de La Maziere, który swoją ówczesną służbę opisał w książce Marzyciel w hełmie.

Waffen SS jawiło się owemu wychowanemu w duchu antykomunizmu młodemu człowiekowi jako fascynujący wybrańcy, ostatnia, decydująca karta rzucona na stół przeciwko najazdowi barbarzyńskiej Bolszewii. Widział w nich mocnych, pozbawionych słabości, wiernych do końca Fuhrerowi żołnierzy, na których oprze się potęga Rzeszy (faktycznie, resztki „Charlemagne” walczyły w Berlinie do końca, ale chyba niezupełnie o takie umacnianie narodowego socjalizmu autorowi chodziło). Podziwiał ich za kult i oddanie idei, rygor i cierpienie będące podstawową regułą szkolenia. Egalitaryzm, żelazna dyscyplina, połączenie z mistyką i symbolizmem SS były skutecznym wabikiem dla kolejnych rekrutów. Zresztą niektóre z tych przymiotów i dziś przyciągają różne wypatroszone umysły – wśród symboliki skinheadów pojawiają się wszak m.in. emblematy dywizji Waffen SS. De La Maziere dał się ponieść wspomnianemu nimbowi uprzywilejowania i z głową pełną naiwnych wyobrażeń przekroczył bramy obozu szkoleniowego w Wildflechen. Bez problemu
przyzwyczaił się do twardego, wojskowego drylu i ostrej, przyspieszonej tresury (wszak w ciągu 3 miesięcy należało sformować jednostkę, której szkolenie w normalnych warunkach trwałoby rok) cechującej się skrajną dyscypliną. Mistyka przysięgi pod dębami i symboliczne skrzyżowanie sztyletów pogłębiły przemożne pragnienie zmieniania świata pod narodowosocjalistycznym sztandarem. Kolejnym etapem w karierze był staż oficerski w Janowitz, wreszcie droga na front, by na Pomorzu czynnie przeciwstawić się znienawidzonym, pogardzanym Rosjanom. Na polskiej ziemi mógł skonfrontować bajki o elitarności i doskonałym uzbrojeniu użytkowanym przez nowe dywizje. Okazało się nagle, że owi wybrańcy bogów, nordyccy krzyżowcy, są zbieraniną przerażonych żołnierzy bezskutecznie oczekujących na transporty ciężkiej broni. Pogrom pod Białogardem musiał również zachwiać mitem o niezwyciężoności Waffen SS. Po rozbiciu dywizji autor dostał się do polskiej niewoli i nie był to pierwszy kontakt z naszymi rodakami, spędził on w
Rzeczpospolitej cztery dziecięce lata, podczas gdy jego ojciec współuczestniczył w tworzeniu polskiego wojska w 1918 roku, był w sztabie marszałka Piłsudskiego i wykładał w warszawskiej Szkole Wojennej. To właśnie Polakom poświęcona jest dedykacja umieszczona w jego wspomnieniach. Niedługo po wzięciu do niewoli autor został przejęty przez radziecki Smiersz i epopeję wojenną zastąpiła tułaczka od jenieckiego obozu w Rosji po francuskie więzienia, gdy okazało się, że ojczyzna nie będzie witać byłych żołnierzy Waffen SS z otwartymi ramionami.
Jego wspomnienia są czasem zabawne (ciężko było przestawić się przyzwyczajonym do wyrafinowanych delikatesów Francuzom na wojskowy wikt, z czego wynikało wiele humorystycznych sytuacji), niekiedy przerażające, częściej dramatyczne i przepełnione goryczą. Cechuje je przede wszystkim dystans i szczerość, choć przyznam, że słowa: „należę do tych, u których masakry niewinnych zawsze wywołują bunt, a ich przelaną krew uważam za największą ludzką zbrodnię” brzmią dość dziwnie w ustach człowieka, który na ochotnika wstąpił do organizacji uznanej w 1946 roku za przestępczą. Dziwi mnie również przekonanie autora, iż Waffen SS nie miało nic wspólnego z obozami koncentracyjnymi, wszak ich załogi uzupełniano niemieckimi członkami oddziałów frontowych SS. Zresztą jeśli chodzi o sprawę obozów koncentracyjnych, odniosłem wrażenie, iż autor podchodzi do niej na zasadzie „a u was to Murzynów biją”: „... który naród nie tworzył takich obozów (...) miliony ludzi zginęło w obozach na wschód od Renu. Gdy Niemcy zostali
pokonani, można było bezkarnie rzucić im te miliony w twarz. O milionach ofiar obozów syberyjskich nikt nie mówił”. Oprócz tych kilku – delikatnie mówiąc – niejasności myślę, że jego wspomnienia są rzetelne, pozbawione fałszu, zaś de La Maziere nie stara się koloryzować i brązować własnej postaci: „wspólnik pierwszych przygód i uniesień sądził, że będę ze skutymi do tyłu rękami defilować pod ścianę śmierci żądając: >>Nie, nie wiążcie mnie, nie zawiązujcie mi oczu!<< i krzycząc: >>Vive la France!<< Przecież wówczas miałbym tylko jedno pragnienie: splunąć i na ten przeklęty kraj, i na wszystko...” Przyznam, że bardziej interesowało mnie szkolenie fanatycznego mięsa armatniego i jego działania bojowe (czyli pierwsza część pamiętników), zaś perypetie autora z francuskim systemem penitencjarnym czytałem już z mniejszym entuzjazmem, trzeba jednak przyznać Christianowi de La Maziere, że potrafi dobrze pisać. Z notatki umieszczonej na okładce jego książki wynika, iż jest on publicystą i „niepodważalnym
autorytetem w międzynarodowych kręgach dziennikarskich” – nie da się ukryć, że doświadczenie w operowaniu piórem nadaje jego wspomnieniom znacznych walorów literackich. Ponieważ jednak nawet najbardziej wyborne dzieło można zabić złym przekładem, chylę czoła przed tłumaczami polskiego wydania: Teresą Czekaj i Janem Rutkiewiczem. Książka zawiera również bardzo interesujące, dokładne przypisy, aneks pana Rutkiewicza „Francuzi z Hitlerem w tle” traktujący o francuskich organizacjach bojowych i paramilitarnych pod niemieckim sztandarem (skupiały około 40 000 ludzi) oraz wkładkę ze zdjęciami.

d44hik1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d44hik1

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj