To ona stworzyła "Seks w wielkim mieście". Dlatego faceci nie chcieli się z nią umawiać
Kultowy serial "Seks w wielkim mieście" obchodzi właśnie 25. rocznicę. Wszyscy znamy Carrie Bradshaw i Sarah Jessikę Parker w tej roli, a kto pamięta, że ona istnieje naprawdę? Udało nam się porozmawiać ze słynną pisarką!
Candace Bushnell to uznana pisarka, ikona mody i legenda nowojorskiej socjety. W 1994 zaczęła publikować kolumnę "Seks w wielkim mieście" w tygodniku "The New York Observer", gdzie pod pseudonimem Carrie Bradshaw opisywała życie uczuciowe i towarzyskie swoje i przyjaciółek. Kolumna stała się hitem, a trzy lata później została wydana w formie książki o tym samym tytule.
W 1998 HBO postanowiło kupić do niej prawa i stworzyć serial, który wkrótce stał się jednym z największych hitów w historii telewizji. Z Candace Bushnell spotkałem się na Upper East Side w Nowym Jorku, gdzie przy kultowym dla fanek serialu drinku Cosmpolitan porozmawialiśmy o Wielkim Jabłku, mężczyznach i jej drodze na szczyt.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Seks w wielkim mieście - Zwiastun
Piotr Grabarczyk: Przewracasz oczami, gdy ludzie zamawiają w twoim towarzystwie Cosmo?
Candace Bushnell: Nie, bo jak widzisz, zazwyczaj ja też je wtedy zamawiam. (śmiech) Ten drink to zabawa, Nowy Jork i wyrafinowanie. Jest różowy, co też jest w jakiś sposób nowojorskie, bo to miasto jest szorstkie, a jednocześnie wypełnione brokatem, gdzie ludzie chcą się odstrzelić w swoje najlepsze ciuchy i żyć fantazją. Symbolizuje też przyjaźń.
Mam wrażenie, że to właśnie robisz, sprzedajesz ludziom fantazję o tym, jak wygląda życie tutaj.
Nie czuję, żebym sprzedawała fantazję, bo mieszkam tutaj już bardzo długo i tak po prostu wygląda moje życie. Piszę o tym, jaki jest mój świat.
Dla ciebie to codzienność, a dla milionów sen o życiu, którego chcieliby doświadczyć. Czy to dziwne uczucie, że po przeczytaniu twoich książek, obejrzeniu serialu, tyle osób chciałoby dosłownie żyć jak ty?
Czy ja wiem, czy chcieliby mojego życia? Ja większość życia spędziłam pracując! Tak, jest pełne przepychu i blichtru, ale jest też ta druga strona z problemami i kompleksami, które dotykają mnie jak wszystkich. Moje życie to również długie godziny przed komputerem i pisanie.
Znamy cię jako nowojorską it girl, ale domyślam się, że nie zawsze było łatwo i początki w takim mieście, jak Nowy Jork, mogły być trudne?
Zaczęłam pisać zawodowo niemal od razu po tym, jak przybyłam do Nowego Jorku. Pisałam książki dla dzieci, potem dla różnych publikacji i mając te 19 lat po prostu podchodziłam do ludzi i przedstawiałam się jako pisarka. Nie zarabiałam na tym dużo, może jakieś 50 dolarów za zlecenie? Ale wtedy mogłeś coś wynająć za 150 dolarów, więc… (śmiech)
To miasto dla wytrwałych i początki faktycznie były ciężkie, ale to bardzo zbiorowe doświadczenie. Każdy niejako przechodzi przez tę ścieżkę - najpierw żyjesz w bardzo małym mieszkaniu z kilkoma osobami, nie masz nawet miejsca na swoje rzeczy i wiele poświęcasz, żeby tutaj po prostu być i mieć dostęp do tych fantastycznych miejsc, interesujących pomysłów i ludzi, którzy, podobnie jak ty, chcą zrobić coś ze swoim życiem. Nawiązujesz znajomości, dostajesz zaproszenia na imprezy, zaczynasz być częścią tego nocnego życia i wszystko nagle się kręci.
Czyli życie towarzyskie w tym mieście to jedna z podstaw sukcesu.
Nowy Jork to było kiedyś przede wszystkim życie towarzyskie! Ludzie bardzo to cenili. Teraz jest zupełnie inaczej - społeczeństwo żyje online, a tam panują kompletnie inne zasady i wszystko jest dużo bardziej inkluzywne. Kiedyś było ekskluzywne i w tej ekskluzywności była wartość. Teraz szuka się jej w tym, co przyciąga wszystkich i jest dla wszystkich.
Co jest lepsze?
Nie potrafię na to odpowiedzieć, ale wtedy tak po prostu wyglądał tutaj ten świat. Pieniądze pojawiły się, gdy zaczęłam pisać książki. Nie było w tym wiele szczęścia, a po prostu bycie zawodowcem i ciężka praca. Jeśli nie potrafisz wpaść na to, jak robić pieniądze na tym, co umiesz, to coś jest z tobą nie tak.
Ty dość szybko znalazłaś temat, o którym chcesz pisać.
Byłam samodzielną kobietą i znałam wiele innych takich kobiet, które nie polegały na mężczyznach. Nie potrzebowałybyśmy ich, żeby przeżyć, nie płacili nam czynszów. I o tym postanowiłam pisać. Wtedy, w latach 80., to była dość nowatorska idea, bo przecież od zawsze było inaczej. Teraz już dobrze wiemy, że model tradycyjnej rodziny, gdzie kobieta zostaje w domu i opiekuje się dzieckiem, a mężczyzna daje jej pieniądze nie do końca dla nas działa.
