Skręciłam nogę. Unieruchomiona w łóżku melancholijnie spoglądałam w okno, za którym panowała pełnia polskiego lata – szaro, deszczowo, smętnie. Od jednego z gości dostałam w prezencie Osterię w Chianti, „tak dla zabicia czasu”. Książka mój czas nie tylko „zabiła”, lecz przede wszystkim umiliła. A mówiąc bardziej obrazowo: znalazłam się w raju.
Chłonęłam przepiękne opisy toskańskiej przyrody, wraz z głównym bohaterem przemierzałam bujne lasy, wdychałam nieznane aromaty, radowałam zmysły widokiem bezkresnych pól. Z wypiekami na twarzy śledziłam niezwykłe losy włoskiego rolnika, Ultima. A to wszystko na ziemiach Chianti, gdzie niegdyś osiadł pradawny lud Etrusków, dorastał słynny Leonardo da Vinci, Michał Anioł i Galileusz rozkoszowali się miejscowym winem, a na świat przyszli żeglarze - Amerigo Vespucci i Giovanni Verrazzano.
Osteria w Chianticzerpie z szablonu powieści szkatułkowej. Akcja toczy się współcześnie, by za chwilę powrócić do lat osiemdziesiątych, a nawet cofnąć się do czasów II wojny światowej. Losy Ultimo poznajemy dzięki wspomnieniom Dario Castagno, młodego mieszkańca Toskanii. Ale opowieści snują także napotkani przez Castagno Włosi, których los nierozerwalnie połączył z postacią Ultima. Spotykamy więc tajemniczego starszego dżentelmena (pod koniec, zaskoczeni, poznajemy jego tożsamość) i baśniową Tamaquillę, wyemancypowaną kobietę etruską, żyjącą w… VI wieku przed naszą erą. Wreszcie przysłuchujemy się samemu Ultimie – zgorzkniałemu starcowi, który jednak otwiera swe serce dla Castagno, stając się jego przewodnikiem. Bowiem Chianti nie ma tajemnic przed Ultimem, a zwierzęta, z dzikiem-albinosem na czele, zazwyczaj nieufne wobec ludzi, lgną do starego Toskańczyka.
Atmosfera tajemnicza i bajkowa, akcja leniwie snuje się wśród gospodarstw, by nagle zaskoczyć nas gwałtownym zwrotem. Sielankowy nastrój zostaje przerwany przez okrucieństwa faszyzmu. Ziemski raj, jakim dotąd wydawała się być Toskania, nie zdołał oprzeć się bratobójczej walce Włochów, a widmo holocaustu dotknęło wielu mieszkańców Chianti.
Szczegółów fabuły nie zdradzę, odkrywanie różnych stron tej pięknej włoskiej krainy pozostawię Czytelnikowi.
Za to warto poświęcić kilka słów autorowi, Dario Castagno (zbieżność nazwisk - teoretycznie - przypadkowa). Być może jest znany niektórym Czytelnikom chociażby z bestsellerowego Za dużo słońca Toskanii . Osteria w Chiantito jego pierwsza powieść. Została przetłumaczona na kilkadziesiąt języków. Ten rdzenny mieszkaniec Chianti nie jest jedynie pisarzem, lecz również ( a może przede wszystkim) przewodnikiem po toskańskich ziemiach. Choć od początku powieści zdajemy sobie sprawę, że mamy do czynienia z literacką fikcją, to żal jest rozstawać się z jej bohaterami. Jednak w pełne nadziei osłupienie wprowadza nas ostatnie zdanie: „A na zakończenie pragnę zadedykować podziękowania nieznanemu mężczyźnie, którego twarz była dla mnie inspiracją do napisania tej książki, nawet jeżeli on sam nigdy nie będzie o tym wiedział.”