Przyszłość to indywidualność, samodzielność i coraz mniej osób z dziećmi, bo po prostu nie będą czuć potrzeby ich posiadania. Więcej ludzi będzie żyć w pojedynkę, ale będąc w różnego rodzaju relacjach i goniąc za swoimi marzeniami. Bo mieć rodzinę i gonić za marzeniami to jednak dwie różne rzeczy. Tak myślę, ale jest też szansa, że nic nie wiem. (śmiech)
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Pamiętasz moment, w którym pomyślałaś "okej, to się dzieje, przede mną coś naprawdę dużego"?
Tak! Kiedy dostałam kolumnę "Seks w wielkim mieście" w "The New York Observer" faktycznie pomyślałam, że to będzie dla mnie przełomowa sprawa. Miałam wtedy już 36 lat i nadal w głowie jedną myśl: musi mi się udać. Pamiętaj, to był świat bez social mediów. Nie wystarczyło opublikować wideo i powiedzieć "hej, jestem tu i tu" - ty naprawdę musiałeś tam być. Ja tam byłam, żyłam i obserwowałam, opisując to wszystko w mojej kolumnie.
Czerpanie inspiracji ze swojego życia uczuciowego nie mściło się czasami i ktoś nie chciał się z tobą umówić w obawie, że zostanie bohaterem "Seksu w wielkim mieście"?
Zdarzyło się może kilku facetów, którzy powiedzieli coś w stylu "nie chcę z tobą randkować, bo będziesz o mnie pisać", ale umówmy się, to zazwyczaj byli mężczyźni, z którymi i tak nie chciałabym się spotykać. Aczkolwiek prawda jest taka, że gdybyśmy się spotykali, to pewnie bym o tym pisała, więc… tutaj może mieli trochę racji. (śmiech) Ostatecznie, ludzie umawiają się ze sobą z wielu powodów, więc nigdy nie chodziło tylko o to, czy o kimś napiszę, czy nie. Umawiają się dla statusu, seksu, rozrywki lub w ogóle nie randkują, bo nie czują takiej potrzeby.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Kiedy wracam z nieudanej randki, pocieszam się, że przynajmniej będę miał kolejną anegdotę do swojego podcastu, w którym opowiadam, trochę jak ty w kolumnie, o zawiłościach singielskiego życia. Też zdarzyło ci się tak pomyśleć po fatalnej randce?
Absolutnie, cały czas i do tej pory! (śmiech) Musimy przecież nadać naszemu życiu i temu co nas spotyka, nawet jeśli nie jest przyjemne i miłe, jakiś sens.
W kontynuacji "Seksu w wielkim mieście" czyli "Seks w wielkim mieście… i co dalej?" piszesz o przyjaciółkach, które próbują rozgryźć świat randek i związków, będąc w średnim wieku. O tym też traktuje twój sceniczny show o tym samym tytule, z którym występujesz. Chciałabyś, żeby to też trafiło do telewizji?
Bardzo mi na tym zależy, bo taka produkcja pokazywałaby doświadczenia kobiet po 50-tce w sposób bliski rzeczywistości. Serial, w którym chciałabym wystąpić, tak jak napisałam i występuję z tym show "Seks w wielkim mieście… i co dalej?" na scenie, gdzie opowiadam o swoich przeżyciach i refleksjach. One bazują na tym, co realnie się wydarzyło, a nie na czymś, co jest fantazją 30-kilkuletniej scenarzystki o życiu dwadzieścia pięć lat starszej singielki. Nie chcę w niej utartych klisz, które ludzie powtarzają o kobietach randkujących w tym tzw. pewnym wieku.
"Pewny wiek" wiążę się też z tym okropnym określeniem "starzeć się z godnością" czyli według ustalonych reguł, które przewidują, jak kobieta po 50-tce powinna wyglądać i co robić…
Większości kobiet, które znam, nie spędza to snu z powiek. Ja sama się nad tym nie zastanawiam! Noszę krótkie spódniczki i są 20 lat młodsi faceci, którzy są mną "zainteresowani", cokolwiek to znaczy. Nie jestem mężatką… na ten moment. (śmiech) Nie mam dzieci, których posiadanie często determinuje styl życia kobiety. Najpierw martwisz się tym, co pomyślą o tobie rodzice, a jak masz 50, 60 lat, to zastanawiasz się, co pomyślą twoje dzieci i z lęku przed ich dezaprobatą, nie robisz tego, na co masz ochotę. Mnie to nie dotyczy, więc nie muszę się niczym i nikim przejmować. Robię, co chcę!
Co mówią ci fanki "Seksu w wielkim mieście", które spotykasz na co dzień i po swoich występach?
Dziękują za inspirowanie ich i wiele z nich mówi, że "Seks w wielkim mieście" zmienił ich życie i wydaje mi się, że one naprawdę w to wierzą. Dał kobietom pozwolenie na bycie sobą, a nie przymus bycia doskonałą. Pozwolenie na to, żeby nie odtwarzać przewidzianego dla nich scenariusza, w którym w wieku 30 lat mają już męża i dzieci. W latach 90. to była sytuacja co najmniej dziwna i wręcz alarmująca. Teraz wszyscy w tym wieku są singlami i jest to normalne, nikt już nie słyszy "O boże, kiedy w końcu sobie kogoś znajdziesz?" czy innych wyświechtanych pytań.
To jest dla mnie prawdziwa spuścizna "Seksu w wielkim mieście" - że dał kobietom wolność i możliwość innego życia, w którym mogą same zadbać o pieniądze, kupić własne mieszkanie i wybrać, z kim pójdą do łóżka, kto nie musi zostać ich mężem. Kobiety mające wybór to był rewolucyjny koncept i cieszę się, że byłam jego częścią.
Rozmawiał Piotr Grabarczyk.
Trwa ładowanie wpisu: instagram